fot. PAP/Darek Delmanowicz

Beatyfikacja rodziny Ulmów. Gdyby nie polityka, byłoby idealnie [KOMENTARZ]

Morze białych parasoli chroniących wiernych przed słońcem, rodzina Ulmów spoglądająca na uczestników uroczystości ze zdjęć wyświetlanych na ekranach ustawionych po bokach sceny, której centralne miejsce zajmował ołtarz. Ołtarz i scena przygotowana bardzo odświętnie, a jednocześnie skromnie.

Od uroczystości beatyfikacyjnej rodziny Ulmów w Markowej mija tydzień. Trochę więc z dystansu, ale nadal z wieloma emocjami wracam do tamtych chwil, w których mogłem uczestniczyć i które mogłem z bliska obserwować. – Sercem tej uroczystości jest miłość oraz otwarta na bliźniego postawa rodziny Józefa i Wiktorii – powiedział kard. Marcello Semeraro podczas mszy beatyfikacyjnej. I faktycznie, w ten dzień, w czasie tej uroczystości, na praktycznie wszystkich twarzach można było zobaczyć uczucie miłości, ale i wdzięczności za tak piękne wydarzenie. Wdzięczności po pierwsze i przede wszystkim Wiktorii i Józefowi Ulmom, za ich heroiczną postawę, za miłość bliźniego bez względu na ryzyko, które się z tym wiązało. Wdzięczność także Bogu za to, że Jego łaska daje ludziom, w tak trudnych sytuacjach, odwagę i męstwo. Wdzięczność także Kościołowi – za obcowanie świętych.

>>> Rodzina Ulmów – miłosierni samarytanie. Odwiedzamy Muzeum w Markowej

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Moment szczególny

Tę wdzięczność i wielką radość odczuwałem przede wszystkim w momencie beatyfikacji, który nastąpił przed śpiewem hymnu „Chwała na wysokości Bogu”. Arcybiskup Adam Szal, metropolita przemyski, poprosił wtedy o włączenie do spisu błogosławionych rodziny Ulmów, na co przewodniczący liturgii kard. Semeraro odpowiedział, cytując list Ojca Świętego. Po jego odczytaniu nastąpiło odsłonięcie obrazu beatyfikacyjnego rodziny Ulmów oraz wybrzmiał radosny hymn „Chwała na wysokości Bogu”.

Wzruszenie, radość i wdzięczność, a także swego rodzaju uniesienie widziałem zarówno na twarzach wiernych, pielgrzymów ale także obecnych tam dziennikarzy. Choć musieli skupić się na pracy i profesjonalnym relacjonowaniu wydarzenia, to przecież i oni (w większości) przeżywali to wydarzenie pod względem duchowym i religijnym.

Godnie i skromnie

Organizatorom wydarzenia (archidiecezji przemyskiej) udało się uniknąć zbędnego przepychu, który jest niestety często cechą charakterystyczną takich wydarzeń. Markowa to mała, kilkutysięczna podkarpacka wieś. Tego jednego dnia (i prawdopodobnie jedynego takiego w historii tej wsi) przyjechało do niej ponad 30 tysięcy pielgrzymów. Już ten widok robił wrażenie. Dobrze więc, że sztucznie nie podbijał tego wystrój sceny i ołtarza. Był on – można powiedzieć – minimalistyczny. Co podkreślało, z uznaniem, wielu pielgrzymów.

Dominował biały kolor: białe schody, białe duże płótna u szczytu i po bokach sceny oraz białe, jasne szaty liturgiczne duchownych. Z kolei na telebimach wyświetlane były zdjęcia rodziny Ulmów. Ich obecność była dzięki temu wręcz namacalna. Dobrym pomysłem organizatorów było też przygotowanie dla gości beatyfikacji (urzędników państwowych, samorządowych, kapłanów i hierarchów) białych parasoli pozwalających ochronić się przed silnymi tego dnia promieniami słonecznymi. Dzięki temu uniknięto pstrokacizny, a uzyskano efekt bieli rozpościerającej się od samego ołtarza po kilkanaście rzędów krzeseł przeznaczonych dla wiernych.

>>> Mirosław Mac, wójt gminy Markowa: tylu gości nasza wieś jeszcze nie widziała [ROZMOWA]

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Choć Markowa to mała wieś, więc z gruntu rzeczy nie przygotowana na przyjazd tak dużej liczby ludzi, to wśród wiernych atmosfera panowała bardzo radosna i przyjazna. Każdy ze spokojem czekał do wejścia, a później do wyjścia z sektorów na placu beatyfikacyjnym.

Łyżka dziegciu…

Były jednak sytuacje, które mogły być zrobione inaczej, lepiej. Przede wszystkim polityczne przemówienie, w tym przypadku prezydenta Andrzeja Dudy. Na szczęście zaplanowane je już po samej mszy świętej, ale jednak w jednej całości, jaką stanowiła Eucharystia, łączenie z Watykanem. Są oczywiście argumenty za tym, by przemówienie głowy państwa miało wtedy miejsce. Wszak beatyfikowani to Polacy, Sprawiedliwi wśród Naród Świata, prezydent – jako głowa państwa – ma prawo podkreślić w tak ważnych chwilach znaczenie wydarzenia dla wspólnoty narodowej.

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Jednak słuchając Andrzeja Dudy, już po kilku zdaniach, wiedziałem że nie taki jest jego cel. Miałem smutne wrażenie, że odziera on tę uroczystość z jej podniosłości i nie pozwala się skupić się na miłości bliźniego. W słowach Andrzeja Dudy było bowiem wiele o historii Polski w czasie II wojny światowej, dużo o niemieckich, nazistowskich zbrodniach. Wiele miejsca poświęcił też gloryfikacji postaw Polaków ratujących Żydów próbując przypisać ten heroizm wszystkim Polakom żyjącym w czasie II wojny światowej. A pamiętać trzeba, i zacytuję tu Michała Szułdrzyńskiego z dzisiejszego wydania „Plusa Minusa”, że „wyniesienie na ołtarze bohaterskiej rodziny z Markowej wcale nie oznacza, że podczas okupacji wszyscy Polacy nieśli pomoc Żydom”. Podobnie mówił metropolita warszawski kard. Kazimierz Nycz: „To nie beatyfikacja narodu polskiego. To beatyfikacja jego bohaterskich przedstawicieli, a nie całej wspólnoty narodowej”.

>>> Biskupi po beatyfikacji: biografia Ulmów jest wielowątkowa i stawia wiele wyzwań

Prezydent Andrzej Duda, fot. PAP/Darek Delmanowicz

Wyczułem więc w prezydenckim przemówieniu sporo polityki, i to nie tej dużej (ponadpartyjnej i nastawionej na szukanie sojuszy, także międzynarodowych), ale małej, bo nastawionej na polityczny zysk (a trwa przecież kampania wyborcza). Podniosłą atmosferę uroczystości i czułość z jaką duchowni wypowiadali się o rodzinie Ulmów i ratowanych przez nich Żydów, popsuły później (choć na szczęście tylko na chwilę) słowa prezydenta, który wielokrotnie wracał do odpowiedzialności Niemców za Holokaust. To przecież fakty doskonale wszystkim znane, czy trzeba do nich wracać tuż po przekazaniu sobie wzajemnie znaku pokoju i tuż po Komunii Świętej?

Wykorzystywanie historii i beatyfikacji rodziny Ulmów do politycznych celów i antyniemieckiej retoryki stoi przecież w sprzeczności z ich postawą miłosiernych Samarytan, którzy właśnie w „obcym” dostrzegali bliźniego. To było główne przesłanie tej uroczystości, a słowa prezydenta a później także wpisy polityków partii rządzącej w mediach społecznościowych, dowodziły, że wielu z nich tego przesłania nie zrozumiało. Albo nie chciało zrozumieć.

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Zwróciłem uwagę też na czas trwania tego przemówienia. Nie liczyłem minut z zegarkiem w ręku, ale miałem wrażenie że wystąpienie prezydenta było dłuższe niż homilia w czasie mszy świętej. Zachowanie proporcji (także tych czasowych) to również ważny aspekt.

Kwestie logistyczne

I jeszcze jedna kwestia, którą możemy zapisać do listy „na przyszłość zróbmy to lepiej”. Chodzi o dojazd z Łańcuta do Markowej. Łańcut (oddalony od Markowej o około 9 kilometrów) był dla wielu pielgrzymów głównym i ostatnim celem podróży przed dotarciem na samą beatyfikację. To w Łańcucie jest baza noclegowa, to tam dojeżdża wiele pociągów i autobusów. My, dziennikarze, mieliśmy zorganizowany transport między Łańcutem a Markową. Wielu pielgrzymów przemierzało tę drogę pieszo. Ci jednak, którzy potrzebowali transportu mówili później, że brakowało jasnej informacji, gdzie i o której można wsiąść do autobusu. Organizatorzy wydarzenia przygotowali takie połączenia, ale jak później usłyszałem od kilku osób, brakowało informacji i drogowskazów, gdzie jest przystanek. „Zwykłe stojaki z kartką informacyjną stojące na ulicach w centrum Łańcuta byłby bardzo pomocne” – mówili mi pielgrzymi.

fot. PAP/Darek Delmanowicz

Na szczęście psychika człowieka działa tak, że dłużej pamiętamy te pozytywne wydarzenia, wypierając niejako te mniej przyjemne. I tak jest także w tym przypadku. Piękny duchowy i wspólnotowy wymiar beatyfikacji rodziny Ulmów – pierwszej takiej w historii Kościoła – nadal jest odczuwany przez wielu uczestników tego wydarzenia. Czytam o tym w internecie, słyszę to od znajomych. „Bo miłość silniejsza jest od zła. A miłość bliźniego to najpiękniejszy wymiar człowieczeństwa” – mówią.

Wydarzenia z Markowej (te z 24 marca 1944 roku, i te z 10 września 2023 roku) o tym świadczą. A dzięki beatyfikacji dowiedział się o nich cały świat.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze