Fot. Archiwum prywatne Kamili Ponichtery

Gdy kariera staje się bożkiem [REPORTAŻ]

Kamila jest muzykiem i muzykologiem. Skończyła studia na obu tych kierunkach i, jak sama przyznaje, muzyką zajmuje się odkąd pamięta. Przyszedł jednak czas w jej życiu, kiedy kariera stała się bożkiem. Dziewczyna ćwiczyła tak dużo, że doznała kontuzji ręki. „Myślałam, że skoro zabrano mi coś bardzo cennego, to teraz moje życie jest skazane na nieszczęście. A takiego życia nie chciałam” – wspomina.

„Kiedy zaczęło się moje nawrócenie, pojawiło się we mnie pragnienie, żeby tworzyć muzykę, która będzie odzwierciedlać to, co przeżywam z Bogiem, to, czego doświadczam i to, do czego mnie ta relacja prowadzi. Chciałam realne doświadczenie Jego przekładać na pieśni, które mogliby słuchać i śpiewać również inni, a muzyka tworzona przeze mnie stałaby się medium, które wprowadzi ich w otwarcie się na podobne doświadczenia i do miejsc, w których byłam” – opowiada dziewczyna.

Małymi krokami

Najpierw pojawiła się pasja do muzyki. Dopiero później budowanie głębszej więzi z Bogiem. A jak to się zaczęło?

Zaczęło się niewinnie. Dołączyłam do wspólnoty jezuitów na Rykowieckiej. Tam zobaczyłam, że oni wierzą w coś innego niż ja do tej pory. Mają głębszą, ciekawość, milszą i mniej uciążliwą duchowość, bo ja wychowywałam się w duchu strachu przed grzechem. Małymi kroczkami zaczęłam się tym zaciekawiać. Bo przecież wierzyli w to samo, co ja, ale jednak inaczej” – wspomina muzykolog.

Pierwszym krokiem milowym w nawróceniu Kamili stał się wyjazd na rekolekcje ignacjańskie, podczas których przez pięć dni medytuje się Pismo Święte w ciszy. To właśnie wtedy dziewczyna doświadczyła modlitwy, która nie jest tylko powtarzaniem jakichś formuł.

„Jako dziecko i jako nastolatka w ogóle nie rozumiałam tego rodzaju modlitwy. W mojej religijności lękowej modlitwa była rodzajem ofiary dla Boga, żeby mnie bronił przed złem tego świata, a przecież wiemy, że nie o to chodzi. Modlić się inaczej nauczyłam się właśnie dopiero podczas tych rekolekcji. Nagle zrozumiałam, że Bóg chce spędzać ze mną czas. I był to dosłownie zwrot akcji w moim życiu” – wyjaśnia.

Od tamtej pory Kamila żyła w przekonaniu, że Bóg rzeczywiście istnieje i jest aktywny w jej życiu.

„Trochę się tym zachłysnęłam, bo weszłam w pułapkę. Doświadczenie tamtych rekolekcji i tego, że Bóg położył wtedy pierwszy fundament mojej tożsamości jako Bożego stworzenia, jako Jego córki, dało mi zupełnie nową perspektywę. Zaczęłam mieć przeświadczenie, że moja relacja z Nim jest wspaniała, że nic złego się w niej nie wydarzy, że już zawsze będzie super i że nie muszę o nią dbać. Doszłam wręcz do wniosku, że wszystko wiem, że nic więcej nie mam do odkrycia. Przez to moja relacja z Bogiem stała się zaniedbana” – opowiada.

Moja rozmówczyni studiowała w tamtym czasie wiolonczelę na Akademii Muzycznej i – jak dodaje – była bardzo pracowita oraz ambitna, jednak w negatywnym znaczeniu tego słowa”.

„Wpadłam w ciąg pracy. Wyszłam z założenia, że skoro Bóg mnie kocha, to pomoże mi zrobić karierę. Karierę, która stała się moim pierwszym bożkiem. Żyłam bezrefleksyjnie zupełnie nie zdając sobie sprawy, że pogubiłam się życiowo, jeśli chodzi o priorytety i hierarchię. Właśnie wtedy wydarzyła się kontuzja mojej ręki. Grałam tak dużo, że moje ciało skapitulowało. I nastąpił jeden wielki kryzys”.

>>> Psycholog: wykorzystajmy urlop faktycznie na to, co przynosi nam odpoczynek

Gdy wali się świat

Kamila po tym wydarzeniu zupełnie nie potrafiła się podnieść. Co więcej – w ogóle nie chciała wtedy żyć. Kilka miesięcy spędziła dosłownie leżąc na kanapie z przeświadczeniem, że kariera wiolonczelistki jest jej jedyną drogą do szczęścia.

„W takiej narracji wyrastałam już od najmłodszych lat. Będąc w szkole muzycznej miałam wkładane do głowy, że zrobienie kariery solowej to jest spełnienie marzeń dla muzyka. W momencie, w którym się dowiedziałam, że możliwe, że już nigdy nie będę grać, mój świat się załamał. Oczywiście dzisiaj opowiadam o tym analitycznie, wyjmując korzeń problemu, ale wtedy żyłam kłamstwem. Myślałam, że skoro zabrano mi coś bardzo cennego, to teraz moje życie jest skazane na nieszczęście. A takiego życia nie chciałam. Nie miałam nawet siły iść na terapię, bo właściwie nie wychodziłam nawet z domu. Wiedziałam już, że Bóg mnie kocha. Ale najważniejsza była dla mnie w tamtej chwili wiolonczela i to, że jej nie ma. Mimo to wciąż się modliłam i medytowałam Słowo. Podczas jednej medytacji, kiedy czytałam o Jonaszu, Pan Bóg pokazał mi, że jestem w brzuchu ryby. Mimo że ja myślałam, że przecież duchowo jestem na poziomie eksperckim, że jeśli mam taką fajną relację z Bogiem, to czekam aż mnie uzdrowi albo inaczej kończę tę historię. Bóg jednak wyjaśnił mi, że jestem daleko od Niego, że bardzo pobłądziłam, że nie znajduję się w tym brzuchu dlatego, że doznałam kontuzji ręki, tylko kontuzji głowy. Bo przez wiele lat żyłam kłamstwem, że będę szczęśliwa tylko z wiolonczelą, tylko jako solistka robiąca karierę. Ale na szczęście później w trakcie tej medytacji zobaczyłam, że ta ryba mnie w końcu wypluje. Tak jak wypluła Jonasza. I dzięki Bogu to się wydarzyło” – uśmiecha się Kamila.

>>> Hania Grabowska (Skypost): talent jest nam dany od Boga oraz zadany [ROZMOWA]

Brzmienie duszy

Dzisiaj moja rozmówczyni dzieli się swoją wiarą na Instagramie, gdzie można ją znaleźć pod nazwą @brzmienieduszy. „Właściwie przez kilka lat zastanawiałam się nad prowadzeniem takiego konta. To pragnienie pojawiło się we mnie, kiedy zaczęłam już tak na serio budować swoją relację z Bogiem i nie chciałam oddalać się od niego tak bardzo jak wcześniej. Zaczęłam codziennie medytować Słowo. Zachwycało i wciąż zachwyca mnie jak Bóg konkretnie i praktycznie prowadzi mnie w mojej codzienności, w tym, co przeżywam oraz w procesie terapeutycznym. Czasami opowiadałam o tym ludziom i widziałam, że jest to dla nich ciekawe, więc stwierdziłam, że spróbuję dzielić się też tym w mediach społecznościowych” – przyznaje Kamila.

Na jej profilu można znaleźć wiele refleksji dotyczących modlitwy oraz życia duchowego. „Udostępniam konkretne refleksje, które mają wpływ na moje życie. Staram się również dawać przykłady. Chociażby niedawno była Ewangelia o Jezusie, który się zdenerwował, a ja czułam się tak samo zaledwie dzień wcześniej i stwierdziłam, że dobrym pomysłem będzie napisanie, że to też jest normalne i potrzebne. Poza tym dodaję na Instagram też utwory oraz pieśni, które opowiadają o konkretnym doświadczeniu. Poprzedzam je krótkimi filmikami, które wprowadzają w treść danego doświadczenia i pogłębiają zrozumienie tego, o co w nim chodzi” – wyjaśnia dziewczyna.

Napisać pieśń

Kamila sama też pisze pieśni, które są dla niej bardzo osobiste i w których również dzieli się swoimi doświadczeniami: „Jeden z moich utworów dotyczy na przykład nawrócenia i opisuję w nim, w jaki sposób to u mnie po kolei wyglądało. Inny natomiast poświęciłam kontemplacji oraz modlitwie. Bo to Bóg zaprasza mnie na modlitwę, wkłada we mnie jej pragnienie i dlatego się modlę. Kiedy zaczynam to robić, wtedy daję Mu się prowadzić i to On jest gospodarzem tego spotkania. Gdy czegoś takiego doświadczam, to po pewnym czasie szukam stricte technicznego sposobu, żeby podzielić się swoimi przeżyciami oraz zaprosić innych ludzi w to miejsce. Chcę uchwycić tę treść muzycznie. Ale aby to się udało, muszę zdecydować, jaką funkcję ma mieć muzyka, którą będę tworzyć – na przykład czy to ma być pieśń śpiewana przez wspólnotę na spotkaniu. Tak było chociażby z moją piosenką „Głębia”, gdyż stworzyłam ją po to, żeby przygotować siebie do modlitwy. Chciałam, żeby była łatwa do zaśpiewania, chwytliwa i żeby ludzie łatwo zapamiętywali melodię, a jednocześnie żeby udało mi się utrzymać przy tym swój muzyczny styl”.

 
 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Post udostępniony przez brzmienie duszy | Kamila (@brzmienieduszy)

Boże poruszenia

Dzisiaj codzienna modlitwa mojej rozmówczyni ma jeden stały punkt. Kamila zaraz po przebudzeniu modli się Słowem dnia. „Bywa różnie. Czasem z tego Słowa poruszają mnie konkretne rzeczy. A zdarza się, że moje myśli doprowadzają mnie do zupełnie innego punktu. I bywa też tak, że nie mam jakichś refleksji. I to też jest okej, bo przynajmniej nie jest nudno. Ale kiedy już coś mnie poruszy i pojawi się jakiś owoc tego poruszenia, to jest to dla mnie bardzo karmiące i staram się bardziej zgłębiać ten temat” – opowiada.

Kamila stara się też żyć według słów św. Ignacego, który mówił o tym, by szukać i odnajdywać Boga we wszystkim, w całym stworzeniu: „Wierzę, że Bóg może działać i mówić do nas przez wszystko, przez co i przez kogo tylko zechce. Również przez osoby niewierzące. Albo przez moje myśli. Dlatego staram się być bardzo otwarta na Boże poruszenia i mam wrażenie, że właśnie tego uczy mnie modlitwa”.

>>> O filozofii i teologii odpoczynku [OPINIA]

Nauczyć się odpoczynku

Oprócz codziennej modlitwy Kamila uczy się też każdego dnia… odpoczywać. „Ostatnio podejmuję kroki do tego, żeby odpoczywać sensownie, czyli na przykład mniej korzystać z telefonu. Bo kiedy prowadzi się działalność w internecie to jest to szczególnie trudne. Ale mam wrażenie, że Bóg coraz bardziej uzdalnia mnie do tego, żeby odpoczywać na sensowe sposoby, coraz głębiej programuje mnie na to, żeby mieć więcej wolności w tym, co robię. Jest to proces. Bo odpoczywanie jest trudne” – wyjaśnia muzykolog.

Dziewczynie dużo daje także medytacja i rekolekcje ignacjańskie, którą są dla niej szkołą spędzania czasu ze sobą oraz z Bogiem. „Te rekolekcje to bardzo oczekiwany przeze mnie czas w roku, bo w codzienności rzadziej medytuję tak długo. Dopiero po pierwszych rekolekcjach ignacjańskich poczułam, że lubię być ze sobą w ciszy i jest mi wtedy dobrze. Trudniej za to nauczyć się tego w codzienności, kiedy jeszcze nagromadzi się wiele spraw. Ale to wszystko jest procesem. I krok po kroku uczę się w nim być” – podsumowuje Kamila.  

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze