fot. unsplash/Priscilla du Preez

Zawołaj „Alleluja!”

Pewnie kojarzycie mem, gdy ktoś mówi: „Święta, święta i po świę…”. I nagle wkracza do akcji Batman i dodaje: „Oktawa!”. To taki kato-mem, czyli rodzaj mema (śmiesznych internetowych obrazków z krótkimi historyjkami), w tym przypadku dotyczący wiary i Kościoła. Ja chciałbym Państwa zaprosić do jego przeróbki… 

By nasza chrześcijańska radość ze zmartwychwstania nie trwała tylko oktawę, ale cały rok! Ba, całe życie! Mam takie wrażenie, poparte doświadczeniem, że bardzo szybko tłamsimy w sobie wielkanocną radość i zapominamy o tym, co w naszej wierze i w naszym liturgicznym kalendarzu najważniejsze. Tak, jakbyśmy bardzo mocno chcieli zapomnieć, że „jakieś zmartwychwstanie” miało miejsce i że to dotyczy również nas i naszego teraz i naszej przyszłości. Ok, może faktycznie tak się stało, ale może nie wgłębiajmy się w to bardziej, bo jeszcze okaże się, że to będzie miało rewolucyjne znaczenie dla naszego życia…

fot. EPA/VATICAN MEDIA

Radość nie tylko od święta

Oczywiście nie mówię o indywidualnym podejściu do sprawy, bo ono u każdego z nas może być zupełnie inne. Mówię o wspólnotowym przeżywaniu tej prawdy. Niektóre parafie, nawet w czasie oktawy, nie śpiewają sekwencji wielkanocnej. A szkoda, wielka szkoda. Mi dane było, przez ubiegły tydzień, uczestniczyć w mszach w kościele, gdzie potrafiono świętować, radować się i przedłużać wielkanocne święto. Słowo „przedłużać” nie jest nawet w tym przypadku najszczęśliwsze. To święto przecież trwa, Wielkanoc nam o nim „tylko” przypomina. Dobrze byłoby więc, żeby wraz z końcem oktawy nie wrócić do rutyny, ta Wielka Noc powinna nas skutecznie z niej wybić.

>>> Beata Legutko: dlaczego świętujemy przez 8 dni, czyli co to jest oktawa? 

fot. PAP/Tomasz Waszczuk

W naszych parafiach potrafimy „trzymać” klimat świąt Bożego Narodzenia przez ponad miesiąc. Śpiewamy wtedy kolędy, świąteczne dekoracje często zostają aż do 2 lutego. A po Wielkanocy, po najważniejszych dniach w liturgicznym kalendarzu, bardzo szybko wracamy do „normalności”. A przecież normalnie – po zmartwychwstaniu – nie powinno być już nigdy. To jest nowy czas, dany nam w dziele zbawienia. A im dłużej będziemy sobie o nim przypominać (nie tylko w treści, ale i w formie), tym ta wiara i świadomość będzie w nas silniej zakorzeniona. Zauważmy też inną dysproporcję. Wielki Post trwa 40 dni, zaczynamy ten okres od posypania głów popiołem. Później kolejne nabożeństwa pokutne, zwyczaje i tradycje. Wielki Post czuć, tak namacalnie. Czy podobnie jest z okresem wielkanocnym? 

Ma się ku wieczorowi 

W Kościele powszechnie znane jest powiedzenie, że Wielkanoc to tak wielkie święto, że dwa dni to za mało, by je godnie uczcić. Podobnie można powiedzieć, że i oktawa to za mało, dlatego liturgiczny okres Wielkiej Nocy trwa aż do Pięćdziesiątnicy, do Zesłania Ducha Świętego. Ewangelie, których fragmenty teraz czytamy pachną wiosną, tętnią życiem! O samych Dziejach Apostolskich pisaliśmy niedawno na naszym portalu. Zachęcam do lektury tych, którzy nie mieli jeszcze okazji. Ja za to zwrócę uwagę tylko na dwa fragmenty Ewangelii (do których codziennie rano komentarz przygotowuje o. Marcin Wrzos OMI). „Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił” (to fragment ze środy w oktawie wielkanocnej). Bardzo lubię ten fragment, od razu przed oczami maluje mi się obraz letniego, ciepłego wieczoru. Uczniowie Jezusa zmierzali do Emaus, a gdy Jezus dołączył do nich – oni Go nie rozpoznali. Zastanówmy się, jak to wygląda i u nas. Czy i my czasami nie idziemy przez życie i nie zauważamy Jezusa? Może nawet i chodzimy co niedzielę do kościoła, może nawet częściej, a jednak możemy iść jak uczniowie do Emaus i nie rozpoznawać Jezusa, który jest tuż obok. Niech wielkanocna radość pomoże nam to zmienić. 

Fot. cathopic.com

Drugi fragment, na który chcę zwrócić uwagę, to również Ewangelia według Łukasza (to już z czwartku wielkanocnej oktawy). Ewangelista opisuje spotkanie Jezusa z uczniami, nad jeziorem. Chrystus pyta ich: „Macie tu coś do jedzenia? Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich”. Fragment, który pachnie rybą! Pachnie życiem! Jezus, który przecież nie potrzebuje do życia jedzenia (bo jest Bogiem) chce spożyć ze swoimi uczniami i przyjaciółmi posiłek. On jest z nimi także przy takich zwyczajnych czynnościach i sytuacjach. To także podpowiedź dla nas. Jezusa zmartwychwstałego mamy widzieć nie „tylko” w kościele, nie „tylko” w ogniu paschału. Prawda o zmartwychwstaniu powinna towarzyszyć nam przy każdej życiowej sytuacji. 

fot. PAP/Paweł Jaskółka

Podstawowe zadanie 

Podczas wieczornego czuwania w wigilię święta Miłosierdzia Bożego usłyszałem, że my, chrześcijanie, często zapominamy o fundamencie naszej wiary i głównej misji Kościoła. Patrząc na Kościół (na tworzących go ludzi i na całą instytucję) sprawdzamy, jak ten dom wygląda z zewnątrz, oglądamy okna, wyposażenie. To oczywiście wszystko jest bardzo ważne, ale jednocześnie to wszystko nie może i nie będzie istnieć bez fundamentu. A bez dobrego, sprawdzonego fundamentu istnienie tych wszystkich rzeczy jest zagrożone. Fundamentem Kościoła jest Zmartwychwstały Chrystus. Zadajmy sobie więc pytanie (my wierniduchowni i świeccy), jak często w naszych rozważaniach,  modlitwach, myślach i rozmowach wracamy do tej podstawowej prawdy. Jezus,  właśnie tuż po powstaniu z martwych, daje podwaliny pod Kościół, mówiąc swoim apostołom: „Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”. To jest podstawowe (i tak naprawdę jedyne) zadanie Kościoła i wszystkich posłanych do niesienia Dobrej Nowiny. Zmartwychwstanie więc powinno być w naszych sercach i na naszych ustach nieustannie, nie tylko w święta, ale także i po nich. W przeróbce mema, o której wspomniałem na początku Batman nie odpowie: „Oktawa!”, ale powie „Alleluja przez całe życie!”. 

fot. unsplash

W tych dniach, w psalmach i w aklamacji, często powtarzaliśmy frazę: „Oto dzień, który Pan uczynił, radujmy się nim i weselmy”. Nigdzie nie jest napisane, że ta radość ma trwać tylko jeden dzień. Pieśni wielkanocne są piękne, radosne, niekiedy i pompatyczne. Jedna jest dla mnie szczególna. „Oto są baranki młode…”. Pieśń, której melodię potrafię nucić przez cały dzień! Jest żywa, tchnie radością, powiewem ciepłego wiosennego wiatru. Jeden werset pozostawię jako zaproszenie do życia radością zmartwychwstania: „Oto są baranki młode, o to ci, co zawołali Alleluja!”.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze