Zamiast koperty – słonina i suszone grzyby. Tak kolędowała polska wieś
Słowo kolęda pochodzi prawdopodobnie od łacińskiego calendae oznaczającego „pierwszy dzień miesiąca”, który w starożytnym Rzymie wiązał się z zabawą, hucznym świętowaniem, śpiewaniem pieśni i składaniem sobie życzeń. Ten zwyczaj przejęty został przez pogańskich Słowian. A w formie religijnej, w Polsce, znany jest już od średniowiecza. O zwyczaju tym pisał Mikołaj Rej.
Z pytaniem o to, jak kolęda wyglądała w tradycji polskiej wsi (w XIX i w XX wieku do momentu wybuchu II wojny światowej) zwróciłem się do Narodowego Instytutu Kultury i Dziedzictwa Wsi. – Wieś była ostoją wiary, miejscem przekazywani tradycji z pokolenia na pokolenie. Dlatego tradycja kolędy na wsi jest niezwykle bogata – mówi Elżbieta Osińska-Kassa z NIKiDW.
>>> Odwiedziny duszpasterskie – kilka teologicznych faktów
Przyjaciel domu
Zima sprzyjała praktykowaniu tej tradycji, szczególnie na wsi. – Mieszkańcy wsi większość swojego czasu spędzali wtedy w domach. Na polu pracowali od wiosny do późnej jesieni. A trzeba pamiętać, że w XIX i na początku XX wieku większość prac na roli wykonywano ręcznie, a przez to trwały dłużej – mówi Osińska-Kassa, która jest też redaktorką naczelną kwartalnika „Kultura wsi”. Zimą było więc więcej czasu na inne zajęcia, w tym na kolędowanie.
Kolęda była dla wsi i jej mieszkańców bardzo ważnym dniem. – To było święto, na które wszyscy czekali. To był jeden z najważniejszych dni w roku. Ksiądz był dla wszystkich autorytetem, ale też po prostu dobrym znajomym, przyjacielem domu. Spotkanie z nim było więc bardzo uroczyste, ale i przyjacielskie – mówi Elżbieta Osińska-Kassa.
>>> Z kopertą czy bez? Od domu do domu czy na zaproszenie? Jak wygląda kolęda w 2023 roku?
By nie chodził „po ćmoku”
W miastach kolęda odbywa się głównie w godzinach popołudniowych i wieczornych, kiedy większość ludzi jest już po pracy. Na wsi było inaczej. Zimą, gdy dni były krótkie, ksiądz wyruszał w drogę od rana. Tak, by nie chodził „po ćmoku”, jak mawiano. Organizowano też podwodę – czyli wóz z zaprzęgiem. – Nie dopuszczano do sytuacji, by ksiądz chodził sam. Najczęściej za transport – który na wsi odbywał się na saniach – odpowiedzialny był najbogatszy gospodarz. Choć i inni chcieli mieć takie zadanie, była to bowiem nobilitacja. Wozić księdza – to był zaszczyt. Można było z nim dłużej porozmawiać niż tylko w czasie kolędy – mówi Elżbieta Osińska-Kassa z NIKiDW.
Transport potrzebny był przede wszystkim z dwóch powodów: odległości między domami bywały duże, a jedna parafia obejmowała często kilka wiosek. Po drugie – ksiądz praktycznie w każdym domu coś dostawał, więc trzeba było to jakoś przewieźć. – Gdy ksiądz kończył wizytę, gospodyni nie chciała wypuścić go z pustymi rękoma. Jeśli odwiedzał dworek, to zdarzało się, że dostawał drobną sumę pieniędzy. Najczęściej jednak – szczególnie w domach chłopskich – dostawał dary natury: słoninę, orzechy, suszone grzyby. Najczęściej coś, co mogło dłużej poleżeć. Wszystko to wzbogacało spiżarnię i pomagało przetrwać zimę – mówi redaktorka naczelna „Kultury wsi”. A wiejskie parafie najczęściej bywały biedne, dlatego zapasy z kolędy były bardzo pomocne.
– Wszyscy bardzo skrupulatnie przygotowywali się do kolędy. Dom musiał być przygotowany. Każda gospodyni starała się, by obejście przy gospodarstwie było czyste. W domu był biały obrus, lichtarze, krzyż, poświęcona woda oraz kreda (używana w czasie święta Trzech Króli) – mówi Elżbieta Osińska-Kassa. Gospodyni przed bramą wyczekiwała księdza. Wiedziała, kiedy ten przyjdzie – bo jego wizytę poprzedzali ministranci z dzwonkami. Niekiedy z dzwonkami przybywał organista. Każda gospodyni starała się też, by ksiądz chociaż spróbował jej przysmaków. Najczęściej były to ciasta.
Wyścig do krzesła
Wizyta kolędowa trwała dłużej niż te, które dziś znamy. – Ksiądz – ze względu na mniejszą liczbę parafian – miał więcej czasu na rozmowy. Znał parafian, wiedział, jakie mają problemy. Starał się więc dawać im rady, gdy o nie prosili. Uczył dzieci pacierza, błogosławił całemu domowi i wspólnie z całą rodziną odmawiał modlitwy – mówi ekspertka NIKiDW. Teraz wygląda to nieco inaczej, już od czasów II wojny światowej wieś przeżywała wiele procesów migracyjnych. – Wcześniej, na wsi, rodziny mieszkały przez długie pokolenia. Dziś dużo ludzi, zwłaszcza młodych, migruje do miast – mówią socjolodzy. Wcześniej działo się tak między innymi przez wojnę i akcje przesiedleńcze (np. akcję „Wisła”).
>>> Wiekowe kościoły uratowane przed zniszczeniem. Z wizytą w Sądeckim Parku Etnograficznym
Z wiejską kolędą wiązał się jeszcze jeden ciekawy zwyczaj. Gdy ksiądz wychodził, a w domu były „panny na wydaniu”, to rozpoczynał się wyścig, by usiąść na krześle, na którym wcześniej siedział ksiądz. Dziewczyna, która na nim usiadła – tak wierzyli mieszkańcy wsi – pierwsza wyjdzie za mąż.
W tamtych czasach kolędnicy odwiedzali mieszkańców co roku. Nie było dwu- czy kilkuletnich przerw. Nikt też nie brał pod uwagę możliwości nieprzyjęcia księdza w domu. – To było wydarzenie, na które wszyscy czekali z wielką radością. To nie był obowiązek do wypełnienia, ale święto całej wsi – mówi Elżbieta Osińska-Kassa z NIKiDW. O kolędzie w tradycji wsi polskiej wiemy głównie dzięki przekazom ustnym, ale także dzięki badaniom etnografów.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |