Panama. #Panama #JMJ2019 [MISYJNE DROGI]

Kochali mnie, zanim pojawiłam się w ich życiu.

Moja podróż do Panamy rozpoczęła się 17 stycznia. Pierwszym punktem był Kokotek, potem Katowice, Frankfurt i wreszcie Panama City. Na lotnisku czekali wolontariusze – Mike i Mauricio. Stali w tłumie z transparentem, wypatrywali grupy, którą mieli zabrać do Colon. Mike został naszym Aniołem Stróżem, zawsze służył nam pomocą. Z lotniska w Panama City pojechaliśmy busem do Santa Rita w prowincji Colon. W trakcie godzinnej podróży uczyliśmy się podstawowych zwrotów w języku hiszpańskim. Wysiadając z busa zaczęliśmy śpiewać „Polska biało-czerwoni!”,
przywitaliśmy się też z naszymi gospodarzami. Podeszli do mnie nieznani ludzie i powiedzieli, że jestem ich córką, a mój kolega, który miał mieszkać razem ze mną, jest ich synem. W ich oczach widać było radość. Cieszyli się, że będą mogli przez kilka dni nas gościć. Przedstawiali nas dumnie swojej rodzinie i znajomym mówiąc, że jesteśmy ich dziećmi. Miałam wrażenie, że kochali mnie, zanim pojawiłam się w ich życiu i przyjmują mnie taką, jaką jestem. Felipe i Mary są ludźmi pełnymi wiary, miłości i pokoju. Dzięki nim pierwszy raz w życiu pływałam kajakiem i mogłam poczuć się jak w filmie oglądanym na National Geographic. Dziesięć tysięcy kilometrów od mojego domu mam drugą rodzinę. Podczas dni w diecezji podeszła do mnie para z Salwadoru. Myślałam, że tak jak inni chcieli zrobić sobie z nami zdjęcie. Jednak ich prośba bardzo mnie zaskoczyła. Chcieli, abym nagrała im na dyktafon „Zdrowaś Maryjo” po polsku, ponieważ kobieta słyszała, jak siostry zakonne modliły się tą modlitwą. Chętnie nagrałam słowa modlitwy i patrzyłam na ich radość. Oni obrali najlepszą cząstkę.

Foto: Katarzyna Martoń

Trasę z Colon do Panama City przemierzaliśmy Diablo Rojo, czyli autobusem pokrytym graffiti. Rodziny w Panama City również przyjęły nas bardzo serdecznie. Razem z koleżanką mieszkałyśmy u pani Gladys. Kobieta chciała, abyśmy czuły się u niej jak u siebie. Dlatego zaangażowała do pomocy swoją czteropokoleniową rodzinę. Rozpieszczali nas podarunkami. W ciągu tygodnia próbowałyśmy tradycyjnych panamskich przysmaków i doskonaliłyśmy znajomość języka hiszpańskiego. Ważnym momentem był przyjazd papieża Franciszka. Udało mi się stanąć bardzo blisko barierki i nagrać, jak jechał między pielgrzymami. W tamtej chwili nie mogłam przestać się uśmiechać, ludzie wokół mnie płakali. Podczas mszy posłania papież powiedział, że jesteśmy teraźniejszością Kościoła. Zdecydowanie zgadzam się z tymi słowami. Nie chcę zajmować się kiedyś tym, co ważne, usprawiedliwiając się, że przyjdzie na to pora. Jezus wzywa mnie
do czynienia dobra i do służby właśnie w tym momencie. Mam wpływ na to, co dzieje się teraz, bo właśnie „teraz” buduje przyszłość. Tydzień spędzony w Panama City był wypełniony katechezami, wspólną modlitwą i zwiedzaniem. Godzinami cieszyliśmy się słońcem i pięknymi widokami. Z każdym dniem czułam się tam coraz lepiej, starając się czerpać jak najwięcej z tego wyjątkowego czasu. Nie myślałam wcześniej o ŚDM w Panamie, wydawało mi się to nierealne. Jednak Jezus dał mi dużo więcej niż spełnienie marzeń. Opowiadając o tym, co się wydarzyło, czego doświadczyłam i jak się czułam, najchętniej dałabym każdemu moje oczy, aby mógł zobaczyć to, co ja. Dałabym moje stopy, aby mógł pójść we wszystkie miejsca, w których byłam.

Katarzyna Martoń

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze