fot. wikimedia commons

Dlaczego nas nienawidzą?  

„Czy naprawdę nienawidzę Kościoła katolickiego, czy raczej nienawidzę tego, co przeczytałem lub usłyszałem o Kościele? A jeśli okłamano mnie na jego temat?” – pytał retorycznie bp Fulton J. Sheen. 

Każdy, kto kieruje się zdrowym rozsądkiem, unika negatywnych uczuć i emocji. Chcemy żyć w pokoju i zachowywać dobre relacje z ludźmi, którzy żyją wokół nas. Jest jednak coś, co może temu skutecznie przeszkodzić. To nienawiść. Trzeba z przykrością stwierdzić, że często to właśnie wyznawana przez nas wiara jest jej powodem. Dlaczego tak się dzieje?  

>>> Prymas Polski: nienawiść do drugiego człowieka jest obrazą Boga

Nienawiść: odwieczna towarzyszka grzechu 

Na początku trzeba otwarcie powiedzieć: nie jest to zjawisko nowe i nieznane. Historia nienawiści ma swoje korzenie w historii samego zła, jest z nim nierozerwalnie związana. Towarzyszy człowiekowi niemal od zawsze. To właśnie ona stała za kulisami grzechu Kaina (Rdz 4) i niezliczonej wprost liczby innych przewinień, które jako ludzkość zdążyliśmy od tego czasu popełnić. Nienawiść nieobca była też życiu naszego Zbawiciela, choć oczywiście nie wypływała ona od Niego. Jezus wielokrotnie spotykał się z wrogością ze strony żyjących w Jego czasach ludzi. Ta nienawiść odsłoniła swoje okrutne oblicze szczególnie podczas pasji. Jezus wiedział, że nienawiść jest wielkim zagrożeniem dla pokoju między ludźmi. Nie krył także świadomości tego, że wie, z czym będzie musiał zmierzyć się Kościół. Zapowiedział to w jednej z nauk, której słowa zanotował św. Mateusz: 

Będą was uciskać i zabijać, i z powodu Mojego imienia będą was nienawidzić wszystkie narody. Wtedy wielu się załamie i jedni drugich będą wydawać i nienawidzić. I wystąpi wielu fałszywych proroków, i wielu zwiodą. A ponieważ rozszerzy się nieprawość, oziębnie miłość wielu. Lecz kto wytrwa do końca, zostanie zbawiony (Mt 24, 9-13).

 Czy mamy powody, żeby odczytywać tę zapowiedź jako usprawiedliwienie postawy nienawiści wobec chrześcijan? A może w ogóle nienawiść wpisuje się jakoś w Boży plan względem Jego dzieci? Sądzę, że Jezusowi nie chodziło tutaj o znalezienie wrogom argumentu. Przeciwnie – te słowa skierowane są do nas. Mają nas umocnić w trwaniu w wierze, nawet w dobie jej kryzysu. Pokazać, że idąc za wzorem Jezusa i okazując miłość nawet wobec nieprzyjaciół, możemy zniszczyć zło, które nas dotyka. A jeśli tylko wytrwamy, osiągniemy zbawienie 

fot. pexels 

Wygrać z nienawiścią dzisiaj 

To przesłanie jest aktualne szczególnie dziś. Nie da się nie zauważyć, że „fala hejtu” coraz mocniej wdziera się w te miejsca, które wcześniej mało kto odważyłby się atakować. Praktycznie z każdym dniem obserwujemy przybierające na sile ataki na Kościół, jego nauczanie i na wiernych. Coraz częściej słyszymy o budzących trwogę profanacjach i aktach wandalizmu. Przypadki ataków werbalnych i jadowitych wpisów internetowych powoli wymykają się statystykom To, co jeszcze kilka lat temu zostałoby uznane za temat tabu i nie przeszłoby obowiązującej w mediach cenzury, figuruje dziś jako ostre tezy antykatolickich wpisów, już nie tylko krytykujących poglądy wypływające z postawy chrześcijanina, ale oskarżające też tę postawę jako wrogą. Obserwujemy więc pewien przewrót, próbę „przeniesienia” nienawiści na drugą stronę i oskarżanie o nią tych, którzy tak naprawdę muszą się przed nią bronić. Mówię to szczególnie w kontekście mocnego promowania w mediach ideologii głoszonej przez środowiska LGBT. Co tkwi u podstaw tej nienawiści? Ośmielam się twierdzić, że w dużej mierze jest to uparte trwanie w postawie niezrozumienia wobec wartości, które niesie ze sobą chrześcijaństwo. Często ci, którym tak łatwo przychodzi krytyka tych wartości, niekoniecznie wiedzą, dlaczego tak naprawdę ich bronimy i jakie dobro kryje się za nimi. Z drugiej strony – człowiekowi narażonemu na nieustanną manipulację łatwo jest uwierzyć w głoszone z przekonaniem „prawdy” o zacofaniu Kościoła  i nieskuteczności głoszonej przez niego nauki.  
 

Szydzenie z chrześcijaństwa często staje się elementem promowania niektórych ideologii. fot. facebook

Czy naprawdę nienawidzę? 
Jakiś czas temu przeczytałem znakomitą książkę pt. „What can I do?” autorstwa biskupa Fultona J. Sheena. Ten coraz bardziej popularny i odkrywany w Polsce sługa Boży dzieli się w niej refleksją, którą można uznać za receptę na trudności, jakie przeżywa każdy, kto musi bronić swojej wiary. Rozważając podobny problem zmagania się amerykańskich chrześcijan z wrogością wobec wyznawania ich wiary, biskup Sheen pisze: 

Czy naprawdę nienawidzę Kościoła katolickiego, czy raczej nienawidzę tego, co przeczytałem lub usłyszałem o Kościele? A jeśli okłamano mnie na jego temat? Czyż ludzie nie wypisują i nie wypowiadają kłamstw? A skoro obłudnicy w czasach Chrystusa nazywali Go pijaczyną i diabłem, czyż nie mogą kłamać na temat Jego Kościoła? Skoro Kościół jest tak straszny, jak mi się wydaje, jak to się stało, że jako jedyny przetrwał te 1900 lat i wydał tak wielu świętych? 

Te słowa zostały zapisane ponad 80 lat temu, lecz jestem przekonany, że nie tracą na swojej aktualności. Mogą nie tylko umocnić na duchu każdego, kto boleje nad nienawiścią wobec chrześcijaństwa, ale także być powodem do zastanowienia się dla każdego, kto z tą nienawiścią występuje.  

>>> Papież: nie można żyć siejąc nienawiść

fot. Cathopic

Kościół to nie firma, nie upadnie 

Jako człowiek wierzący, chciałbym przypomnieć, że Kościół to nie firma, międzynarodowa korporacja czy państwo. A zatem nie może upaść – powiedział niedawno Vittorio Messori, włoski pisarz, jeden z najbardziej znanych publicystów katolickich na świecie. Trudno nie przyznać mu racji. W końcu Pan Jezus obiecał Swojemu Kościołowi, że „bramy piekielne go nie przemogą” (Mt 16, 18). I choć „będą nas nienawidzić”, to jeśli tylko na tę nienawiść odpowiemy miłością, zgasimy jej ogień i przybliżymy się do zbawienia.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze