fot. YouTube/ Wydawnictwo WAM

Siostra Chmielewska: polityka od dawna polega na skłócaniu ludzi

Czy jest jakiś sposób na to, by pozszywać nas na nowo? O refleksję na ten temat poprosiliśmy siostrę Małgorzatę Chmielewską. – Możemy się różnić i mieć zupełnie inne zdanie – z tym trzeba się liczyć w państwie demokratycznym. Ale powinniśmy ze sobą rozmawiać, dojść do jakiegoś kompromisu, nie wykluczając grup, które mają inne zdanie – mówi przełożona polskiego oddziału Wspólnoty „Chleb Życia”. Zapraszamy do lektury komentarza siostry Chmielewskiej dla misyjne.pl. 

Sposób zawsze jest. Ale trzeba zadać sobie pytanie: co jest źródłem tych podziałów? W jaki sposób są one podsycane? Trzeba zacząć od zdiagnozowania problemu. Otóż, te podziały są podsycane od dawna przez polityków. Polityków „wynajęliśmy” do tego, by wzięli na siebie odpowiedzialność za państwo. Płacimy im za to, by dbali o pokój społeczny.

Sejm fot. PAP/Mateusz Marek

Sejm fot. PAP/Mateusz Marek

Oczywiście, to jest szalenie trudne, bo w społeczeństwie demokratycznym jest bardzo wiele grup. I one mają różne aspiracje, potrzeby i oczekiwania. Gdy władza w jakikolwiek sposób powołuje się na wartości chrześcijańskie, to tym bardziej jest odpowiedzialna za dialog z ludźmi, utrzymanie równowagi i utrzymanie poczucia jedności w narodzie. To wartości, które powinny być ponad podziałami. Uprawianie polityki, co wszyscy widzimy, od dawna polega na skłócaniu ludzi, na zarządzaniu poprzez konflikt. Jeśli jest chwila spokoju – to ten konflikt się wtedy wywołuje Nie twierdzę, czy robi się to świadomie czy nieświadomie, celowo czy niecelowo. Ale taka jest rzeczywistość obecnego życia politycznego.  

>>> Justyna Nowicka: dlaczego tak trudno nam się zrozumieć? [FELIETON]

Sprawiedliwość społeczna 

Trzeba się zastanowić, czym są wartości chrześcijańskie, na które tak często powołują się politycy. Wartości chrześcijańskie to oparcie się o chrześcijańską naukę społeczną, czy – skoro powołują się na katolicyzm – konkretniej na katolicką naukę społeczną. Ta nauka oczywiście absolutnie broni życia nienarodzonych. Ale nie tylko ich. Za tymi wartościami musi iść wszystko to, o czym pisał m.in. św. Jan Paweł II. Za tym musi iść „sprawiedliwość społeczna”. Ten termin przez wiele lat był zagarnięty przez lewicę (obecna lewica nie ma z tym niestety wiele wspólnego). Oznacza takie zarządzanie, żeby wszyscy – także  najsłabsimieli możliwość godnego życia. Poza tym, gdy powołujemy się na katolicyzm, to sami musimy być świadkami. Musimy swoją postawą pokazywać, że jesteśmy ludźmi wierzącymi. Nie jesteśmy świadkami, gdy np. w polityce i w Kościele wprowadzamy język wykluczenia i agresji. Gdy zakładamy, że „jak nie myślisz dokładnie tak, jak ja chcę, żebyś myślał – to nie jesteś katolikiem, nie jesteś Polakiem” – to wykluczamy drugiego. To jest język wykluczenia, który prowadzi natychmiast do reakcji drugiej strony. Ludzie wykluczeni zwyczajnie będą się buntować, to normalna reakcja. 

Marsz zorganizowany przez środowiska narodowe 11 listopada we Wrocławiu, fot. PAP/Maciej Kulczyński

Brak woli 

Obserwuję to jako zwykła katoliczka. I myślę, że nie ma w tej chwili woli zaprowadzenia dialogu i pokoju. Możemy się różnić i mieć zupełnie inne zdanie – z tym trzeba się liczyć w państwie demokratycznym. Ale powinniśmy ze sobą rozmawiać, dojść do jakiegoś kompromisu, nie wykluczając grup, które mają inne zdanie. Oczywiście, katolik nie może dojść do kompromisu, że należy zabijać dzieci. Bo nie należy zabijać dzieci – to jest sprawa oczywista. Natomiast sposób, w jaki przeprowadziło się sprawę aborcji, nieuchronnie musiał doprowadzić do konfliktu. Mamy teraz czas, w którym wyraźnie widać różnice pomiędzy rzeczywistą wiarą a przywiązaniem do tradycji. I to jest problem Kościoła. My, jako wspólnota Kościoła, nie jesteśmy armią, ale ludem Bożym, który ma w sobie słabszych, silniejszych, mądrych i mniej mądrych. I musimy zauważyć wszystkich członków Kościoła. To powoli następuje. Wielokrotnie mówił o tym papież, on tak właśnie stara się żyć – zauważa wszystkich. Zresztą – Jan Paweł też taki był. Ważna jest nasza postawa w stosunku do Boga i bliźnich.

fot. Darek Delmanowicz, PAP

Trwa pandemia… 

Czy mamy szansę? W tej chwili mamy do pandemię – i to jest realne zagrożenie. Ludzie są zmęczeni, tracą pracę, majątki całego życia. Ktoś, kto 20-30 lat pracował na to, by rozbudować swoją firmę nagle traci wszystko. A wraz z nim jego pracownicy. Ludzie umierają. Służba zdrowia doszła do muru; jest w dramatycznej sytuacji. Trzeba więc postawić sobie pytanie, czym powinniśmy zająć się w tej chwili. Ja nie jestem politykiem, ale myślę, że – jako obywatele – powinniśmy razem zająć się budowaniem solidarności i wspólnego działania, żeby przede wszystkim pokonać pandemię. Nie powinniśmy zajmować się teraz rozniecaniem kolejnych sporów.

>>> Ks. Artur Stopka: czy to już dialog? 

fot. EPA/Max Cavallari

Młodzi zeszli z kanap 

Ci młodzi ludzie, którzy wyszli na ulice, niekoniecznie są zwolennikami aborcji. Demonstracje ogarnęły całą Polskę, także małe miejscowości – co się niesamowicie rzadko zdarza. To protest przeciwko sposobowi, w jaki traktuje się obywateli. Przeciwko temu, co się obecnie na poziomie ekonomicznym i politycznym w Polsce dzieje. I ten protest uderza w Kościół – w hierarchię, ale też w Kościół jako wspólnotę. Wszyscy powinniśmy zadać sobie pytanie: co się takiego stało, że ci młodzi ludzie, którzy w ogromnej większości uczestniczą lub uczestniczyli w katechizacji w szkole, nagle okazuje się, że absolutnie nie czują tych wartości. Spora wina w tym, że w postawach katolików jest bardzo dużo hipokryzji, a młodzież jest na taką postawę bardzo wyczulona. Oczywiście, nie popieram wszystkich postulatów demonstrantów, niemniej ważny jest sam fakt, że młodzi ludzie zeszli z kanap i zaczęli myśleć. Może nam się nie podobać ich sposób myślenia, mogą nam się nie podobać poglądy, dla których oficjalnie demonstrują. Ale ważne, że nie są obojętni! Być może za kilka lat będą aktywnymi obywatelami, którzy zechcą przemienić ten świat na dobre. Ale jest jeden warunek – nie możemy ich potępiać, lecz musimy niezwykle pracowicie, od samego dołu, pokazywać im rzeczywiste sprawy, o które trzeba walczyć. I sposoby, jakimi trzeba to robić.

>>> Siostra Małgorzata Chmielewska: nie ma prawdziwego życia bez kosztów

fot. unsplash

Jeśli teraz im tego nie pokażemy – nie potępiając ich, ale pracując razem z nimi nad chrześcijańską przemianą świata – to przegramy. Brak potępienia i agresji w stosunku do młodych ludzi to ogromne zadanie dla Kościoła w Polsce.  Potępianie i agresja ze strony Kościoła zwiększą tylko zawziętość i doprowadzą do absolutnego odcięcia się młodych od wartości chrześcijańskich. Musimy własnym przykładem, słowem Ewangelii pokazywać niesamowitą moc Ewangelii – właśnie w przemianie tego świata. Trzeba młodym pokazać, że budowanie braterstwa, o którym mówi papież Franciszek, to jest pasjonująca przygoda. Całą energię musimy skierować właśnie w tę stronę. Niestety, wciąż napotykamy – także wśród katolików – na postawy wykluczające i potępiające, bo tak jest po prostu łatwiej. Postawa dialogu jest trudniejsza, bo od razu rodzi zadanie: „Dobrze, ale przekonaj mnie, że to co mówisz, jest rzeczywiście dobre”. Postawa dialogu oznacza: żyj tak, jak mówisz! 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze