Ewa Czaczkowska: Prymas Wyszyński miał dobrą intuicję [ROZMOWA]
Kilka dni po beatyfikacji prymasa Wyszyńskiego rozmawiamy z dziennikarką, publicystką i pisarką, która życie bł. kard. Wyszyńskiego zna w najmniejszych szczegółach. Doktor Ewa K. Czaczkowska jest autorką dwóch biografii o Prymasie Tysiąclecia. Rozmówczyni misyjne.pl uczestniczyła w opracowaniu Positio w procesie beatyfikacyjnym prymasa Wyszyńskiego, jest też współautorką wystawy głównej Muzeum Jana Pawła II i Prymasa Wyszyńskiego.
Ważne jest, abyśmy wszyscy wiedzieli, co jako Kościół i naród zawdzięczamy prymasowi Wyszyńskiemu, a w sensie religijnym, aby zostało w nas to przekonanie, że można żyć święcie w każdych warunkach i okolicznościach, i że w Ewangelii można znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, które przynosi czas. Stefan Wyszyński był i jest tego dowodem – mówi Ewa K. Czaczkowska w rozmowie z Maciejem Kluczką.
Maciej Kluczka (misyjne.pl): Od czego trzeba zacząć pisząc tak obszerną biografię? Wolne w pracy? Zakup dobrego ekspresu do kawy? Wyjazd na wieś? Długie godziny w bibliotece? Od czytania tekstów źródłowych i wszystkich informacji o bohaterze biografii?
dr Ewa K. Czaczkowska (publicystka, autorka biografii „Kardynał Wyszyński. Biografia” oraz „Prymas Wyszyński. Wiara nadzieja miłość”): – Od wszystkiego po trochu! Choć wstępie było to, co Pan wymienił na końcu, czyli najpierw musiałam przeczytać wszystko, co napisano na temat prymasa. Następnie przyszedł czas na poznawanie źródeł, które stworzył sam bohater. A zostawił po sobie bardzo dużo, wymienię choćby 46 tomów homilii i przemówień, które są przechowywane w Instytucie Prymasa Wyszyńskiego i sukcesywnie wydawane, do tego kilkadziesiąt tomów dziennika Pro memoria, a także innego typu dokumenty. Następny krok to było czytanie źródeł o bohaterze, które przechowywane są w archiwach kościelnych, a także znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej oraz w Archiwum Akt Nowych. To ogromny materiał, bo tak bogate – pod względem wydarzeń, w których uczestniczył i je współtworzył – było życie prymasa. O nim także rozmawiałam ze świadkami jego życia. Cieszę się, że zdążyłam, bo z grona 26 moich rozmówców, połowa już nie żyje.
>>> Ksawery Szlenkier: porucznik Wyszyński to człowiek poszukujący, zadający sobie pytania
A czy przy pisaniu takiej biografii lepiej pracować chronologicznie nad życiorysem bohatera? Od dzieciństwa do jego śmierci? Czy nie ma to znaczenia? Gdy znajdą się interesujące materiały z innego okresu życia, to można na chwilę odstąpić od chronologii?
Nie pracowałam nad biografią chronologicznie, ale całymi częściami książki, choć chronologia jest w niej zachowana. Poza wstępem, w którym umieściłam najważniejsze wydarzenie: aresztowanie prymasa. Pisanie biografii na pewnym etapie to trochę jak układanie puzzli złożonych z różnych elementów, które odkrywa się w różnym czasie. W wypadku biografii prymasa, gdy materiałów jest bardzo dużo, ważną sprawą była selekcja materiału, ich jakby ociosywanie. Wybranie takich wątków i wydarzeń – bo o wszystkim napisać się nie da – aby jak najpełniej i jak najwierniej przedstawić życie i osobowość bohatera. Kolejna ważna sprawa to, oczywiście, kwestia narracji, pisanie tak, by opowiadana historia życia była wciągająca dla czytelnika. Dlatego biografia nie zaczyna się chronologicznie, bo od aresztowania prymasa, a poszczególne rozdziały zaczęłam od ciekawych dla danego okresu wydarzeń opisanych stylem reporterskim.
Przebrnięcie przez te materiały zajmuje pewnie wiele miesięcy, a może i lat.
– Nad pierwszą biografią prymasa pracowałam trzy lata. Kiedy kończyłam myślałam, że gdybym miała świadomość jak wiele pracy będzie mnie kosztować, to pewnie nigdy bym się tego nie podjęła. To naprawdę był ogrom pracy, nieporównywalnej z żadną inną moją książką. Ale kilka lat później…wydałam drugie, poszerzone wydanie biografii. A przed beatyfikacją książkę „Prymas Wyszyński. Wiara, nadzieja, miłość”, w której w skróconej formie pokazałam prymasa poprzez jego cechy i cnoty chrześcijańskie, jego duchowe przyjaźnie, a także zebrałam to wszystko, co uczynił dla nas, dla Kościoła, dla Polski. Prymas wciąga. Kiedy szesnaście lat temu zaczęłam zajmować się jego postacią, nie sądziłam, że rozpoczynam wielką przygodę intelektualną i duchowa.
>>> Abp Henryk Muszyński: liczyliśmy dni jego uwięzienia [ROZMOWA cz. 1]
Najczęściej pamiętamy te słowa prymasa, które traktowały o miłości nieprzyjaciół, pamiętamy jego nauczanie o godności każdego człowieka. Wielu z nas też pamięta historię jego relacji z władzami komunistycznymi, historię uwięzienia. A czy Pani zna takie wątki biografii prymasa, które są w tej publicznej przestrzeni pomijane albo zapomniane?
– Życie prymasa, szczególnie po procesie beatyfikacyjnym, w których pracach także uczestniczyłam, jest dobrze znane. Ale, oczywiście, w szerokiej przestrzeni publicznej powielane są informacje tylko o części wydarzeń czy wątków z nauczania. Niewiele z osób wie, że prymas Wyszyński pomagał katolikom na Wschodzie, tajnie udzielał święceń kapłańskich, że miał alternatywną wobec Stolicy Apostolskiej koncepcję watykańskiej polityki wschodniej, co powodowało napięcia z kurią watykańska, albo o tym, że dwukrotnie był kandydatem do pokojowej Nagrody Nobla. Takich kwestii i wydarzeń jest więcej. Gdy chodzi o nauczania to na pewno za mało mówi się o teologii pracy kard. Wyszyńskiego i jego promocji kobiet. Prymas, o czym piszę też w najnowszej o nim książce, podkreślał że praca może być elementem rozwoju moralnego i duchowego człowieka, a nawet – i to jest szczególnie cenne – spełniając określone wymagania, może mieć walor zbawczy. Wszyscy znamy benedyktyńskie zawołanie „Ora et labora” („Módl się i pracuj”),a prymas mówił: „Módl się pracą”. I tak żył. Bo praca– jak podkreślał – może być rodzajem modlitwy.
To nie muszą być osobne czynności. Praca i modlitwa mogą być jednością.
– Tak, to jest trudne, ale możliwe. I powinno być dla nas wyzwaniem. Szczególnie dzisiaj, gdy jesteśmy tak zabiegani, gdy jest tyle rodzajów aktywności.
A kobiety?
– Prymas widział ważną apostolską rolę kobiet, uznawał ich miejsce w Kościele, i je promował. W różnych gremiach, komisjach KEP w czasach kard. Wyszyńskiego było więcej kobiet niż dzisiaj. Podkreślał osobową, co do natury, równość kobiet i mężczyzn; macierzyńskie i rodzinne powołanie kobiet, ale mówił też, że nie wszystkie kobiety mają takie powołanie, a Kościół musi uznać ich prawo do realizacji swych aspiracji w życiu społecznym. Mówił o tym jeszcze przed soborem, co było stwierdzeniem dość rewolucyjnym. W czasie wojny został ojcem duchowym tzw. Grupy Ósemka, dziś to Instytut Prymasa Wyszyńskiego, zanim jeszcze papież Pius XII uznał istnienie instytutów świeckich instytutów życia konsekrowanego. To była jego wielka odwaga i wizjonerstwo. Prymas wspierał kobiety na płaszczyźnie nauki, chciał, by mogły teologię studiować i bronić doktoraty. Ne bał się korzystać z duszpasterskich inicjatyw kobiet. Pomysłem Marii Okońskiej, liderki grupy Ósemka, była peregrynacja po kraju kopii obrazu Matki Bożej Jasnogórskiej.
>>> Quiz o bł. kardynale Stefanie Wyszyńskim
Po latach pojawiły się wątpliwości, czy tej maryjności i pobożności ludowej nie było za dużo. Jak Pani na to patrzy?
– Prymas miał dobrą intuicję. Przyznali to z czasem także jego ówcześni znani adwersarze. Prymas wiedział, że aby zatrzymać falę programowego ateizmu, forsowaną przez struktury polityczno-państwowe, trzeba zbudować silną katolicką tamę. A tę mogły stworzyć nie małe grupy katolickiej inteligencji, ale lud, przywiązany do wiary ojców, silnie związany z Kościołem i jego duszpasterzami, nawet za cenę cierpienia. Dlatego też kard. Wyszyński świadomie rozwijał w czasie Wielkiej Nowennie różne formy pobożności ludowej i umacniał związki Kościoła z narodem. W centrum przygotowań do milenium postawił na kult Matki Bożej Jasnogórskiej, bo Jasna Góra była od czasu zaborów duchową stolicą Polski. Ale, oczywiście, nie tylko dlatego. Jako czciciel Maryi i jej duchowy niewolnik, wierzył, że spełni się proroctwo kard. Augusta Hlonda, którzy przed śmiercią mówił, że zwycięstwo gdy przyjdzie, będzie to zwycięstwo Matki Bożej. I jak widać się nie pomylił. My wszyscy naprawdę wiele zawdzięczamy prymasowi Wyszyńskiemu, który potrafił widzieć dalej i szerzej.
Życiorys prymasa przyćmiewają oskarżenia o jego antysemickie wypowiedzi z pisma „Ateneum Kapłańskie”, którego był redaktorem naczelnym. Kwestia ta była wielokrotnie wyjaśniana, ale teksty te wciąż są w obiegu.
– Te oskarżenia oparte są na podwójnej manipulacji. Autorem tekstów, z których powyciągano wyrwane z kontekstu zdania nie był ks. Stefan Wyszyński, ale inni duchowni: ks. prof. Józef Pastuszka i ks. dr Paweł Tochowicz. Z analizy zaś pełnych tekstów, którą przeprowadziłam, wynika jasno, że oskarżanie ich autorów o faszyzm, rasizm czy antysemityzm jest poważnym nadużyciem. Wprawdzie opinię ks. Pastuszki, który różnic między narodami upatrywał w kulturze (antysemityzm „we krwi”), można uznać za kontrowersyjną, ale przecież nie antysemicką.
Ale czy redaktor naczelny nie popełnił wtedy błędu w nadzorze? Nie powinien baczniej przyglądać się temu, co publikowane jest w kierowanym przezeń piśmie?
– Pamiętajmy, że teksty zostały wydrukowane przed drugą wojną światową, w 1937 i 1938 roku. Ponadto pismo, jak głosił podtytuł, ukazywało się „pod kierunkiem profesorów Włocławskiego Seminarium Duchownego”. Jaki duży wpływ na linię pisma miał 37-letni wówczas ks. dr Stefan Wyszyński, wykładowca seminarium? Czy był w pełni autonomiczny? Nie wiadomo. Ale co najważniejsze: oba nie były antysemickie.
Jeszcze jako ksiądz prosił wiernych, aby pomagali Żydom uciekającym podczas powstania w getcie warszawskim. Wspominała o tym Esther Grinberg w świadectwie złożonym po hebrajsku w Yad Vashem.
– Wcześniej zaś, gdy przebywał w Żułowie na Lubelszczyźnie pomagał ukrywać się żydowskiej rodzinie – ojcu z dwojgiem dzieci. W dzień pracowali oni w zakładzie dla niewidomych dzieci, prowadzonym przez siostry z Lasek, a w nocy spali na strychu domu państwa Karwowskich. Ksiądz Wyszyński codziennie pomagał Żydom ukryć się na strychu – przystawiał drabinę, a potem chował ją w ogrodzie. Jako prymas zaś w 1968 roku potępił antysemicką nagonkę władz PRL-u, za co dziękował mu były naczelny rabin Polski Zew Wawa Morejno. W kazaniu w katedrze warszawskiej prymas przypominał katolikom o obowiązku miłości wszystkich – bez względu na mowę, język i rasę oraz przestrzegał przed rasizmem.
Czym dla autorki prymasowskich biografii był dzień jego beatyfikacji?
– Wielką radością. Od szesnastu lat zajmuję się postacią prymasa Wyszyńskiego. Przyznaję, że im bardziej go poznaję, tym mam większy dla niego szacunek i podziw. Przez wiele lat traktowałam go jako niezwykle ważną, ale postać historyczną. Od ponad roku jest dla mnie kimś więcej, to znaczy od czasu, gdy za jego wstawiennictwem doznałam łaski. Wprawdzie go o to nie prosiłam, ale on sam, w dniu swoich urodzin, interweniował. I od tej chwili wiem, że jest wśród świętych.
A co to za wydarzenie?
– To zostawię dla siebie.
Jest szansa, by prymas i jego słowa zostały z katolikami w Polsce na dłużej? By nie był „tylko” postacią historyczną?
– Mam taką nadzieję, choć z drugiej strony nie mam też złudzeń. Jeżeli zainteresowanie postacią i nauczaniem błogosławionego prymasa utrzyma się w jakiejś grupie katolików – będzie dobrze. Ważne jest, abyśmy wszyscy wiedzieli, co jako Kościół i naród zawdzięczamy prymasowi Wyszyńskiemu, a w sensie religijnym, aby zostało w nas to przekonanie, że można żyć święcie w każdych warunkach i okolicznościach, i że w Ewangelii można znaleźć odpowiedzi na wszystkie pytania, które przynosi czas. Stefan Wyszyński był i jest tego dowodem.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |