modlitwa

fot. cathopic

Dariusz Piórkowski SJ: za skrupułami często kryje się wykoślawiony obraz Pana Boga [ROZMOWA]

Czym są skupuły i co zrobić, jeśli się pojawią? Kto jest najbardziej podatny na bycie skrupulantem? W jaki sposób wyznaczyć granicę między sumieniem wrażliwym a nadwrażliwym? Na te pytania w rozmowie z Karoliną Binek odpowiedział o. Dariusz Piórkowski SJ. 

Karolina Binek (misyjne.pl): Istnieją jakieś postawy i elementy nauczania kościelnego, które zwiększają tendencję do skrupulanctwa? 

Dariusz Piórkowski SJ: Może jednak na początku warto wyjaśnić, czym w ogóle są skrupuły. To takie doświadczenie, kiedy człowiek jest prześladowany niepewnością, czy jakieś doświadczenie jest dobre czy złe. Raz jest przekonany, że tak, a za chwilkę ma wątpliwości, jest rozdarty. Jeżeli więc nauczanie przez konkretnego człowieka – księdza, katechetę lub rodzica jest jakoś wypaczone – ktoś przekazuje swoje lęki, wyobrażenia o Panu Bogu i mówi, że Kościół tak naucza, to może być to przyczyną skrupulanctwa. Za skrupułami często się kryje wykoślawiony obraz Pana Boga, moralizm albo straszny lęk. Ale samo nauczanie kościelne czy też Ewangelia nie zwiększają takiej tendencji. Problem jest tylko w interpretacji Ewangelii, bo ona może być wykrzywiona. 

Są jakieś osoby szczególnie podatne na to, żeby być skrupulantem? 

– Tak, są to osoby, które są szczególnie wrażliwe. Wrażliwość psychiczna, duchowa jest różna u ludzi. Są tacy, którzy są bardziej wrażliwi i wyczuleni, więc równocześnie są zdolni do empatii oraz do współczucia. Zasadniczo jest to dobre, tylko może w to wchodzić pokusa i to wyostrzać lub też, jak mówił św. Ignacy – wysubtelniać jeszcze bardziej. A są sumienia, że musiałaby się stać bardzo poważna rzecz, żeby człowiek w ogóle ją zauważył. Oczywiście nie bierze się to stąd, że człowiek jest zły albo dobry. Są to różne wrażliwości.  

>>> Świat atakuje i lekceważy spowiedź, ale ludzie bardzo jej potrzebują

Co więc zrobić, jeśli mamy przypuszczenia, że pojawiły się u nas skrupuły? 

– Wszystko zależy od tego, jaka jest ich przyczyna. Przede wszystkim pomocna może być rozmowa. Jeśli chodzi o skrupuły religijne, to najpierw może być to rozmowa z jakąś osobą towarzyszącą, ze spowiednikiem. Czasami jest konieczna pomoc psychologiczna, jeżeli skrupuły są związane z wychowaniem w domu, z jakimiś traumatycznymi doświadczeniami, z zaniżonym poczuciem wartości albo z fałszywym rozumieniem doskonałości. Wówczas lepiej zwrócić się do kogoś kompetentnego w tym obszarze. Najczęściej polega to też na tym, że taki skrupulant nie rozróżnia myśli od czynów. Jeżeli pojawia się jakaś myśl, to jest to dla niego jednoznaczne z tym, jakby to zrobił. A myśli i czyny to nie jest to samo. Taka sytuacja to rodzaj jakiegoś dużego cierpienia i wymaga leczenia. 

Słownik definiuje skrupulanctwo jako objaw nerwicy natręctw. Można je tak nazywać? 

– Z psychologicznego punktu widzenia nie różni się niczym, bo natręctwo, takie obsesje, kompulsje mają zawsze jakąś ukrytą przyczynę. A skrupuły to jest nazwa religijna tego samego zjawiska. Dawniej o tym nie pisano, duchowni nie używali języka psychologicznego, bo go nie znali. Natomiast mieli to samo na myśli. Mogą być różne przyczyny skrupułów, jest to jednak pewien rodzaj natręctwa, które skupia człowieka bardzo na sobie. Jednym z przejawów skrupulanctwa jest karanie siebie, nienawiść do siebie, autoagresja, co ma zwykle przyczyny psychologiczne. Ale włącza się to też wtedy, kiedy ktoś wyobraża sobie Boga jako policjanta, który tylko czyha na to, aż się potknę. Człowieka opanowuje w takim przypadku lęk przed potępieniem, przed karą. Łatwo się wtedy zagubić. Często dzieje się tak przez wychowanie w domu, przez rodziców, przez jakieś patologiczne układy, które pokrywają się z wyobrażeniem o Bogu, które niekoniecznie jest prawdziwe. 

fot. freepik/wirestock

W takim razie w jaki sposób znaleźć złoty środek między lubieniem siebie i szacunkiem do siebie a samouwielbieniem? 

– Samouwielbienie to rodzaj narcyzmu, zapatrzenia w siebie. Kiedy pytają Pana Jezusa, które przykazanie jest najważniejsze, to mówi On, że pierwsze to miłość do Pana Boga, drugie –  miłuj bliźniego siebie jak siebie samego. I dodaje: „Nie ma większego przykazania od tych dwóch” – od miłości Boga i miłości do bliźniego. Ale w ramach miłości do bliźniego jest też miłość do samego siebie. One są ze sobą połączone. Jeśli więc miłuję prawdziwie Boga, to we właściwy sposób miłuję też bliźniego i siebie samego. Jeżeli bardziej pokocham siebie, to równocześnie pokocham tak samo bliźniego i bardziej otwieram się na Boga. To jest jedna miłość. Natomiast samouwielbienie jest wtedy, kiedy bardziej od relacji z Bogiem i z drugim człowiekiem, skupiam się przez cały czas tylko na sobie. Tak bardzo, że tylko o sobie myślę. Dobra miłość do samego siebie to taka, kiedy siebie szanuję, nie poniżam, widzę swoje dary i ograniczenia. Ale też jednocześnie rozwijam się i wzrastam dzięki drugiemu człowiekowi. Zdrowa miłość do samego siebie nigdy nie pokazuje pogardy czy też poniżenia. Natomiast w odwrotnym przypadku chce się być tylko samowystarczalnym, przypisuje się sobie wszystko i wychodzi z założenia, że jest się godnym podziwu, a wszyscy powinni nam służyć. To bardzo egoistyczne.   

>>> Szósty warunek dobrej spowiedzi [FELIETON]

Wspominał Ojciec wcześniej o różnej wrażliwości. A jaka jest granica między sumieniem wrażliwym a nadwrażliwym? Jak ją wyznaczyć? 

– Nadwrażliwe sumienie inaczej nazywa się sumieniem neurotycznym. Wszystkie symptomy – takie jak karanie siebie, autoagresja, nielubienie siebie, nierozróżnianie myśli od czynów, kierowanie się czysto ludzkimi wyobrażeniami o Bogu – to znaki, że sumienie jest nadwrażliwe, wysubtelnione. Św. Ignacy mówił, że to jest pokusa, że doprowadzam coś do skrajności. Jeśli się pojawiają takie symptomy to znak, że człowiek nie potrafi sobie czegoś wybaczyć, ciągle do czegoś wraca, rozdrapuje, karze siebie za coś. Tylko to nie ma często wyłącznie podłoża duchowego, a potrzeba też pomocy drugiego człowieka. Z prostego powodu – tak jak się uczymy jeść, pić, pisać, mówić dzięki drugiemu człowiekowi, podobnie jest z wiarą. Pierwsze zaczątki tego, czym jest wiara, kim jest Bóg otrzymujemy od rodziców. I później w zależności od tego, jaki jest to przekaz, to taki obraz Boga mamy. Natomiast rozwój polega na tym, żeby konfrontować wspomniany obraz z tym, który jest rzeczywisty, czyli ukazany w Ewangelii. Bardziej lub mniej obraz przekazany przez rodziców jest zbliżony do ewangelicznego. To przekazywanie obrazu Boga często dzieje się  nieświadomie. Człowiek się nad tym nie zastanawia, wchłania to, co powie nauczyciel, rodzic czy katecheta. Wychowanie sumienia polega potem na oczyszczaniu go z tych wykoślawionych obrazów Boga i wiary. Paradoksalnie, jeśli ktoś przeżywa skrupuły, jeśli ma nadwrażliwe sumienie, to właśnie ta choroba służy do tego, żeby sumienie zostało oczyszczane. Doświadczenie tego cierpienia oczyszcza z nadwrażliwości. Ale musi być temu towarzyszyć pomoc drugiego człowieka – czy to psychologiczna, czy też duchowa. Ja stawiałbym na jedno i drugie.  

>>> Od spowiedzi publicznej do prywatnej i między łagodnością a rygoryzmem. Jak „powstała” spowiedź?

Skrupulanci powinni przystępować do spowiedzi generalnej? 

– Nie. To jest oczywiście kwestia indywidulana. Ale zasadniczo skrupulant ma mus ciągłego spowiadania się – nieraz nawet kilka razy dziennie, jeśli tylko mu się coś przypomni. Odradzałbym więc w takim przypadku spowiedź generalną, bo grzebanie w przeszłości bardzo by tego człowieka udręczyło i jeszcze bardziej napędziło lęk. Jestem więc przeciwny spowiedzi generalnej, bo to nie doprowadzi do oczyszczenia człowieka ze skrupułów.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze