Fot. Agata i Andrzej Mleczko

W sakramencie małżeństwa Bóg zaprasza, by kochać tak, jak On kocha [ROZMOWA] 

Często mówimy o aspektach prawnych, liturgicznych czy psychologicznych sakramentu małżeństwa. I to wszystko jest bardzo potrzebne. Rzadziej mówimy o tym, co tak naprawdę sakrament zmienia w życiu małżonków. 

Agata i Andrzej Mleczko są małżeństwem od 19 lat. Mówią o sobie, że są ludźmi zachwyconymi światem. Zdążyli już objechać świat dwa razy, przebiegli dwa maratony, pieszo doszli do Santiago de Compostela, przeczytali stosy książek i uwarzyli własne piwo. Ona to doktor nauk humanistycznych, specjalista do spraw migracji; on jest archeologiem i informatykiem. Od kilku lat angażują się w projekt Mistero Grande. 

Pasja odkrywania świata poprowadziła ich także w głąb sakramentu małżeństwa i dzięki temu odkryli, że mogą go przeżywać zupełnie inaczej niż wcześniej. 

>>> Przewodnik po dobrej spowiedzi

Justyna Nowicka: Wielu moich znajomych pyta: po co mi ten papier? Chodzi oczywiście o małżeństwo, ale wciąż większość ma na myśli sakrament małżeństwa – zawierany w Kościele.  

Andrzej Mleczko: – Jest jedna poprawna odpowiedź: zmienia wszystko. Oczywiście może brzmieć to jak banał. I to nie jest tak, że ta odpowiedź od początku była dla nas oczywista. Myślę, że możemy się tutaj podzielić naszą osobistą historią. Kiedy zawieraliśmy nasz sakramentalny związek małżeński, tak naprawdę nie odróżnialiśmy go od związku cywilnego. Teraz, kiedy przebyliśmy już jakąś drogę poszukiwania i odkrywania tego, czym ten sakrament jest, to mogę powiedzieć, że daje nam zupełnie nową perspektywę.  

Ciekawe jest to, że wszystkie inne sakramenty dotyczą pojedynczych osób. Chrzest, spowiedź, czy święcenia kapłańskie – to wszystko przyjmujemy w pojedynkę. Natomiast tylko sakrament małżeństwa dotyczy dwóch osób. I kiedy o tym myślałem, to zdałem sobie sprawę, że przez ten sakrament relacja między nami jest w jakiś sposób uświęcona. Już nie jesteśmy takimi samymi ludźmi. Młodzi małżonkowie wychodzą z kościoła i są tymi samymi osobami, które do niego weszły, ale patrząc oczami wiary – to możemy powiedzieć, że oni już nie są tacy sami. Ich miłość nie jest już zwykłą, ludzką relacją. To już nie jest tylko nasza ludzka, słaba, zraniona miłość, ale przez sakrament staje się uzdolniona do tego, żeby kochać tak jak Pan Bóg. Uzdalnia nas do czegoś większego, co nas samych przekracza. Tutaj chodzi o zupełnie nową jakość. 

Agata Mleczko: – Tak, chociaż trzeba powiedzieć, że to też nie bierze się z niczego. To nie jest tak, że dwoje obcych sobie ludzi wchodzi do kościoła i są małżeństwem. Wcześniej jest jakaś przyjaźń, narzeczeństwo. I jak wiemy, łaska buduje na naturze. Relacja małżeńska obejmuje wszystkie obszary ludzkiej miłości, czyli i ciało, i psychikę i ducha, ale w momencie zawierania sakramentu Duch Święty wylewa się na to, co ludzkie.  

W adhortacji Familiaris consortio jest takie zdanie: „Duch, którego Pan użycza, daje nowe serce i uzdalnia mężczyznę i kobietę do miłowania się tak, jak Chrystus nas umiłował” (13). Skojarzyło mi się to z Księgą Ezechiela, w której jest napisane, że Bóg odbierze serce z kamienia i da nam serce z ciała.  

Justyna Nowicka: Co to oznacza?  

Agata Mleczko: – To oznacza, że małżeństwo jest także lekarstwem na nasze zranienie grzechem pierworodnym, czyli pomaga przezwyciężyć zamknięcie się w sobie, egoizm, szukanie własnych przyjemności. Pomaga otworzyć się na drugiego człowieka, na wzajemną pomoc i na dar z siebie, co zresztą jest napisane także w Katechizmie Kościoła Katolickiego (1609).  

Andrzej Mleczko: – Trzeba szczerze powiedzieć, że istnieje pewne ryzyko, że na inne pary, na przykład na związki niesakramentalne, można w takim kontekście popatrzeć jakby były gorsze. Można poczuć się kimś lepszym, bo mamy łaskę, mamy nowe serce… a to tak nie jest.  

Można otrzymać łaskę w czasie sakramentu małżeństwa, a tak naprawdę z nią nie współpracować. Ona może być w uśpieniu przez dwadzieścia czy trzydzieści lat, a może nawet przez całe życie. Natomiast jeżeli małżonkowie w to uwierzą i zaczną z łaską współpracować, wtedy rzeczywiście jest szansa, by zrealizować jej potencjał, by kochać miłością taką samą, jak kocha Bóg. 

Wiem, że to brzmi mocno, a może nawet nieprawdopodobnie: kochać tak jak kocha Pan Bóg. 

Fot. Agata i Andrzej Mleczko

Justyna Nowicka: No właśnie – co to w zasadzie oznacza kochać, tak jak kocha Pan Bóg? 

Andrzej Mleczko: – Czasami nam się wydaje, że miłość Boga to takie maksymalne uduchowienie i oderwanie od realiów życia. Bardzo mi się podoba to o czym mówi papież Franciszek w encyklice Amoris laetitia. A mianowicie, że miłość nie zaczyna się od rzeczy najbardziej wzniosłych, ale od najprostszych, codziennych gestów. Taka jest właśnie miłość Pana Boga do nas. Dla mnie osobiście ta miłość zaczyna się wtedy, kiedy mam serdecznie dosyć rozmawiania z Agatą, bo mnie tak wkurzyła i po ludzku chciałbym jej dopiec. I właśnie miłość Pana Boga polega na tym, że ja jej w tym momencie nie powiem nic przykrego, żeby jeszcze bardziej sytuację zaognić, ale zamiast tego w takim momencie ją na przykład przytulę. Zupełnie po ludzku byłoby to dla mnie nie do zrobienia. 

Agata Mleczko: – Miłość małżeńska jest w jakimś sensie obrazem tego, jak Bóg kocha ludzkość, a Chrystus Kościół. I ja znów powołam się na Familiaris consortio: „Małżonkowie są zatem stałym przypomnieniem dla Kościoła tego, co dokonało się na Krzyżu”. To znaczy, że jest to miłość do końca. Jezus nie zszedł z krzyża, bo mu się odechciało, nie uznał, że jest to zbyt trudne dla Niego, nie powiedział, że kocha nas do jakiegoś momentu, a potem to już nie. I dlatego nie powiem Andrzejowi, że kocham cię dotąd, ale poza tę linię to nie wyjdziemy. I bazując tylko na tej ludzkiej miłości – nikt nie jest w stanie tego zrobić. I co więcej – nikt nie jest w stanie obiecać, że to zrobi. 

Andrzej Mleczko: – Tak jak w każdym innym związku, tak i w naszym małżeństwie są różnice charakterów. I nie chodzi o to, żeby je usuwać, czy żeby je zblendować, ale by pomimo tych różnic iść razem, kochać i dawać siebie drugiej osobie. I to naprawdę jest zaskakująca rzecz. 

Z jednej strony Bóg zaprasza nas do tego, żebyśmy kochali tak jak On, ale z drugiej strony nie zostawia nas z tym zadaniem samych. Nie mówi: „macie zadanie i teraz sobie z nim poradźcie”, ale uzdalnia nas do tego. Daje nam wewnętrzną zdolność do tego, by to robić. 

>>> Być rękoma, nogami, ustami, oczami Boga. Rozpoczęła się ewangelizacja Poznania 

Justyna Nowicka: Z miłością taką, jaką kocha Bóg, bardzo mocno związana jest fraza „na zawsze”. Wybrzmiewa to zresztą w naszej rozmowie. I wybrzmiewa też wyraźnie w przysiędze małżeńskiej: „ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz, że cię nie opuszczę aż do śmierci”. Do śmierci, czyli w zasadzie na zawsze. 

Agata Mleczko: – Wierzymy w to, że w czasie udzielania sakramentu małżeństwa, kiedy jest modlitwa do Ducha Świętego, On i cała Trójca wchodzą w tę relację. Bóg zamieszkuje w tej relacji i ta realna obecność nie ma końca. I chodzi o to, że dzięki temu, że Bóg jest nam wierny, będąc w naszym małżeństwie już na zawsze, my także możemy być sobie wierni. I po ludzku jest to nie do wyobrażenia, po ludzku nie da się tego obiecać. 

Andrzej Mleczko: – Dokładnie, ja nie jestem w stanie tego obiecać i być temu wiernym, że przez pół roku będę chodził na siłownię. A co dopiero w wieku dwudziestu kilku lat obiecywać komuś wierność aż do śmierci. To jest olbrzymie pragnienie, ja bym tak chciał być wiernym, ale tak naprawdę tylko Pan Bóg jest mnie w stanie uzdolnić do tego.  

Agata Mleczko: – No tak, ale zawsze się pojawia pytanie: „Jak to zrobić?”. Słowa, które są dla mnie odpowiedzią na to pytanie znajdują się w Katechizmie Kościoła Katolickiego: „W epiklezie tego sakramentu małżonkowie otrzymują Ducha Świętego jako komunię miłości Chrystusa i Kościoła. Jest On pieczęcią ich przymierza, zawsze żywym źródłem ich miłości, mocą, w której będzie odnawiać się ich wierność” (1624). On jest gwarantem naszego przymierza i źródłem. Czyli możemy powiedzieć, że biorąc ślub w Kościele, zapewniliśmy sobie pewien luksus posiadania niewyczerpywalnej studni, z której możemy codziennie zaczerpnąć moc do odnawiania naszej wierności. 

Andrzej Mleczko: – I to jest tak jak powiedziała Agata, że my sobie nawzajem ślubujemy, ale to, co my sobie obiecujemy jest tak naprawdę echem tego, co obiecał nam Pan Bóg, że nas nie opuści, że nas będzie kochał, że nam będzie wierny.  

Fot. Agata i Andrzej Mleczko
Fot. Agata i Andrzej Mleczko

Justyna Nowicka: To może jeszcze zapytam nie tyle o czas trwania – tak to nazwijmy – tej wierności, ale o to, co w takim razie jest niewiernością? 

Andrzej Mleczko: – Niewiernością nie jest zdrada tylko w sensie cielesnym, ale ma miejsce ona także wtedy, kiedy na przykład poszedłbym na piwo z kolegami i tam opowiadalibyśmy sobie dowcipy o żonach i wyśmiewali się z nich. Zdrada jest także wtedy, kiedy umawiałbym się ze znajomymi na wspólną imprezkę, pomijając przy tym Agatę. Chodzi o wierność we wszystkim, bo Pan Bóg nie jest też wierny tylko w jednej czy dwóch rzeczach, ale we wszystkim. 

Agata Mleczko: – A poza tym zobaczmy, ile razy my się zmieniamy w trakcie życia. Niedawno rozmawialiśmy z księdzem Marcinem, z którym się przyjaźnimy, i on nam opowiadał, że w czasie kazania na ślubach często mówi takie słowa: „Drodzy goście, a teraz wam powiem, jakich życzeń nie należy składać młodej parze. Nie należy im życzyć, aby się zawsze kochali tak jak dzisiaj”. Dlaczego? Ponieważ o to chodzi, by nadążać za swoim rozwojem, by nasza relacja się rozwijała. To byłaby naprawdę duża bieda, gdyby nasza miłość wyglądała tak, jak 19 lat temu, kiedy sobie ślubowaliśmy. 

Justyna Nowicka: Zwykle się mówi o pewnych etapach w miłości, a więc pewnie i o pewnych etapach rozumienia tego, czym jest sakrament małżeństwa. 

Agata Mleczko: – Oczywiście. Po pierwsze, trzeba zdać sobie sprawę z tego, czym jest sakrament małżeństwa. Część osób uważa, że sakrament dzieje się tylko w kościele, wtedy, kiedy jest udzielany, nie do końca zdają sobie sprawę z tego, że on trwa cały czas. Drugą bardzo ważną rzeczą jest to, by w ten sakrament uwierzyć. Co wcale nie jest takie oczywiste, bo sama intelektualna świadomość, że go masz, wcale nie musi oznaczać, że wierzysz w to, że on „działa” na co dzień. Z kolei świadomość i wiara w sakrament pozwalają mi patrzeć na innych ludzi przez pryzmat życiodajności. Więc – kiedy mam ochotę powiedzieć o jedno słowo za dużo – zadaję sobie szybko pytanie: czy to jest życiodajne, czy drugiej osobie będzie przykro.  

Andrzej Mleczko: – Małżeństwo jest dla nas darem, ale jak każdy dar, łączy się także z zadaniem. Dla nas tym zadaniem jest bycie darem dla innych. A co oznacza to bycie darem dla innych? Jedną z cech z miłości Boga, a więc także miłości małżeńskiej, jest to, że jest ona płodna, że rodzi. My akurat jesteśmy małżeństwem, które nie ma własnych dzieci, ale ma dzieci duchowe. Pan Bóg tak to jakoś poukładał i nas uzdalnia do tego, że możemy być rodzicami duchowymi dla wielu innych osób i rodzic w nich życie duchowe.  

Mamy po prostu więcej czasu niż rodziny wielodzietne i możemy go ofiarować innym. Dawać siebie właśnie wtedy, kiedy inni tego potrzebują. Ważne jest także to, by być uważnym i nie zapełnić tego czasu byle czym.  

>>> Czy człowiek nieochrzczony będzie potępiony?

Justyna Nowicka: Czyli jest i dar, jest i misja. 

Agata Mleczko: – Dokładnie tak. To właśnie małżeństwo, obok święceń kapłańskich, jest sakramentem misyjnym. Kapłan jest powołany do głoszenia, otrzymuje dar słowa i jego zadaniem jest mówienie o Bożej miłości. Staje na ambonie i mówi nam: Bóg was kocha. I to jest ogromnie ważne, aby to regularnie słyszeć. Natomiast czymś zupełnie innym jest doświadczenie tego, że Bóg kocha. Być przytulonym i wysłuchanym, kiedy tego potrzebujemy, gdy przeżywamy jakiś kryzys. Od tego są małżonkowie. My mamy mówić o Bogu nie używając słów. 

Andrzej Mleczko: – Można to zrobić w najprostszy sposób, czyli być gościnnym, bo to właśnie gościnność jest jednym z charyzmatów małżeństwa. Zapraszać ludzi do siebie, zwłaszcza tych, którzy mają trudności. Mamy być tym domem, do którego można przyjść i być w nim wysłuchanymi. Nie chodzi o to, że mamy prowadzić terapię czy doradztwo, ale po prostu przyjąć innych, tak bezinteresownie. To się wydaje banałem, ale myślę, że wszyscy tego bardzo potrzebujemy. 

Agata Mleczko: – Jak dobrze by było, gdyby w tej epidemii samotności małżeństwo mogło być takim bezpiecznym miejscem, do którego można schować się na chwilę i tam się schronić przed burzą. I doświadczyć tej miłości, którą małżeństwo czerpie z Boga. 

Andrzej Mleczko: – I tutaj możemy sobie zadawać pytanie, jakim znakiem Bożej miłości jesteśmy. Czy świat, patrząc na nas, widzi znak Bożej miłości? Czy drugi człowiek widzi przez nas, jak Pan Bóg go kocha? 

Justyna Nowicka: Muszę przyznać, że to, o czym mówicie, rzeczywiście pokazuje sakrament małżeństwa z takiej perspektywy, z jaką nieczęsto się spotykam.  

Andrzej Mleczko: Przypomina mi się to, co ponoć robił święty Franciszek Salezy, który widział ludzi połączonych sakramentem małżeństwa. Przyklękał przed nimi – tak samo, jak przyklękamy przed Najświętszym Sakramentem – po to, by uczcić Jezusa obecnego w tym sakramencie. Dzisiaj rzeczywiście często nie widzimy tego w ten sposób. Ale trzeba też uderzyć się w pierś i powiedzieć, że zbyt rzadko, jako małżonkowie, pokazujemy to i po prostu tego nie widać w naszym życiu.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze