fot. unsplash / Kelly Sikkema

Kolęda różne ma oblicza

Obiad z księdzem? Albo rozmowa o blaskach i cieniach Kościoła? A jak kolęda wygląda z perspektywy ministranta? W czasie, gdy domy parafian odwiedzają księża i ministranci – w ramach wizyt duszpasterskich – dzielimy się naszymi wspomnieniami i doświadczeniami związanymi z kolędą.

Kolęda jest oficjalną wizytą duszpasterską, dlatego przyjęcie kapłana jest wyrazem naszej wiary oraz przywiązania do Kościoła i duszpasterzy. Przede wszystkim obejmuje ona wspólne dziękczynienie za otrzymane łaski, prośbę o błogosławieństwo w nowym roku.

fot. unsplash

Karolina: kolęda, która mnie zaskoczyła

W moim domu, odkąd pamiętam, kolęda była zawsze już 28 grudnia. I mimo że ksiądz pojawia się u nas dopiero w godzinach popołudniowych, to przygotowania do tego wydarzenia trwają za każdym razem już od samego rana. Jest szykowanie obrusu, poszukiwanie odpowiednich świec i… obserwowanie przez okno, czy ksiądz czasami już się nie zbliża. A gdy tylko on lub ministranci pojawiają się na naszej ulicy, zazwyczaj rozpoczyna się obdzwanianie sąsiadów i przekazywanie wiadomości, że „już idzie”.

A skoro już o ministrantach mowa, to był czas, kiedy z bratem zakładaliśmy się o cukierki, czy zaśpiewają kolędę „Przybieżeli do Betlejem”. Zazwyczaj właśnie tak było. Z dzieciństwa pamiętam doskonale też poranne przeglądanie zeszytów, podkreślanie wszystkich tematów lekcji i wielką dumę, kiedy można było je zaprezentować księdzu.

>>> Z kopertą czy bez? Od domu do domu czy na zaproszenie? Jak wygląda kolęda w 2023 roku?

fot. youtube.com/DobaTV

W pamięć zapadła mi też dobrze kolęda, podczas której ówczesny proboszcz naszej parafii wraz z ministrantami jadł u nas obiad. Kilka dni wcześniej zadzwonił do nas (oczywiście jeszcze wtedy na telefon domowy), zapowiedział się, zapytał, czy będzie taka możliwość. I dopóki był naszym proboszczem kultywował ten zwyczaj i co roku jadł obiad u kogoś innego. Z perspektywy czasu muszę stwierdzić, że było to bardzo ciekawe doświadczenie, a jednocześnie też okazja do tego, by ksiądz mógł lepiej poznać swoich parafian.

Mimo że nie mieszkam już w domu rodzinnym, w minionym roku również udało mi się być na pierwszej pocovidowej kolędzie. Tym razem przyszedł do nas nowy proboszcz, który, jak się ku naszemu zdziwieniu okazało, obok mojego imienia i nazwiska w kartotece miał zapisane przez poprzedniego proboszcza: „autorka powieści”. I muszę przyznać, że było to naprawdę miłe zaskoczenie, bo zupełnie nie spodziewałam się, że takie informacje też mogą być istotne dla ksiąg parafialnych.

Hubert: czas nie jest z gumy, a blok jest duży

Kolęda w wielkomiejskiej, kilkunastotysięcznej parafii siłą rzeczy jest bardziej formalnym spotkaniem niż okazją do dłuższej, swobodnej pogawędki przy kawie. W takiej parafii właśnie mieszkam i „od zawsze” to w niej miałem do czynienia z kolędą. Blok, 120 mieszkań. Zawsze dzielony był na trzech księży – każdy z nich dostawał 40 mieszkań – do „zrobienia” w jedno popołudnie. Owszem, raczej się nie zdarza, że kolędę przyjmą wszyscy. Ale nawet jeśli będzie to połowa mieszkańców, a w każdym mieszkaniu ksiądz posiedzi 10 minut – to i tak potrzeba przynajmniej ponad 3 godzin. A wiem, że księża znacznie później kończyli kolędę w moim bloku.

>>> Odwiedziny duszpasterskie – kilka teologicznych faktów 

fot. unsplash

Dawniej, przy okazji wizyty księdza, było dużo sąsiedzkiej integracji. Mieszkańcy poszczególnych pięter spotykali się wokół klatki schodowej i wypytywali o to, który ksiądz idzie, jak było, czy wziął kopertę itd. Teraz ta „tradycja” powoli zanika. O tym, kto odwiedzi w tym roku moje mieszkanie dowiedziałem się dopiero od ministranta, który „zapowiada” przybycie księdza i robi wstępny „wywiad” – pyta, czy w ogóle chce się przyjąć kolędę. Ta tegoroczna kolęda była przyjemną rozmową, trwała jakieś 20 minut. Przyszedł do mnie diakon, który odbywa swoją praktykę duszpasterską w mojej parafii. Co ważne, było pytanie o to, co mi się podoba i nie podoba w parafii. Taka okazja do tego, by wprost powiedzieć, co myślę. Skorzystałem z niej – były to myśli i pozytywne, i te mniej przychylne. Mój gość był gotowy przyjąć słowa krytyki – i za to go bardzo szanuję. Rozmawiało nam się naprawdę dobrze, ale ograniczał nas czas. Czas przecież nie jest z gumy, a blok jest duży. Było już po 18:00 (kolęda zaczęła się o 16:00), a moje mieszkanie było w połowie trasy diakona. I choć chciałoby się usiąść i na spokojnie pogadać przy kawie o Kościele, o jego blaskach i cieniach – to było to niemożliwe.

Trudno o to, by kolęda w bloku straciła status „wizyty urzędnika parafialnego” na rzecz głębokiej rozmowy. Presja czasu i tego, że na księdza czekają kolejni mieszkańcy robi swoje. Tak było tu od mojego „zawsze”.

Maciej: z życia ministranta

Gdy wspominam kolędę, to widzę siebie w dwóch rolach. W roli tego, który w swoim domu wyczekuje kolędy i przyjmuje księdza z ministrantami. A także w roli tego, który sam „chodzi po kolędzie”. Przez wiele lat byłem bowiem ministrantem (później też lektorem). Gdy więc była potrzeba wypełnienia kolędowego grafiku, zgłaszałem się i z moimi kolegami ministrantami ruszałem w drogę. Zawsze było to duże przeżycie. I frajda!

fot. unsplash / Andreas Weilguny

Mogłem zajrzeć do domów i mieszkań ludzi z mojego miasta. Traktowałem więc ten czas jako swego rodzaju zwiedzanie. Gdy po zaśpiewaniu kolędy ksiądz zostawał „sam na sam” z rodziną, my – ministranci – mieliśmy czas, żeby pogadać. Choć oczywiście były też i inne pomysły na spędzanie tego czasu. Na klatkach schodowych w bloku potrafiliśmy bawić się w chowanego, na dworze – jeśli był śnieg – lepiliśmy bałwana albo rzucaliśmy się śnieżkami. Na komżach nie było tego tak widać!

Staraliśmy się zmieniać kolędowy repertuar, by mile zaskoczyć parafian. Dużą radość sprawiało też to, gdy było widać że nasza wizyta i krótka rozmowa sprawiają dużą przyjemność seniorom, często mieszkającym samotnie.

Drobne ofiary od mieszkańców? Oczywiście, że cieszyły. Pamiętam, że raz kupiłem sobie za nie nowe buty, a raz walkmana.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze