mężczyzna

fot. Unsplash

Wiara szuka rozumienia

Katolicy często nie wiedzą w co wierzą. To nie ponury żart ani tym bardziej hejt. To niestety wniosek z badań przeprowadzonych przez Ośrodek Badawczy Pew w Waszyngtonie.

O tym, że wystarczy wierzyć i nie trzeba (a czasem nawet nie należy) szukać odpowiedzi na wątpliwości dotyczące wiary słyszałem nie raz. Czasem w zwykłych, prywatnych rozmowach, ale niekiedy również w czasie kazań. Mamy tego efekt. Sami nie wiemy w co wierzymy. I najczęściej nawet nie próbujemy tego dociekać.

Paradoks – niewierzący katolicy

Wśród Amerykanów określających siebie jako katolików 69% stwierdziło, że podczas mszy św. chleb i wino przyjmowane w Komunii św. są „symbolami ciała i krwi Jezusa Chrystusa”. Tak, symbolami. Z tego 22% zna nauczanie Kościoła o transsubstancjacji, lecz je odrzuca, a 43% badanych jest przekonanych, że to Kościół uczy, iż chleb i wino są tylko symbolami ciała i krwi Chrystusa. Około 4% nie zna w ogóle kościelnego nauczania. Na naszym podwórku również nie brakuje takich absurdów. Wśród osób wierzących w Boga i niemających wątpliwości co do Jego istnienia 20% albo w ogóle nie praktykuje religijnie, albo robi to co najwyżej okazjonalnie. Z kolei ponad jedna trzecia ankietowanych przez CBOS (36%) sądzi, że zwierzęta mają duszę, a nieco mniejsza grupa (30%) deklaruje wiarę w reinkarnację. Badania niestety potwierdzają to, co często widać gołym okiem. Mamy blade pojęcie na temat nauczania Kościoła, a fragmenty Pisma Świętego równie dobrze moglibyśmy uznać za cytaty z Koranu lub na odwrót. Głośno mówimy, że jesteśmy przywiązani do wartości chrześcijańskich, ale chyba nie zdajemy sobie sprawy z tego, co one tak naprawdę oznaczają. Msza św. i to, co się na niej dzieje, to przecież podstawa. Szczyt i źródło życia chrześcijańskiego. Tymczasem, jak widać, wielu wiernych Kościoła nie wie w czym de facto uczestniczy. Czy można to jeszcze nazwać wiarą katolicką?

mężczyzna

fot. Unsplash

Czy wiemy w co wierzymy?

Truizmem wydaje się zdanie, że warto znać zasady własnej wiary. Wiedza o własnej religii jest przecież absolutnym fundamentem. Widać jednak, że sferę tę zaniedbaliśmy. Dużo mówimy o piętnowaniu grzechu, o obronie wartości, o ich przekazywaniu, ale kiedy przyjrzymy się temu z bliska okazuje się, że sami mamy problem ze zrozumieniem i znajomością tego, w co wierzymy. Albo wydaje nam się, że wierzymy. Bo przecież nie można mówić o wierze, kiedy człowiek nie ma chociaż minimalnego pojęcia o nauczaniu Kościoła. Nie mówiąc już o tym, że warto wchodzić głębiej w rozumienie naszej wiary.

Szukać odpowiedzi

Ksiądz Józef Tischner powiedział kiedyś, że „pobożność jest niezwykle ważna, ale rozumu nie zastąpi”. I miał rację. Prawdziwa wiara zawsze powinna szukać rozumienia tego, co jest jej przedmiotem. Bycie katolikiem w żadnym razie nie może oznaczać, że wierzymy ślepo. Za wiarą musi iść próba rozumienia. To nie oznacza, że wszystko od razu stanie się dla nas jasne i oczywiste. Ale chrześcijanin może mieć wątpliwości i nie powinien bać się szukania odpowiedzi na swoje pytania. Czasem może być to trudne. – Jeśli macie wątpliwości, złośćcie się na Jezusa, powiedzcie Mu: ja w to nie wierzę. To także piękna modlitwa – mówił do młodzieży papież Franciszek. Jan Paweł II pisał z kolei w jednej ze swoich encyklik, że wiara i rozum są jak dwa skrzydła, dzięki którym możemy poznawać prawdę. Jedno bez drugiego nie funkcjonuje prawidłowo. Kto chce wierzyć bez rozumu jest niestety skazany na wiarę płytką, którą podważyć może wszystko, co stoi z nią w sprzeczności. Kiedy jednak wystawiamy naszą wiarę na intelektualne próby, pytania, dociekania – umacniamy ją i pogłębiamy.

Wiara bez myślenia prowadzi nie tylko do braku wiedzy na temat własnej religii, ale pozbawia też człowieka szansy przeżywania jej na serio. Poznanie rozumowe nie zastępuje wiary, ale pomaga ukształtować w nas taką religijność, która nie będzie obawiać się intelektualnej próby. Wręcz przeciwnie, pomoże znaleźć mocne uzasadnienie dla wartości, w które tak głęboko wierzymy.

*** 
Dla przypomnienia: w 1215 r. na Soborze Laterańskim IV przyjęto dogmat o transsubstancjacji, czyli przemianie substancji chleba i wina w ciało i krew Chrystusa z zachowaniem ich naturalnych przypadłości, takich jak smak, wygląd, forma.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze