Joanna Jóźwiak: Bóg to nie jest starszy pan siedzący daleko w niebie [ROZMOWA]
Pisanie o kosmetykach i o wierze to raczej połączenie niespotykane w mediach społecznościowych. Jak jednak udowadnia Joanna Jóźwiak (joanna_j._), dzięki temu można dotrzeć do osób, które Boga jeszcze nie znają lub też dawno się od niego oddaliły. Nie rzadko więc obserwatorka zaczyna z Asią rozmowę na temat ulubionego kremu, a już chwilę później rozmawiają o Bogu.
Skąd pomysł, żeby pisać o kosmetykach i o Bogu? To chyba nietypowe połączenie.
Tak, nietypowe. Ale to chyba nie był sam pomysł, bo to właśnie jestem ja. Te kosmetyki wyrażają mnie, moją osobę. Muszę powiedzieć, że odkąd pamiętam, malowałam wirtualne modelki, ubierałam je. Lubiłam też gry komputerowe, które miały związek z modą. To jest od zawsze jakaś część mnie, taką mnie Pan Bóg stworzył. Kiedy zgłębiłam relację z Nim, to jeszcze bardziej to ze mnie wydobył. Na swojej drodze duchowej, we wspólnotach lub w innych miejscach, spotykałam się z negacją tego, a momentami nawet z atakiem. Nigdy nie chodziłam ubrana wyzywająco, a potrafiłam być skrytykowana, bo jakiś element mojego ubioru za bardzo rzucał się w oczy. Wewnętrznie jednak czuję, że to jest OK, że nie robię nikomu tym krzywdy i nie robię jej też sobie. Dlatego więc pojawiało się we mnie wtedy pytanie, dlaczego jest to tak krytykowane? Długo z tym wszystkim chodziłam, zadawałam Bogu dużo pytań na modlitwie. Dał mi się jednak poznać z takiej strony, że jest Bogiem współczesnym, jest Bogiem jakości, nadąża za technologią. Nie jest jakimś starszym panem siedzącym daleko w niebie, ale jest tu i teraz. Te narzędzia są też łaską, dzięki którym mogę o Nim świadczyć. Pokazał mi też, że mówienie o tym, co jest światowe może być formą dotarcia poprzez te tematy do osób, które Go jeszcze nie znają. Jak najbardziej poczułam więc akceptację z Jego strony – jeżeli moje serce jest czyste, to nie jest zdominowane i zniewolone przez materialne rzeczy.
Po założeniu konta na Instagramie pojawiły się komentarze, że katoliczka nie powinna dbać o swój wygląd?
Odkąd dzielę się bardziej publicznie tym, co robię, to jest to też krytykowane. Ale chyba jest tak zawsze. Mam wrażenie, że zazwyczaj wychodzi to od osób, których głównym zajęciem jest krytykowanie, a nie angażowanie się w ich obecne życie, stąd były takie ataki. Ale mam wokół siebie osoby duchowne, które mają kontrolę nad moimi działaniami, sprawdzają mnie, ja też się dzięki temu czuję bezpiecznie. Jestem też we wspólnocie, staram się na modlitwie weryfikować te obszary. Dopóki więc wiem, że te wszystkie przestrzenie są sprawdzone, dopóki wiem, że nie zbaczam z drogi, którą Pan Bóg pokazuje, to takiej krytyki po prostu nie przyjmuję. Zupełnie się nią nie przejmuję i robię swoje. Nauczyłam się takiego dystansu do tego.
>>> W jaki sposób słuchać i być wysłuchanym? [FELIETON]
Zdarza się, że rozmowa z obserwatorkami zaczyna się od kosmetyków, a kończy na Bogu?
Tak, jest wiele dziewczyn, które zaczynają ze mną rozmowę o błahych rzeczach albo reagują na relację, a później przechodzą do tematów życiowych, relacyjnych, związkowych i do relacji z Bogiem. Pytają mnie o rekolekcje. Taka rozmowa potrafi więc przerodzić się w dyskusję na ważne tematy.
Wydaje się, że ludzie tworzący w internecie są bardzo otwarci i pewni siebie. Czy u Ciebie ta pewność była zawsze, czy też odkryłaś ją w jakimś szczególnym momencie swojego życia?
Ogólnie nie jestem pewna siebie. Może to tak wygląda w internecie, ale mnie stresuje, kiedy bardzo dużo osób zwraca na mnie uwagę. Lubię być trochę w cieniu i w kącie. Stresuje mnie, gdy jestem za bardzo w centrum, a szczególnie, gdy jestem na żywo i za dużo osób na mnie patrzy. Wtedy drży mi głos ze stresu. A wydaje mi się, że internet jest takim narzędziem, które Pan Bóg dał mi, żebym czuła się dobrze i komfortowo. Nie do końca mam zawsze świadomość, ile osób widzi moje działania. To nie jest dla mnie takie namacalne w codzienności, więc czuję się nadal jakbym była w cieniu.
Dziś Instagram dla Ciebie to bardziej praca czy pasja?
W tym momencie to dla mnie pasja. Nie ukrywam, że chciałabym, żeby rozkręciło się to o wiele bardziej i na przykład mogłabym zrezygnować z projektów, które dają mi dochód w codziennej pracy. Miałabym wtedy więcej czasu na tworzenie contentu i wrzucanie po kilka rzeczy dziennie. Na ten moment jest to jednak dla mnie pasja. Staram się też dbać o jakość udostępnianych przez mnie treści ze względu na to, że ja taka jestem i lubię, jak coś ładnie i dobrze wygląda. Ale na pewno chciałabym, żeby kiedyś zmieniło się to w coś większego.
>>> Siostra Paula: TikTok pozwala mi pokazać moje poczucie humoru [ROZMOWA]
Dawniej prowadziłaś kanał na YouTube i social media pod nazwą „Serce na miarę”. Wtedy w Polsce nie było chyba jeszcze tak wielu profili o tematyce katolickiej. Czy jako twórczyni zauważasz dużą zmianę w tej kwestii na przestrzeni lat?
Zaczęłam prowadzić kanał na YouTubie już cztery lata temu. Wtedy rzeczywiście nie było tylu treści ze wszystkich stron. Po prostu mnie to przerosło. Zdawałam też wtedy egzamin magisterski, miałam pracę, prowadziłam kanał i jeszcze aktualizowałam wszystko na fanpage’ach. Wpadłam w taki wir, że po półtora roku czułam ogromne zmęczenie, było tego za dużo. Postanowiłam więc przystopować, bo zrozumiałam, że YouTube stał się dla mnie wręcz pracą na etat. A takiej pracy albo poświęca się w pełni, albo nie ma opcji, żeby robić to na 100%. Teraz jest oczywiście dużo więcej tego typu kont na Instagramie i przyznam, że dla mnie jest ich zdecydowanie za dużo. Mam kilka takich profili, które obserwuję już od dawna i które wnoszą coś w moje życie. To dobrze, że tak wiele osób ma taką pasję, ale uważam, że nie da się w codzienności tego wszystkiego na spokojnie odebrać. Trzeba by wręcz cały dzień spędzać w mediach społecznościowych, żeby być na bieżąco z tym, co każdy z tych twórców dodaje.
Żadne przepisy nie regulują tego, kto może zostać katoinfluncerem. Twoim zdaniem ważne jest, by ktoś znający się na teologii sprawdzał treści udostępniane przez te osoby?
Takie konto może prowadzić każdy. Sama mam doświadczenie przestrzeni, w której treści były wrzucane niezgodnie z postępowaniem. Dlatego, mając taki przykład z zewnątrz, ważne jest dla mnie, by mieć autorytet duchowy i żeby być sprawdzonym. Kiedy mam jakieś wątpliwości, to wysyłam tekst do osób, które są po teologii.. Myślę, że to ważne, żeby zbadać z jakiego źródła pochodzą treści, jeśli zaczniemy obserwować jakieś konto, żeby później nie iść za czymś, co nie jest do końca zgodne z nauczaniem Kościoła.
Jeden z Twoich ostatnich wpisów na Instagramie dotyczy wdzięczności. To ważny element Twojego życia?
W ostatnim czasie wdzięczność jest dla mnie ważna, dlatego że przez ostatnie dwa lata dostałam bardzo dużo od Pana Boga. W moim życiu były też trudne sytuacje, które nauczyły mnie wdzięczności i doceniania tego, co mam. Niedawno zostałam obdarowana spotkaniem niesamowitych osób. Patrząc więc z tej perspektywy, dochodzę do wniosku, że w moim życiu niczego nie brakuje. Ta wdzięczność była też wypracowywana, kiedy Bóg zwracał mi uwagę na to, że trochę za bardzo zapędzam się w przyszłość i przez to nie żyję tu i teraz. Weryfikując swoją przeszłość, widziałam też, jak to okradało mnie z radości i z przestrzeni, którą Bóg mi dawał. Oczywiście nie można być wdzięcznym za wszystko. Nie da się też ze wszystkiego cieszyć, kiedy w życiu pojawiają się trudności. Ale wiem, że zauważanie tych dobrych rzeczy i dziękowanie za nie dodaje siły potrzebnej do tego, żeby mierzyć się z codziennością i ze wszystkimi trudnościami. Dziękowanie Bogu może być źródłem ładującym baterie.
>>> Mikołaj Rykowski: mieliśmy kilkadziesiąt samotnych osób na wigilii w domu [ROZMOWA]
W jaki sposób więc Twoim zdaniem znaleźć balans pomiędzy pracą i pasją, a jednocześnie dać sobie przyzwolenie na odpoczynek?
Sama musiałam się w tej kwestii nawrócić. Obecnie nie mam aż tyle pracy, inaczej jednak było kiedyś, gdy sama narzuciłam sobie bardzo wiele rzeczy. Mój grafik był zapełniony od godziny do godziny i wciąż mi się wydawało, że daję od siebie za mało. Wiem więc, że łatwo jest wpaść w pułapkę perfekcjonizmu. Niestety odbiło się to na moim zdrowiu fizycznym. Zeszły rok wiele zweryfikował. W końcu uświadomiłam sobie jednak, że dostałam ciało od Boga po to, żebym o nie dbała. Każda sfera w naszym życiu jest bardzo ważna – i ta psychiczna, i fizyczna. Obecnie jestem więc na etapie nauki dbania o siebie, nauki suplementacji, dobrej diety i nastawienia na to, że jem po to, żeby żyć, a nie żyję po to, żeby jeść. Bardziej staram się więc spełniać potrzeby mojego organizmu i wprowadzać zdrową kontrolę nad sobą. Myślę, że taki balans jest bardzo ważny. Warto rozpisać, na jaką przestrzeń w ciągu tygodnia poświęcam czas i uświadomić sobie, co przeważa w moim życiu. To wszystko musi działaś harmonijnie i równolegle, żebyśmy naprawdę dobrze się czuli i mogli iść do przodu.
Prowadzisz na Instagramie jeszcze jedno konto, na które dodajesz swoje projekty ubrań. Chciałabyś stworzyć swoją markę odzieżową?
Bardzo chciałabym stworzyć markę odzieżową, głównie chciałabym czerpać z tego, co pochodzi z natury. Miałoby się to przejawiać też w materiałach. Ale myślę, że nie nadszedł jeszcze na to czas. Czekam więc na możliwości życiowe i finansowe i wierzę, że skoro mam takie pragnienie, to kiedyś uda się je zrealizować.
Ale nie byłaby to marka tylko dla katoliczek?
Nie, nie. Sama nie rozumiem takiego podziału na katoliczki i nie-katoliczki, bo uważam, że każda kobieta ma prawo być piękna, a jej ubiór ma oddawać piękno i szacunek do ciała. Mam wrażenie, że takie kategoryzowanie zawęża możliwości trafienia z Ewangelią do danej osoby, bo osoba niewierząca, widząc firmę jawnie informującą o katolickich wartościach, może z powodu złego doświadczenia czy zranienia w Kościele nie kupić tej odzieży. Nie lubię takiego dzielenia ludzi, że jak ktoś jest niewierzący, to jest gorszy. Dla mnie niewierzący są takimi osobami, które są na razie nieprzebudzone i które nie doświadczyły jeszcze miłości Pana Boga. Takich ludzi nie wolno skreślać, bo są jeszcze na etapie nadziei. Chciałabym więc, żeby moja marka była otwarta na różne kobiety.
>>> Karolina Binek: znaleźć zgodę na siebie [FELIETON], #ProstujmyŚcieżki
Chyba w Kościele i tak mamy już przesyt rzeczami, które są tylko dla kobiet…
Zdecydowanie tak. Mam wrażenie, że przez ostatnie lata była moda na to, że coś będzie tylko dla kobiet. A na pewnym etapie duchowym my – kobiety – potrzebujemy takiej samej formacji jak mężczyźni. Brakuje mi takiej różnorodności w Kościele, która brałaby bardziej pod uwagę szufladkowanie nie ze względu na płeć, ale ze względu na pewne etapy duchowe w życiu człowieka.
Byłam kiedyś w kościele, w którym wisiał regulamin dotyczący ubioru w miejscu świętym. Myślisz, że rzeczywiście potrzebujemy takich wskazań?
Nie wiem, czy jest to potrzebne. Idąc do kościoła, moją intencją jest oddanie szacunku Panu Bogu. Mam świadomość, że to jest miejsce, które sobie upodobał do tego, żeby była odprawiona w nim Eucharystia. Ja też jestem świątynią Jego Ducha, więc do swojego ciała odnoszę duży szacunek na co dzień, a tym bardziej, kiedy idę do kościoła. Może inaczej ma osoba, która w kościele pojawia się raz w roku, może potrzebowałaby w tej kwestii wskazówek, ale niekoniecznie w formie narzuconego regulaminu.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |