Madagaskar. Dwa brzegi [MISYJNE DROGI]

Kolejny raz wróciłem na Czerwona Wyspę. Tęsknię za przyrodą. Zapachem buszu. Jednak najbardziej za ludźmi. Oni są bogactwem tej wyspy. W sierpniu br. w Befasy
na Madagaskarze Fundacja „Redemptoris Missio” i misjonarze oblaci otworzyli przychodnię zdrowia im. Wandy Błeńskiej.

Drogę do Befasy przecina szeroka, choć płytka o tej porze roku rzeka Morondava. Sama w sobie nie jest niczym niezwykłym. Wędrując przez Madagaskar można spotkać dziesiątki podobnych.
Wprawny obserwator zauważy jednak, że rzeka oddziela od siebie dwie rzeczywistości. Stanowi nieoficjalną granicę wyznaczoną przez nieposkromione siły natury. Jej brzegów nie łączy żaden most. W porze deszczowej jest nieprzejezdna.


Rytm życia

Na północ od rzeki znajduje się stolica regionu, nazywa się tak samo – Morondava. To, jak na malgaskie warunki, „miejski” świat. Trudno porównać Morondavę do europejskich metropolii. Nie ulega jednak wątpliwości, że to ona wyznacza rytm życia. Na pierwszy rzut oka, dla przybysza, miasto wydaje się chaotyczne. W pozornym bałaganie można jednak dostrzec rytm i porządek. Wzdłuż głównej drogi kwitnie drobny handel. Niezliczone kramy i sklepiki pulsują sylwetkami kupujących i sprzedających kolorowe towary. Nabywcy warzyw, owoców i pstrokatej odzieży made in china blokują swobodny przejazd, na co kierowcy odpowiadają salwą klaksonów. Mnóstwo jest riksz o przeróżnym napędzie, samochodów i moto-taksówek. Hałas jest więc donośny. Miejscowi
świetnie się w tym odnajdują. Nikt na nikogo się nie denerwuje. Wszystkie transakcje przebiegają w swoim tempie i nikomu nie przychodzi do głowy kogokolwiek popędzać. Handlowa wrzawa ma też nienarzucony przez nikogo, ale skrzętnie przestrzegany harmonogram. Kramy pojawiają się codziennie przed wschodem słońca, znikają na parę godzin w czasie największych upałów i wracają po południu, by do wieczora tętnić życiem. W Morondavie nie ma ulicznych latarni, dlatego zmrok przegania większość sprzedawców. Do późna pracują kioski z piwem, hotele dla turystów i kilka
nocnych klubów.


Własne tempo

Tymczasem w buszu, na południowym brzegu rzeki, próżno szukać podobnego gwaru. Samochody? Poza misyjną Toyotą w Befasy znajduje się jeden kilkudziesięcioletni wrak, którym ktoś odważnie wybiera się co jakiś czas do miasta. Drogę z Befasy do Morondavy pokonuje też co parę dni kilka zdezelowanych terenówek, które są jedynym środkiem zbiorowej komunikacji. Leniwe na co dzień ulice ożywają w dniu handlowym. W soboty przez drogi prowadzące do miasteczka powolnie posuwają się wozy zaprzężone w byki i grupy ludzi z ciężkimi tobołami na głowach. Handel toczy się własnym, wiejskim tempem. W dniu targowym nie chodzi jednak tylko o to, aby sprzedać kurę czy kupić garść fasoli. Dzień ten to wydarzenie społeczne. Zakupom towarzyszą liczne rozmowy. To okazja, aby dowiedzieć się co nowego u znajomych i rodziny, którzy mieszkają głęboko w buszu. W dzień targowy jest gwarno, ale gwar Befasy jest swojski i łatwy do oswojenia. Życie jest tu raczej przewidywalne. Rzadko coś zakłóca tę rutynę. Jeśli jednak pojawi się coś niezwykłego, to z pewnością nie umknie to uwadze przekupek.


Zgodnie z tradycją

Miasteczka i wsie w buszu żyją zgodnie z tradycją. W Befasy umarł nobliwy staruszek. Przez cały dzień na jego cześć po okolicy wędrował kondukt żałobny. Żałoba bynajmniej nie oznaczała smutku i zadumy. Niezmordowany kondukt w gorącym słońcu tańczył i śpiewał na cześć zmarłego. Ekstatyczny pochód był zaledwie początkiem uroczystości pogrzebowych. W środku nocy rozpoczęła się
ogromna biesiada. Na tyle huczna, by przerwać sen wszystkim mieszkającym w promieniu kilometra. Tradycyjne, przepełnione zabawą pożegnanie trwało z równą intensywnością przez kilka dni. Na twarzach rodziny i bliskich zmarłego widać było oznaki zmęczenia i satysfakcji. Organizacja pogrzebu to duże przedsięwzięcie, kosztuje wiele emocji i pieniędzy. Aby uszanować dusze przodków trzeba dla dziesiątek biesiadników przyrządzić bycze mięso i wytoczyć antałki lokalnego bimbru… Tradycja i szacunek do zmarłych wymagają wysiłku. Zdarza się, że wpędzają rodziny w kłopoty finansowe. Na pewno jednak wzmacniają przy tym lokalną tradycję i jednoczą ludzi. Przywiązanie do tradycji jest tu powszechne i zauważalne na każdym kroku. Przodkowie w różny sposób są
obecni w codziennym życiu człowieka. Pacjenci ośrodka zdrowia przed wizytą, na wszelki wypadek, proszą o radę szamanów, zabezpieczając się przeróżnymi amuletami. „Fady”, czyli lokalne tabu, nie pozwala nie którym jeść wieprzowiny, innym zabrania polować na konkretny gatunek ptaków. W głębi buszu ciszę nocy przerywają czasami recytacje „ombiasy”, czyli czarownika. Świat materialny i metafizyczny przenikają się tutaj, a ich niezwykłość jest niemal namacalna.


„Chata Medyka” Wandy Błeńskiej

Po tej stronie rzeki wybudowano przychodnię im. dr Wandy Błeńskiej. Ona czułaby się tu jak między swoimi. Każdego dnia do ośrodka zdrowia przychodzą po pomoc dziesiątki pacjentów. Mimo początkowych obaw obdarzyli oni personel zaufaniem. Ludzie się cieszą, bo w końcu mogą liczyć na stałą, profesjonalną opiekę. Taką, której dotychczas mogli szukać tylko w odległym mieście.


Po drugiej stronie

Po miejskiej stronie rzeki nie czuć wszechogarniającej tradycji. Jednak także tutaj nie ma niewierzących. Niemal każdy uznaje obecność czegoś nieuchwytnego, co wpływa na jego codzienne życie. Mimo to miejska duchowość jest dużo bardziej intymna. W mieście żyją ludzie z różnych plemion. Przyjeżdżają tu turyści z Europy, Ameryki i Azji, których obecność wpływa na kształt otoczenia. To, co w Befasy jest nie do przeoczenia, w Morondavie wymaga wprawnej obserwacji. Życie w mieście upodabnia do siebie ludzi i czyni ich bardziej anonimowymi.

Przyglądając się obu brzegom rzeki można zobaczyć fascynującą egzotykę i zachwycić się nieznanymi nam tajemnicami. Jednak można także dostrzec, że świat Befasy i Morondavy mamy także u siebie. Także w naszej części świata tradycja, duchowość i dbałość o wspólnotę graniczą z gwałtownym postępem, pośpiechem i indywidualizmem.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze