Patrząc w przyszłość
Na Kubę również już dotarł koronawirus. Żyjemy jednak spokojnie myśląc o przyszłości.
Pierwszymi zarażonymi były trzy turystki z Włoch, a później to już poszło… Przypadków nie ma póki co wiele, ale wdrożono już środki bezpieczeństwa. Ministerstwo zdrowia już o wiele wcześniej przygotowało personel medyczny i organizowało szkolenia w miejscach pracy. Również w telewizji nadawane są cały czas programy jak nie zarazić się wirusem. I w rozmowach widać, że Kubańczycy wiedzą co robić i w większości się do tego stosują. W efekcie życie trochę zwolniło, ale toczy się spokojnie dalej.
Biskupi w krótkim komunikacie poprosili o przestrzeganie wszystkich zarządzeń państwowych dotyczących ochrony przed chorobą, ale również o solidarność z chorymi i ich rodzinami, zwłaszcza starszymi i w trudnej sytuacji materialnej. Wzywają również do modlitwy za chorych jak i personel medyczny zaangażowany w niesienie pomocy. Księża i osoby odpowiedzialne za wspólnoty mają dołożyć wszelkich starań, by w czasie nabożeństw i spotkań formacyjnych zachować daleko posuniętą ostrożność. Póki co jest spokojnie!
Wiele jednak nawyków Kubańczyków przechodzą ciężką próbę. Każdorazowe (niekiedy kilkakrotnie każdego dnia) spotkanie z kimś na ulicy musiało być związanie z całusami, uściskami, z ciągłym dotykaniem… Obecnie jest to bardzo redukowane – także przekazywanie znaku pokoju podczas Mszy św. Wszyscy to rozumieją, ale jak jednego dnia, przez odgórne zarządzenie, zmienić wieloletnią tradycję czy wręcz codzienną kulturę? Uśmiecham się czasami, jak w trakcie uścisku ktoś raptem sobie przypomina o wirusie i nagle odskakuje; jak już wyciągnięta głowa do „cmoka w policzek” lub ręka na powitanie… cofa się i z zażenowaniem słyszę usprawiedliwienie: „Padre, przepraszam, koronawirus. Rozumiesz?” Uśmiecham się, ale, oczywiście, rozumiem i też „się dostosowuję”. Bo to ważne!
Gorzej wygląda sprawa z zaopatrzeniem w produkty spożywcze i higieny. W Polsce czy w krajach rozwiniętych było przynajmniej co wykupić ze sklepów. Na Kubie już od kilku miesięcy borykamy się z wielkim niedoborem. Już kilka razy widziałem w sklepie czy przed nim przepychające, a nawet bijące się osoby, by kupić kostkę mydła, proszek do prania czy olej lub kawałek kurczaka. Serce się ściska! Jednak nie ma jak temu zaradzić, bo w sklepach nie ma właściwie nic.
Podobnie ma się sprawa z lekarstwami. Ostatnio musiałem kupić pewną maść i tabletki. Lekarka wypisując receptę od razu mi powiedziała, że tego w aptekach nie dostanę, więc na tej samej kartce napisała mi jak samemu przygotować potrzebne lekarstwo z kilku innych medykamentów. No i znalazła się pielęgniarka z parafii, która poszukała u siebie i znajomych wszystkiego co było konieczne, tak że „zastępczą wersję” dostałem do używania. Inny przypadek: jedna z parafianek niedawno złamała nogę, więc poszła do punktu medycznego pierwszego kontaktu, skąd po stwierdzeniu złamania… odesłali ją do domu zupełnie bez niczego – nie było nawet bandaży czy gipsu. Biedna męczyła się kilka dni, aż zawiozłem ją do szpitala wojewódzkiego. W aptekach brak nawet podstawowych witamin, leków przeciwbólowych nie wspominając już o antybiotykach.
I nie wiem jak Kubańczycy to robią, ale chyba optymizm, a może konieczność radzenia sobie z problemami, mają we krwi. Babcie, mamy, żony spokojnie każdego dnia mierzą się z trudnościami i brakami i nawet przy tym się uśmiechają. Powstało już kilka żartów odnoście obecnej sytuacji. „Lepiej śmiać się, niż płakać” – słyszę, gdy pytam skąd oni biorą ten optymizm.
W parafii stosujemy się do wskazań ministerstwa zdrowia, ale równocześnie patrzymy w przyszłość i robimy co się da, by choć trochę pomóc najbardziej potrzebującym oraz by usprawnić działania duszpasterskie. Ostatnio w jednaj z najmniejszych wspólnot w parafii, w miejscowości Cencerro zmieniliśmy zadaszenie nad miejscem, gdzie sprawowana jest Msza św. i prowadzona jest katechizacja. Było z liści palmowych i takie zostało, z tą różnicą, że teraz nie ma dziur, wiec w zbliżającą się porę deszczową spokojnie będziemy mogli dalej prowadzić nasze duszpasterstwo.
Żaden to wyczyn, ale jeśli nie można zrobić dużych rzeczy, trzeba zrobić to, co się da. Patrząc w przyszłość z nadzieją, że świat nie zmierza ku zagładzie, ale po „przejściowych trudnościach” (ostatnio ulubiony slogan przedstawicieli kubańskich władz), życie będzie się toczyć dalej, należy podejmować wszelkie możliwe działania. I o to „dalej” oraz o „lepiej” nieustannie powinniśmy się troszczyć, my tu na miejscu, a Was proszę o wsparcie duchowe z… miejsca, gdzie obecnie jesteście. Bóg zapłać!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |