fot. Hubert Piechocki

Tora po kaszubsku: na zôczątkù Bóg stwòrził niebò i zemiã [NASZA ROZMOWA]

Z o. Adamem Sikorą OFM, poznańskim biblistą, o wydanym niedawno tłumaczeniu Pięcioksięgu na język kaszubski, rozmawia Hubert Piechocki. 

Hubert Piechocki (misyjne.pl): Mały Adaś w domu mówił po polsku czy po kaszubsku?

Adam Sikora OFM: Zdecydowanie po polsku. W szkole nie było mile widziane, gdy dzieci mówiły po kaszubsku, a nie po polsku. Poprawiano nas, po dłoniach dostawało się za mówienie po kaszubsku. Moi rodzice w domu mówili po polsku, mieli tylko wstawki kaszubskie. W domu mieszkali także dziadkowie, rodzice ojca, i oni mówili tylko po kaszubsku, w ogóle nie mówili po polsku. Dzięki nim właśnie nabrałem pewnej znajomości tego języka.

fot. Hubert Piechocki

Czyli Ojciec od dziecka był dwujęzyczny! 

Można tak powiedzieć, chociaż te proporcje nie były równe. Zdecydowanie częściej mówiłem po polsku niż po kaszubsku 

W szkole uczymy się systemowo języka polskiego. A gdzie nauczył się Ojciec systemowo kaszubszczyzny, jej gramatyki, zasad tego języka? 

To nastąpiło znacznie później. Przez całą szkołę średnią i podczas studiów nie miałem kontaktu z gramatyką kaszubską. Nigdy nie myślałem, że będę cokolwiek tłumaczył na kaszubski. Ta sprawa wynikła krótko przed 2000 rokiem – jubileuszem chrześcijaństwa. Wtedy pomyślałem, że warto jakoś uczcić ten jubileusz. Skojarzyły mi się dwie sprawy – że jestem biblistą, a jednocześnie Kaszubem, więc może warto byłoby którąś z ksiąg biblijnych przetłumaczyć. Taki impuls przyszedł też z zewnątrz. Proboszcz jednej z kaszubskich parafii chciał rozdawać podczas kolędy jedną z Ewangelii przetłumaczoną na kaszubski. I dzięki tym inspiracjom podjąłem się tłumaczenia na kaszubski Ewangelii według św. Marka. Tłumaczenie było gotowe w 2000 r., wydano je w 2001 r. Na tym tekście chciałem zakończyć swoje tłumaczenia na kaszubski. Ewangelię dobrze przyjęli nie tylko mieszkańcy, ale też dwaj wybitni znawcy kaszubszczyzny – nieżyjący już profesorowie: Jerzy Treder i Edward Breza z Uniwersytetu Gdańskiego. Poza nielicznymi uchybieniami ocenili to tłumaczenie jako bardzo udane. Podkreślili, że doceniłem potencjał domowej, a przez to bardzo naturalnej kaszubszczyzny. 

Przeczytaj też >>> Tora jest źródłem, z którego wszystko wypływa

fot. Hubert Piechocki

I na tym miało się skończyć, ale się nie skończyło.  

W 2003 r. w Poznaniu spotkałem pana Przemysława Basińskiego, reżysera cyklu Verba Sacra. I to on zaproponował, byśmy wystawili Verba Sacra po kaszubsku. Trochę z dystansem podszedłem do tego pomysłu, bo przecież „kto przyjdzie do katedry poznańskiej na czytanie Biblii po kaszubsku”?. Był to okres Bożego Narodzenia, więc pan Basiński zaproponował mi przetłumaczenie Ewangelii dzieciństwa według Łukasza i Mateusza i zaprezentowanie ich w grudniu 2003 r. Teksty w katedrze czytała pani Danuta Stenka, aktorka pochodząca z Kaszub. Okazało się, że na tę prezentację przyszło niespodziewanie wiele osób! Przyjechała nawet delegacja władz i muzycy z mojego rodzinnego miasta, Wejherowa. Wszystko to wyglądało obiecująco, powstał też spontanicznie pomysł, by przenieść tę edycję Verba Sacra na Kaszuby. I tak, już na początku 2004 r. udało się zorganizować reedycję w Wejherowie. Od tego czasu w Wejherowie co roku odbywa się prezentacja w cyklu Verba Sacra. To wymuszało na mnie coroczne przygotowywanie nowych tłumaczeń tekstów na kaszubski. Najpierw były to fragmenty Ewangelii. Po tych edycjach byłem niejako „zmuszony” do uzupełnienia i dokończenia tych niepełnych tłumaczeń, i tak co roku powstawało tłumaczenie jednej księgi, a w 2010 r. udało się wydać cztery Ewangelie w jednej księdze.

Przeczytaj też >>> Czy zatraciliśmy sens pokuty?

fot. Hubert Piechocki

Mamy więc Ewangelie, a potem pojawia się nowy koncept – przetłumaczenie Pięcioksięgu, czyli Tory. To żydowski rdzeń Biblii. 

Sercem Nowego Testamentu są cztery Ewangelie, a sercem Starego Testamentu jest właśnie Tora – Pięcioksiąg. Nie było takiej myśli, żeby w ramach cyklu Verba Sacra czytać wszystkie księgi Tory. To reżyser decydował o tym, które księgi będą prezentowane. Ale dwie księgi uznaliśmy za ważne i chcieliśmy je zaprezentować – były to: Księga Rodzaju i Księga Wyjścia. Potem znów czytaliśmy Nowy Testament – Listy Janowe, Apokalipsę. W ubiegłym roku, niezależnie od cyklu Verba Sacra, skończyłem tłumaczyć cały Pięcioksiąg (wtedy o. Sikora przetłumaczył ostatnią księgę Tory – Księgę Powtórzonego Prawa – przyp. red.), postanowiliśmy jakoś zaznaczyć to w cyklu. Dlatego w styczniu 2020 r. zaprezentowaliśmy właśnie Księgę Powtórzonego Prawa, a więc trzecią z pięciu ksiąg Tory.  

>>> Poznań: Księga Wyjścia podczas „Verba Sacra”

Ojciec nie jest pierwszym tłumaczem Biblii na kaszubski. Takie działania podejmowano już w końcu epoki staropolskiej.  

Przyjmuje się, że pierwsze tłumaczenia Biblii na kaszubski (bez zamiaru tłumaczenia całości), to urywki tekstów biblijnych zawartych w modlitewnikach, katechizmach, pieśniach, powstałych pod koniec XVI w. Za pierwszą książkę przetłumaczoną na kaszubski przyjmuje się śpiewnik pt. „Duchowe pieśni”, przetłumaczony przez Szymona Krofeja (1586 r.). Większe, choć wciąż nieliczne fragmenty, można było też znaleźć w katechizmie Marcina Lutra przetłumaczonym przez pastora Michała Mostnika. W latach 1699-1701 powstał też pierwszy lekcjonarz kaszubski, w którym zebrano 150 perykop wykorzystywanych w liturgii. Te pierwsze tłumaczenia powstały w kręgu Kościoła ewangelickiego. Nie były to tłumaczenia z języków oryginalnych, ale języka niemieckiego.

fot. Hubert Piechocki

Jak ta historia wyglądała dalej? 

Potem mamy długą przerwę. W XX wieku powstały pierwsze tłumaczenia w ramach Kościoła katolickiego. Pierwszy był ks. Franciszek Grucza, który przetłumaczył cztery Ewangelie. Potem pan Eugeniusz Gołąbek przetłumaczył cały Nowy Testament oraz Księgę Psalmów. Przełożył też lekcjonarz z czytaniami niedzielnymi. To były kroki milowe – bo powstały tłumaczenia bardzo dużych fragmentów Biblii, ale one również nie były tłumaczeniami z języka oryginału. Ksiądz Grucza tłumaczył z łaciny, a pan Gołąbek z polskiego. Ten drugi nawet nie mówił, że przetłumaczył, ale że „skaszubił” teksty polskie. Dlatego to rok 2001 i ukazanie się Ewangelii wg św. Marka, to było otwarcie nowego rozdziału w tłumaczeniach Biblii na kaszubski. Powstało pierwsze tłumaczenie księgi biblijnej z języka oryginału, w tym przypadku z języka greckiegokoine. Potem tłumaczyłem kolejne Ewangelie z języka greckiego, a następnie z hebrajskiego pięć ksiąg Tory, i Księgę Koheleta, która w najbliższym czasie ukaże się w Wydawnictwie Wydziału Teologicznego UAM w Poznaniu.   

Myślę, że warto wyjaśnić, jakie znaczenie ma przekład Biblii właśnie z języka oryginalnego. 

Sięganie do źródła, do tekstu oryginalnego, zakłada większą wierność danego tłumaczenia. Tłumacz mierzy się bowiem z tekstem wyjściowym, tym, który wyszedł spod ręki autora natchnionego. Stara się ten tekst, także poprzez lekturę licznych komentarzy do niego, oddać jak najwierniej i w jak najpiękniejszej szacie językowej. Nie zawsze łatwo to pogodzić. Czasami tekst oryginalny nie jest zapisany zbyt pięknym językiem literackim. Ale założenie jest rzeczywiście takie, by starać się maksymalnie o wierność i o poprawność oraz o piękno literackie tekstu. Natomiast tłumaczenia z tłumaczeń są ciągłym odchodzeniem od tego źródła. Im bardziej chcemy być wierni tekstowi wyjściowemu, tym bardziej warto Biblię tłumaczyć z języków oryginalnych – hebrajskiego, greckiego i aramejskiego.  

Zobacz też >>> Ukazał się trzeci tom „Biblii Aramejskiej”

Która z tych ksiąg Pięcioksięgu była najtrudniejsza do przetłumaczenia? 

Zbiór Pięcioksięgu tworzą Księgi: Rodzaju, Wyjścia, Kapłańska, Liczb i Powtórzonego Prawa. Właściwie szczególnie trudne były dwie– Księga Liczb i Księga Kapłańska, gdyż występuje w nich dosyć specyficzne słownictwo. Nawet polskie tłumaczenia tych ksiąg pokazują, że niełatwo się je tłumaczy. Widzimy, jak tłumacze mocują się z technicznym słownictwem dotyczącym np. ofiar, strojów kapłańskich czy nazw elementów świątyni jerozolimskiej. Nie znamy często dokładnych znaczeń tych słów, nie potrafimy ich sobie wyobrazić. Tłumaczymy tak, jak gdybyśmy to dzisiaj zbudowali sobie pewne elementy. Są np. spisy ofiar składanych ze zwierząt – i czasem naprawdę nie wiadomo, czy chodzi o borsuka, zająca czy jeszcze o jakieś inne zwierzę. I w różnych tłumaczeniach padają różne nazwy. Tekst hebrajski nie daje jednoznaczności i tłumacz musi w końcu zdecydować się na jeden wariant. A jednocześnie wystawia się też na krytykę, bo ktoś może uważać, że jego wybór nie był najlepszy

Tora, zbiory Żydowskiego Instytutu Historycznego, fot. Maciej Kluczka

Ojciec musiał czasem wymyślić jakieś słowo, bo brakowało go w kaszubszczyźnie? 

Byłem zdziwiony, że język kaszubski okazał się aż tak bogaty w słownictwo. Kiedy zabierałem się za tłumaczenie Pięcioksięgu, to wydawało mi się, że język kaszubski może być niewydolny, że nie znajdę w nim tylu słów. Sporo wyrazów z języka polskiego występuje też w języku kaszubskim, dlatego tłumaczenia na polski były dla mnie sporą pomocą. Czasem skaszubiałem też polskie słowa. Nazwy własne zachowywałem w brzmieniu hebrajskim – tutaj tłumacze stosują różne strategie. Sięgałem też do dawnych translacji, począwszy od św. Hieronima, by uczyć się od dawnych tłumaczy świadomości odpowiedzialności za przekład tekstu sakralnego. Na praskim Uniwersytecie Karola ukazała się recenzja Księgi Rodzaju, w której autor na początku wskazywał na moją zachowawczość i to, że idę pewną tradycyjną drogą. Ale im dalej pisał tę recenzję, tym większe widzi w tym tłumaczeniu plusy. Zwrócił uwagę, że osobiście też ma większe zaufanie do tych tłumaczeń dawnych, podchodzących z ogromnym pietyzmem do tekstu, niż do współczesnych, które są często zbyt daleko idącymi jego parafrazami. Przyjąłem zatem metodę św. Hieronima – chciałem oddać sens i jednocześnie zatroszczyć się o piękno literackie.

Kościół w Kościerzynie na Kaszubach, fot. pixabay

Jeśli ktoś z języków słowiańskich zna tylko polski, to zrozumie ten tekst czy nie? 

Zrozumie. Nawet podczas sympozjów biblistów słowiańskich, gdy każdy mówi w swoim języku i nie ma tłumaczenia w słuchawkach, potrafimy w miarę dobrze się porozumieć. Słownictwo zaczerpnięte z Biblii, które każdy z nas zna, stanowi niewątpliwą pomoc we wzajemnej komunikacji 

Kohelet jest ukończony, zaraz się ukaże, a co dalej? 

Myślę by rozpocząć tłumaczenie Pięciu Megilot (oprócz Koheleta są to Księgi: Pieśń nad Pieśniami, Rut, Lamentacje Jeremiasza, Księga Estery). Jako zbiór, w języku polskim zostały one przetłumaczone przez Czesława Miłosza. Może będą to kolejne teksty prezentowane w ramach projektu Verba Sacra. Na razie jestem na etapie przygotowania do tłumaczenia. Bo to nie jest tak, że siadam, otwieram księgę i tłumaczę. Najpierw czytam komentarze, próbuję wszystko osadzić w kontekście historycznym, kulturowym. Takie rozczytywanie jest konieczne i trwa nieraz dłużej, niż sam przekład. Ale i gdy już spotykam się z samym tekstem, to także dzień wcześniej czytam komentarze do konkretnego fragmentu, nad którym zamierzam pracować i dopiero potem przystępuję do tłumaczenia. A potem jeszcze z 10 razy to poprawiam. 

Jest jakiś tekst, który Ojciec szczególnie chciałby przetłumaczyć? 

Nieżyjący już prof. z rzymskiego Biblicum o. Luis Alonso Schoekel miał cudowne wykłady z Pieśni nad Pieśniami. Był po studiach z filologii iberyjskiej, używał pięknego, bogatego słownictwa. Na jego wykładach sala musiała być otwarta, bo przychodziły tłumy, ludzie stali na schodach i pod ścianami.Wspaniale komentował Pieśń nad Pieśniami.Prof. Schoekel bardzo długo przygotowywał się do tych prelekcji. A potem na podstawie tych wykładów ukazała się książka. Zdaję sobie sprawę, że tłumaczenie tej księgi wymaga ogromnego przygotowania. Ale marzy mi się właśnie przetłumaczenie Pieśni nad Pieśniami. 

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze