Indonezja. Pan Bóg zamienia strach we wdzięczność [MISYJNE DROGI]

Flores to wymarzone miejsce pracy dla misjonarza. Przyjaźni ludzie, wesołe dzieci, nawet klimat sprzyja podróżom i wycieczkom.

Na początku bałem się tej misji. Nie znałem indonezyjskiej kultury ani języka. Pan Bóg jednak daje siłę do tego, by mimo strachu służyć innym. Daje także ogromną wdzięczność. Po przeszło pół roku pobytu w Indonezji i zakończeniu pierwszego semestru nauki języka w seminarium misyjnym w Ledalero mam błogosławiony czas na wyspie Flores. Przebywam w parafii Mangulewa koło miasta Bajawa, wśród dzieci i parafian, którzy kochają księży, siostry zakonne i misjonarzy, a szczególną troską i szacunkiem obdarzają „białych gości” z zagranicy. Młodzi katolicy naprawdę
przyjmują wiarę. Tylko w tym roku z tutejszej parafii, która liczy kilka tysięcy mieszkańców, na drogę powołania wstąpiło ponad dwudziestu kandydatów do stanu kapłańskiego i zakonnego. W Polsce trudno sobie wyobrazić coś takiego. Po kilku miesiącach nauki języka, mogę prowadzić codzienne rozmowy z mieszkańcami. Miejscowi mówią, że dobrze mi idzie, jednak uważam, że jeszcze dużo pracy przede mną. Chcą mnie zmotywować pochwałami do dalszej pracy. Codziennie odprawiam msze św. w głównym kościele, a w niedzielę powiedziałem już nawet spontaniczne kazanie o swoim życiu i powołaniu. Do parafii należy centralny kościół wraz z klasztorem, w którym mieszka dwóch współbraci werbistów, parafię tworzy też kilka stacji misyjnych. Jednak również w tych stacjach parafianie postanowili wybudować duże kościoły, w których mogą się gromadzić na nabożeństwa. Często ich odwiedzamy, aby nie pozostali sami. Dzieci szczególnie lubią spacerować ze mną po tutejszych pagórkach – do groty maryjnej lub na górę z krzyżem. Stamtąd rozpościerają się przepiękne krajobrazy i dusza aż wyrywa się do nieba. Lubimy tam chodzić. Pan Bóg
daje dobry czas. Mogę teraz poświęcić dzień na modlitwę osobistą, medytację, różaniec w kościele, w którym przeważnie jest cicho i łatwiej się skupić przed Najświętszym Sakramentem. To trochę takie rekolekcje. Pogoda i klimat w środkowej części Flores przypominają trochę warunki europejskie. Mieszkam przecież w parafii położonej na wysokości około 1200 m n.p.m. W wolnym czasie wspinamy się z młodzieżą i dziećmi jeszcze wyżej, na górę Rea, która leży niedaleko kościoła. Wychodzę z plebanii i spotykam kilkoro dzieci, które chętnie ruszają na wycieczkę, ponieważ mają teraz wakacje. Młodzież wskazuje drogę, mijamy zabudowania i zaczynamy wspinaczkę. Pogoda zazwyczaj w porze suchej, która trwa od maja do października, jest wymarzona do wspólnego wędrowania. W sam raz – cieplutko i rześko. Powolutku wychodzimy na górę i rozmawiamy w tutejszym języku. Kiedy docieramy do groty maryjnej, najpierw trochę odpoczywamy, a potem prosimy w intencjach całego świat słowami: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu… Wieczorem wracam na plebanię w Mangulewa, zadowolony i z nowymi doświadczeniami.


Od młodych przecież najszybciej można nauczyć się języka. Wyspa Flores jest wymarzonym miejscem do pracy duszpasterskiej, ponieważ prawie wszyscy mieszkańcy należą do Kościoła katolickiego. Jedyną dużą przeszkodą jest uzyskanie wizy. Z tego też powodu misjonarze i misjonarki z zagranicy muszą dwa razy do roku opuszczać Indonezję i prosić o nową wizę. Zazwyczaj udajemy się do okolicznych krajów, takich jak Timor, Lesotho, Singapur, Filipiny czy Japonia. To kosztuje trochę finansów i zabiegów. Jednak nagrodą jest zawsze uśmiech mieszkańców Flores, ich gościnność i otwartość. W czasie Eucharystii można ponadto zachwycać się dobrze przygotowanym i pięknym śpiewem liturgicznym.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze