Czy wiesz co będzie po twojej śmierci… z danymi, które zostawiłeś w Internecie?
Nikt z nas nie wie, kiedy umrze. To nie tylko „kościelne gadanie”, ale również najzwyczajniejszy w życiu fakt. Czy zastanawialiście się kiedyś, co stanie się nie tylko z Waszym testamentem, ale również z danymi, które pozostawiacie w Internecie?
Człowiek gotowy na swoją śmierć nie tylko powinien być w stanie łaski uświęcającej, ale również powinien pamiętać, że życie w Internecie będzie żyło nawet po jego śmierci. To jest fakt. Może nas jutro nie być. Możemy mieć wypadek, możemy zachorować, może stać się tak naprawdę cokolwiek. Zdałam sobie z tego sprawę, słuchając niezwykle ciekawego podcastu portalu „Niebezpiecznik”, którego uczestnicy dyskutowali właśnie na ten temat.
Listen to „NP #019 – ten, który może być ostatnim…” on Spreaker.
Zaufanie w świecie mediów społecznościowych
Pytanie o to, co będzie się działo z naszymi danymi w Internecie, jest pytaniem o to, co tak naprawdę udostępniamy i do czego „dajemy” innym dostęp już w tej chwili. W czasach, gdy nie były powszechne jeszcze tak bardzo media społecznościowe, być może był to błahy problem. Dzisiaj jednak publikujemy ogromną ilość informacji, nie zawsze zdając sobie z tego nawet sprawę. By uzmysłowić sobie ten fakt, polecam przykładowo pobrać z Facebooka kopię informacji, które portal ten o nas posiada. Możemy to w łatwy sposób zrobić w naszych ustawieniach, w dziale „twoje informacje na Facebooku”.
W ustawieniach również istnieje opcja ustawienia statusu „In memoriam”. To w tym miejscu właśnie możemy wyznaczyć bliską nam osobę, która w razie naszej śmierci będzie miała następujące uprawnienia:
- Napisać na naszym profilu przypięty post (np. udostępnić pożegnalną wiadomość w Twoim imieniu lub przekazać informacje o uroczystości pogrzebowej).
- Wyświetlać posty, nawet jeśli ustawienie prywatności to Tylko ja.
- Jeśli na koncie ze statusem „In memoriam” znajduje się miejsce na upamiętnienie, będzie też mogła zdecydować, kto może oglądać posty na cześć tej osoby albo je publikować.
- Usuwać posty na cześć użytkownika.
- Zmieniać widoczność postów, w których oznaczono użytkownika.
- Usuwać znaczniki z nazwiskiem użytkownika opublikowane przez inne osoby.
- Odpowiedzieć na nowe zaproszenia do grona znajomych (np. od starych znajomych lub członków rodziny, którzy nie mieli wcześniej konta na Facebooku).
- Zmienić zdjęcie profilowe i zdjęcie w tle strony.
- Poprosić o usunięcie konta.
- W przypadku włączenia zatwierdzania na osi czasu taka osoba będzie miała możliwość wyłączenia wymogu zatwierdzania postów i znaczników przed ich pojawieniem się w sekcji upamiętniającej.
- Pobrać kopię materiałów udostępnionych na Facebooku w przypadku włączenia tej funkcji.
Wszystko to oczywiście, za okazaniem administratorom Facebooka skanu dokumentu, jakim będzie akt naszego zgonu.
By uspokoić wszystkich, wyznaczony przez nas opiekun naszego konta na Facebooku nie może w ogóle logować się do naszego konta, a więc i czytać naszych wiadomości, usuwać lub dodawać nowych znajomych.
Spadek nie tylko fizyczny, ale również cyfrowy
To, co pozostaje bezpowrotnie w Internecie, to nie tylko jednak nasze zdjęcia na Facebooku. To również różnego rodzaju hasła czy konta na wielu innych portalach. Oczywiście, istnieje wiele programów i stron internetowych, które oferują przekazywanie naszych wrażliwych danych osobom przez nas wyznaczonym w przypadku naszej śmierci. Internet ma jednak to do siebie, że różnego rodzaju aplikacje, chmury czy strony internetowe nie trwają wiecznie. Jakaś usługa może przestać istnieć, i nic na to nie poradzimy, ponieważ… nie będziemy już żyli.
Tak samo sytuacja wygląda z administrowaniem różnego rodzaju fanpejdżami na Facebooku, dzisiaj niezwykle popularnej, a nawet i dochodowej funkcji. Jeśli prowadzimy autorski fanpejdż, mimo iż tylko my publikujemy na nim informacje, to warto dodać zaufaną przez nas osobę do administrowania taką stroną, właśnie na wypadek naszej śmierci. Będzie ona mogła wówczas usunąć taki fanpejdż, bądź poinformować o naszej śmierci.
>>> Papież Franciszek radzi, jak korzystać z Internetu
W dużych korporacjach problem z dostępem do wrażliwych danych w kontekście śmierci administratora ma nawet swoją nazwę. To „problem autobusu”, ponieważ istnieją administratorzy, którzy jako jedyni posiadają hasła do systemów zabezpieczających daną firmę. W przypadku ich śmierci bądź jakiejś innej niedyspozycji, traci na tym nie tylko rodzina danej osoby, ale cała firma bądź korporacja, dla której człowiek ten pracował. Warto i przed tym się zabezpieczyć.
Wszystko to, co robimy w Internecie sprowadza się tak naprawdę do tego, by móc powierzyć realnej osobie swoje dane. Nie oznacza to również, że musi to być bliska osoba. W wielu krajach powierza się hasła do swoich kont znajomym osobom, które w przypadku naszej śmierci usuną wszystkie rzeczy, które mogłyby nas w jakiś sposób skompromitować, zanim dotrze do nich rodzina.
Może ten Wielki Post, a więc czas pokuty, będzie dla nas również czasem uporządkowania swojego życia, również w tym kontekście? Warto!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |