kadr z filmu/canva

Kalwaria. Przebaczenie jest niedoceniane 

Kalwaria” Johna Michaela McDonagha jest niezwykłym filmem, o którym nigdy w polskim świecie filmowym głośno nie było. Powodem być może jest to, że opowiada o kościele, a cała opowiedziana w nim historia nie pozwala na łatwą i jednoznaczną ocenę.  

Szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że ktoś może zrobić tak dobry film z tematyką księdza w roli głównej. Pierwszy raz obejrzałam ten film kilka dobrych lat temu, ale wiele kwestii było dla mnie wtedy niezrozumiałych i całość bardzo ciężka. Przy okazji tego cyklu postanowiłam obejrzeć go raz jeszcze i nieco głębiej się nad nim zastanowić. Nie oczekując niczego, ogromnie się zaskoczyłam. Reżyserowi udało się odwzorować Mękę Pańską najdrobniejszych szczegółach – używając przy tym praktycznie niezauważalnych form. Gdy obejrzałam ten film po raz drugi, dostrzegłam ogromną ilość symbolizmu, który w najsubtelniejszy sposób opowiada o sensie Męki Jezusa, o którym wcześniej się nie zastawiałam. 

Opowiedziana „Kalwaria” nie jest jednak oczywista, o ile znana jest nam historia przedstawiona na kartach Pisma Świętego. Na irlandzkiej prowincji do konfesjonału w którym siedzi proboszcz przychodzi mężczyzna, który zapowiada, że za tydzień zabije  księdza. Cała historia trwa dokładnie 7 dni, każdego zaś dzieje się coś ważnego. Na tym niestety muszę skończyć opowiadanie fabuły, dalsze wchodzenie w szczegóły byłoby ogromnym spoilerem. Choć druga cześć dyskusji czeka widzów dopiero po obejrzeniu tego filmu, którego ostatnia, niezwykle wymowna scena kończy historię (nie zdradzam, czy jest to rzeczywiście śmierć księdza).

kadr z filmu

Parafrazując słowa Nietzschego, Bóg został usunięty ze sfery życia ludzi żyjących w tej mieścinie. Nie dlatego jednak, że nie istnieje, ale dlatego, że mieszkańcy wykreślili Go ze swojego życia. Mimo tradycji chrześcijańskiej  nie ma wiary wśród parafian głównego bohatera. Każda rozmowa z nimi kończy się oskarżaniem kościoła i wystawianiem na próbę wiarę księdza. Bardzo podoba mi się w tym filmie to, że nie jest to czarno-biała historia o dobrym księdzu i złych ludziach. Po pierwszych scenach ktoś nieopatrznie może nawet źle zrozumieć te opowieść, uznając ją za antykościelną. Ale to film o ludziach, którzy uznali, że nie potrzebują Boga, nie zauważając przy tym, że ich życie jest tak naprawdę piekłem.  

Film otwierają słowa świętego Augustyna, który powiedział: „Nie rozpaczaj: jeden z łotrów został zbawiony. Nie pozwalaj sobie: jeden z łotrów został potępiony”. Symbolizują one wewnętrzną walkę głównego bohatera, którą stacza praktycznie w każdej scenie. Jednak najbardziej wymowny jest dialog, który pada pod koniec filmu, między dwoma bohaterami: 

– Za dużo mówi się o grzechach, a za mało cnocie.

– Jaką byś postawił na pierwszym miejscu?

– Myślę, że przebaczenie jest niedoceniane.

Trudno o bardziej wymowne słowa, wskazujące na sens męki i zmartwychwstania Jezusa. Choć nikt nie stawia na tacy gotowych tez widzowi, są one mimo wszystko czytelne, jednak jak wspomniałam niezwykle subtelne. Jeśli ktoś zdecyduje się obejrzeć ten film, do czego gorąco zachęcam, najlepiej, aby zrobił to dwa albo więcej razy. Choć cała historia wydaje się prosta, za każdym razem można zobaczyć w niej coś nowego, coś co przyczyni się do refleksji nad naszym życiem i sensem naszej osobistej wiary.

Zobacz pozostałe recenzje z cyklu #DobryFilmNaWakacje

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze