Wenezuela

fot. EPA/MIGUEL GUTIERREZ

W Wenezueli rządzi mafia [MISYJNE DROGI]

Kiedy krajem, w którym każdy śpi na złożach ropy naftowej, rządzi mafia, brakuje jedzenia, prądu i leków, a zasady współżycia społecznego przestają istnieć. W takim stanie jest Wenezuela.

Znów odłączyli nam prąd i możliwe, że nie wróci aż do jutrzejszego popołudnia. Dziś wrócił po ponad dwudziestu godzinach przerwy. Muszę wciąż oszczędzać baterię w telefonie, żeby mieć jakikolwiek kontakt ze światem. Od kilku dni nie mamy też Internetu i tylko czasem mogę wysłać krótkie wiadomości przez aplikację WhatsApp, jak uda się złapać trochę zasięgu. Wenezuela nie jest w zwyczajnym kryzysie socjalnym, jakich wiele na świecie. Jest dużo gorzej. W tym kraju koncepcja państwa jest postawiona do góry nogami. To nie jest tak, że krajem rządzi jakaś nieudolna partia. Mamy tutaj rządy zwyczajnej grupy przestępczej, mafii, która z premedytacją doprowadziła najbogatszy kraj regionu do upadku. I choć można skupić się tutaj głównie na wskaźnikach ekonomicznych i gospodarczych, to problem jest znacznie głębszy. Dotyczy wszystkich aspektów życia, w tym także rodziny czy życia moralnego. Ludzie są zdesperowani i są zdolni do wszystkiego, a wiele małżeństw rozpada się przez emigrację. Wenezuela jest rajem dla przemysłu narkotykowego, w którego centrum są najważniejsze i najbardziej wpływowe osobistości w państwie. To, co w innych krajach spotyka się z potępieniem, w Wenezueli spotyka się z przyzwoleniem i akceptacją.


Zwalczane w Kolumbii grupy paramilitarne FARC i ELN działają u nas swobodnie i z poparciem wenezuelskiego rządu. Z kolei inne grupy terrorystyczne, chociażby z Bliskiego Wschodu, mają tu swoje przyczółki i finansują swoją działalność dzięki ciemnym interesom. Już kilka lat temu media donosiły, że administracja ówczesnego prezydenta Hugona Cháveza wspierała terrorystów. Według rządu Kolumbii Wenezuela miała rzekomo przekazać partyzantom FARC 300 milionów dolarów oraz sprzedawać im broń. Problem Wenezueli jest bardzo złożony. Trudno przybliżyć przeciętnemu Polakowi to, co tu się dzieje. Życie w takim kraju jest niezwykle trudne. Jakby nie patrzeć, w Polsce prawie trzydzieści lat demokracji weszło nam w krew. Do pewnych standardów jesteśmy już przyzwyczajeni i patrzymy na pewne zjawiska przez pryzmat własnych doświadczeń. Są oczywiście animozje i problemy, ale w porównaniu z tym, co mamy tutaj, to przysłowiowa bułka z masłem. Zaryzykuję stwierdzenie, że nawet w najciemniejszych latach wschodnioeuropejskiej komuny nie przekroczono pewnych granic, które w Wenezueli już dawno upadły i przyjmuje się to za oczywistość. Na ulicach Caracas jest niespokojnie. Ciągle dochodzi do zamieszek. Pomoc humanitarna ze względu na opór wojska tutaj nie dociera. Szpitale i lotniska często nie działają ze względu na przerwy w dostawach prądu. Trudno dostrzec tu jakiekolwiek światełko w tunelu. Jako oblaci trwamy w tym miejscu. Oby jak najdłużej. Mamy być przecież z najbardziej opuszczonymi, na peryferiach świata – a tym się stała nasza Wenezuela.

O. Rafał Wleklak OMI

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg. Zamów prenumeratę<<<

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze