fot. PAP/Piotr Nowak

Gorzkie żale – pełne treści

Powiedzieć „lubię gorzkie żale” brzmi jak oksymoron. Bo to brzmi prawie tak, jak powiedzieć: „lubię płakać”, „lubię rozważać mękę Jezusa Chrystusa”. Zamiast słowa „lubię” użyję więc słów „doceniam wartość nabożeństwa gorzkich żali”. Bo to nabożeństwo, które ze względu na swoją głęboką treść, wielowiekową tradycję i często piękną oprawę pozwala na głęboką kontemplację męki Chrystusa. Męki, która doprowadziła na krzyż, ale krzyż nie był jej ostatnim i najważniejszym akcentem.  

Tydzień temu, w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, kolejny raz przekonałem się, jak pięknym literackim, poetyckim językiem napisane są „Gorzkie żale”. To język archaiczny, ale myślę, że paradoksalnie właśnie to pomaga bardziej skupić się na treści tej modlitwy. Gdy modlimy się tekstami współczesnymi często ich treść nam powszednieje. Powrót do tekstu, którego słowa brzmią inaczej niż używane współcześnie skłania nas do zastanowienia się nad ich znaczeniem

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Lament  

Są wierni, którzy akurat tego typu postnej pobożności nie praktykują. Nie czują „zbiorowego lamentu” lub niekiedy – co przyznają wprost – przerasta ich zbyt ponury, funeralny „klimat” tej modlitwy. Ja jednak – mimo wszystko – także ich zachęciłbym do spojrzenia na gorzkie żale, jak na nabożeństwo niezwykle intensywne, sensualne, która pozwala wejść w osobistą relację z Chrystusem Cierpiącym. Tu nie chodzi o płacz czy żałobne zawodzenie, ale o współodczuwanie, bycie blisko Jezusa, współodczuwanie z Nim Jego męki za grzechy świata. Gorzkie żale – w mojej opinii łączą dwie sfery, które na pierwszy rzut oka mogłyby się wykluczać. To z jednej strony modlitwa monumentalna w formie, szczególnie w tych większych kościołach, gdzie przy głośnej muzyce organowej głos wiernych niesie się nawet poza mury świątyni. I jednocześnie to modlitwa, która ma wymiar bardzo indywidualny. To dialog z Matką Bolesną, czy lament duszy nad cierpiącym Jezusem, który formą i treścią przypomina znane nam dobrze litanie

>>> Czy da się polubić Gorzkie żale?

Muzyka 

Niezwykle ważna, wręcz kluczowa jest muzyka, którą najczęściej prowadzi organista. Moim zdaniem powinna ona dominować w całym kościele. To organista nadaje ton, tempo, to także on – jeśli tylko potrafi – może „dopieszczać” melodię swoją wirtuozerią. Muzyka organisty w wielu sytuacjach jest w kościele tłem, pełni rolę towarzysza, „pomocnika” w przeżywaniu liturgii i różnych nabożeństw. W czasie gorzkich żali doceniam za to organistów, którzy „wychodzą na pierwszy plan”. To nabożeństwo, na która składa się przede wszystkim śpiew, wspólny i dość długi. Ważne więc, by nie było to „odśpiewanie”, ale mocne uderzenie w klawisze i piszczałki, których dźwięk przeszyje serca wiernych. Oczywiście nie chodzi tu o sztuczne wzbudzanie emocji i odgrywanie swoistego teatru. Ja jednak hołduję zasadzie, że forma nabożeństwa jest ważna, bo pomaga znaleźć jego istotę, treść. I tak, jak na pierwszym miejscu jest oczywiście modlitwa, słowo Boże, istota Eucharystii, tak forma może pomóc w ich lepszym, głębszym przeżywaniu. Oczywiście nie zawsze też potrzeba do tego oprawy muzycznej. Sam doceniam „ciche msze”, w czasie których nie ma organisty i „pierwsze skrzypce” gra słowo. Gorzkie żale to jednak przede wszystkim muzyka, śpiew, dlatego profesjonalizm organisty jest tak istotny. Pomaga naszemu modlitewnemu, pasyjnemu przebudzeniu (pierwsza część utworu nazwana jest zresztą pobudką). Śpiewu nie musi prowadzić organista, mogą to być inni instrumentaliści czy śpiewacy. Ja skupiam się na organach ze względu na moje osobiste zamiłowanie do tego instrumentu.  

Figura Chrystusa przy wejściu do Bazyliki św. Krzyża w Warszawie, fot. Maciej Kluczka

Historia  

W 2015 r. gorzkie żale „obchodziły jubileusz” 300 lat od ich powstania. Początki tego nabożeństwa to koniec XVII i pierwsza połowa XVIII w. Mieszczanie i magnateria organizowali się wtedy w grupach modlitewnych, tak zwanych bractwach nabożnych. Jedno z nich Bractwo św. Rocha – funkcjonowało przy warszawskim kościele Świętego Krzyża (dzisiejsza bazylika Krzyża przy Krakowskim Przedmieściu). Zadaniem bractw była głównie działalność charytatywna, wspólne modlitwy czy nabożeństwa i procesje. Bractwa brały sobie za honor uczestnictwo właśnie w takich wydarzeniach liturgicznych. Pewnego razu, na tym tle, doszło między nimi do sporu. A poszło o pierwszeństwo w organizowaniu procesji pasyjnych… Jak mówi historia, przełożony księży misjonarzy (obecnych w kościele Świętego Krzyża) – ks. Michał Tarło zakazał członkom Bractwa św. Rocha udziału w procesjach pasyjnych. I to właśnie – według przekazywanej z pokolenia na pokolenie historii – dało początek nabożeństwu gorzkich żali. Członkom Bractwa św. Rocha z kościoła Św. Krzyża w Warszawie i ich opiekunowi, ks. Wawrzyńcowi Stanisławowi Bennikowi CM, przypisuje się napisanie tekstu specjalnego nabożeństwa.

>>> Kościoły stacyjne – wielkopostna tradycja i modlitewne czuwanie

Nie wiemy, czy ks. Bennik jest jedynym autorem tego dzieła, ale na pewno to on wydał je drukiem w lutym 1707 pod tytułem „Snopek Myrry z Ogroda Gethsemańskiego albo żałosne Gorzkie Męki Syna Bożego rozpamiętywanie”. Nazwa wzięła się od mirry, czyli daru, jaki mędrcy złożyli narodzonemu w Betlejem Jezusowi. Dar mirry był bowiem zapowiedzią męki i śmierci Chrystusa. Pierwsze nabożeństwo zostało uroczyście odprawione w pierwszą niedzielę Wielkiego Postu, 13 marca 1707 r. w warszawskim kościele pw. Świętego Krzyża. Nabożeństwo bardzo szybko zyskało popularność w całej Polsce i otrzymało akceptację Stolicy Apostolskiej. Rozpowszechnili je oczywiście Księża Misjonarze Św. Wincentego a Paulo, którzy prowadzili wtedy ponad 20 z około 30 seminariów duchownych działających wówczas w Polsce. Później „popularność” gorzkich żali przeniosła się na wiele innych parafii w całym kraju. Migrujący za chlebem Polacy zabrali ze sobą to, co mieli najcenniejszego – swoją wiarę, a z nią modlitwy i nabożeństwa. I w ten sposób do dzisiaj gorzkie żale są śpiewane na całym świecie.

fot. PAP/Tomasz Gzell

Słowo 

Gorzkie żale nawiązują treścią do tradycji pieśni pasyjnych, lamentacji, płaczów. Ich treść opiera się na ewangelicznym opisie męki, bardzo widoczny jest też wpływ tekstów ze Starego Testamentu, takich jak Psalm 22 oraz Pieśń o Cierpiącym Słudze Jahwe z Księgi Proroka Izajasza. To na nich zwłaszcza opierają się bardzo plastyczne opisy przeżyć torturowanego Jezusa podczas biczowania. Upokorzeń, jakich doznawał aż do ukrzyżowania. Nabożeństwo odprawiane jest podczas wystawienia Najświętszego Sakramentu i często towarzyszy mu specjalne kazanie pasyjne. Sama nazwa modlitwy pochodzi od pierwszych wyrazów pieśni: „Gorzkie żale przybywajcie, serca nasze przenikajcie”. Właśnie… słowa. Skupmy się na kilku wybranych fragmentach nabożeństwa. Na bogatą treść i plastyczne opisy wpływ ma czas powstania tej modlitwy. To przecież XVII w., kiedy to muzyka sakralna i barok przeżywały swój rozkwit.

>>> Gorzkie Żale – jeszcze nabożeństwo czy już koncert muzyki sakralnej? 

Po pobudce stałej dla wszystkich części „Gorzkich Żali(zwróćmy uwagę, że nazwę tę piszemy dwojako – w zależności od tego, czy chodzi nam o nabożeństwo, czy o tytuł wykonywanego w czasie nabożeństwa utworu literackiego) – następują pieśni, które wprowadzają wiernych w kolejne etapy męki pańskiej. To hymn, lament duszy nad cierpiącym Chrystusem i rozmowa duszy z Matką Bożą. Już w pobudce swoją uwagę zwracają barwne, bogate środki wyrazu. Powiedziałbym, że to połączenie animizacji i personifikacji, bo „słońce, gwiazdy omdlewają”. Są też bardzo rozbudowane oksymorony: „Upał serca swego chłodzę, gdy w przepaść Męki Twej wchodzę”. Męka, szczególnie droga na krzyż, nie kojarzy się ochłodą, czymś przynoszącym ukojenie, wręcz przeciwnie. My jednak śpiewamy zgoła inaczej, kontemplując pasję Chrystusa chłodzimy żar swoich serc. Z kolei zdania: „Opoki się twarde krają, z grobów umarli powstają. Cóż jest, pytam co się dzieje? Wszystko stworzenie truchleje!” przypominają układ jednej z najpopularniejszych polskich kolęd: „Bóg się rodzi”. Tam też dramaturgię wydarzeń budują oksymorony („Bóg się rodzi, moc truchleje. Pan niebiosów obnażony. Ogień krzepnie, blask ciemnieje. Ma granice – Nieskończony). Z kolei w hymnie (drugiej pieśni „Gorzkich Żali”) moją uwagę zwraca zdanie: „Oby się serce we łzy rozpływało, że Cię, mój Jezu, sprośnie obrażało”. Niezwykle plastyczny obraz: serce rozpływające się w łzy to synonim bólu, żalu, przeżywanego przez osobę dotkniętą cierpieniem bliskiej sobie osoby. Podobnie jest w „Rozmowie duszy z Matką Bolesną”. Tam „boleść ściska nieznośna”, a miecz przenika serce. 

fot. cathopic

Zadaniem gorzki żali – jeśli możemy tak określić nie jest wyłącznie wprowadzenie w wydarzenia sprzed 2000 lat, ale także skłonienie uczestników nabożeństwa do refleksji nad przemijaniem, sensem cierpienia w życiu, nad sprawami ostatecznymi. Matka Boża jest w tym naszą pośredniczką, cierpi wraz ze swym Synem, jednocześnie utożsamia się z ludzkimi duszami, które pragną pojednania z Bogiem, które potrzebują nawrócenia. Nabożeństwo to można – i warto – odbierać jako duchową łączność z Jezusem. Wtopienie się w muzykę i śpiew, które płynnie przeprowadzają nas przez kolejne części modlitwy pomaga skupić się i  kontemplować wielkie tajemnice chrześcijaństwa. Wielki Post nas do tego zaprasza. Dziś – w kalendarzu liturgicznym – druga niedziela tego okresu 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze