fot. cathopic

Maciej Kluczka: dobrze jest wrócić do kościoła

Półtora miesiąca bez mszy w kościele czy chociażby w małej kaplicy. Ostatni raz w kościele byłem przed 15 marca, później ze względu na stan epidemii oraz związanym z nim rozporządzeniem rządu (5 osób w kościele) i dyspensą biskupów łączyłem się modlitwie przez Internet czy telewizję. Był to więc dla mnie swoisty Wielki Post. 40 dni bez sakramentów, 40 dni bez Jezusa przyjmowanego w czasie Eucharystii. Swoiste 40 dni na pustyni.  

Z pustyni wróciłem dwa dni temu. Od poniedziałku przepisy dotyczące limitu osób, które mogą wejść do kościoła nieco się poluźniły. Dla większości świątyń oznacza to nieco więcej niż 5 osób. Skorzystałem więc z tej możliwości, poszedłem na pierwszą od 40 dni mszę świętą. Nie obyło się bez głębokiego wzruszenia. Była to cicha msza, w samo południe, kilkadziesiąt osób, ale kościół duży, więc było sporo wolnej przestrzeni. Poszedłem też do spowiedzi, choć już po świętach wielkanocnych to cały czas jest to spowiedź wielkanocna. 

Papież podczas modlitwy na pustym Placu Św. Piotra 28.03.2020, fot. EPA/MASSIMO PERCOSSI

Wniosek pierwszy  

Zwróciłem uwagę na refren psalmu przewidzianego w liturgii słowa tego dnia: „Pan Bóg króluje pełen majestatu”. W dużym kościele odpowiedź wiernych (a nie było ich wielu) gdzieś nikła, rozmyta echem, zanim dotarła bliżej ołtarza. Tak sobie pomyślałem… Zmartwychwstanie Jezusa też nie było czymś spektakularnym, jak głośne „Alleluja” śpiewane i grane z całą mocą na organach w naszych kościołach w czasie wigilii paschalnej, nie było tak głośne jak rozśpiewane procesje rezurekcyjne. Głaz od grobu był odsunięty. To był cichy, ale piękny poranek. Jezus do spotkanych niewiast powiedział tylko: „Nie bójcie się”. Tak to wygdało. Pomyślałem, że to jest właśnie istota tych świąt, zwycięstwo nad śmiercią pewne i jednoznaczne, ale nie triumfalne i patetyczne. W tym czasie, gdy świat, także Europa i Polska, zmaga się ze śmiertelnym wirusem, prawdy o zmartwychwstaniu, właśnie w takiej formie, najbardziej nam trzeba.

Przeczytaj też >>> Świat nieczynny z powodu awarii [FELIETON]

fot. EPA/CHAMILA KARUNARATHNE

Wniosek drugi  

Nic nie zastąpi mszy w kościele. To tam najczęściej mamy możliwość korzystania z sakramentów, zwłaszcza z pokuty i z Eucharystii, to tam jest żywy Jezus: w tabernakulum i w Komunii Świętej. Nic tego nie zastąpi, nawet najlepsza transmisja, najlepszy wykład teologiczny czy modlitwa via Skype. To prawda, dla Boga nie ma ograniczeń, On jest wszędzie, ale jednocześnie tylko tam – w kościele – możemy Go przyjąć do swojego serca. Żywego, prawdziwego, obecnego. Kościół to nie tylko budynek, a konsekrowana hostia to nie tylko symbol. To przecież dlatego do krajów na krańcach świata jeżdżą misjonarze – by Chrystusa inni mogli nie tylko poznać, ale i przyjąć do swojego życia. 

eucharystia monstrancja adoracja

Fot. cathopic

Wniosek trzeci  

Ten wniosek miesza się akurat z prognozą, a ta ze swej istoty obarczona jest pewnym stopniem niepewności i nieprecyzyjności. Czas epidemii nie skończy się nagle, nie będzie wyraźnego momentu, przy którym będziemy mogli powiedzieć: „To koniec”. Rządzący mówią o „nowej normalności”, bo musimy ją jakoś stworzyć. Nie będziemy przecież zamknięci w domach przez rok czy dwa (do czasu wynalezienia szczepionki na Covid19). Otwieramy więc gospodarkę, otwieramy też kościoły. Cały czas jednak w sanitarnym reżimie, cały czas z nie lubię tego określenia – dystansem społecznym. Tak też będzie z życiem Kościoła w Polsce. Wspólnotowość nabierze innego wymiaru. Może nieprędko ławki wypełnią się szczelnie, wierny obok wiernego, może nieprędko złapiemy się za ręce w czasie przekazywania znaku pokoju, może nieprędko będziemy mogli uczestniczyć w wieczorach uwielbienia, spotkaniach formacyjnych w małych salkach katechetycznych. Powoli wracamy do kościołów, korzystamy z darów i łask sakramentów. Jeśli Bóg da – i pandemia przebiegnie na miarę stabilnym i w końcu obniżającym się poziomie – będziemy mogli te praktyki religijne realizować. Czeka nas jednak czas wielu wyzwań i tym bardziej ważne jest dobre, roztropne duszpasterskie prowadzenie. I w kościołach i poza nimi. 

Przeczytaj też >>> Bp Galbas: nadzieja nie polega na naiwnym myśleniu, że to, co złe się skończy i będzie dobrze [ROZMOWA]

fot. Maciej Kluczka

Wniosek czwarty 

Jedna rada – widziałem osobę, która w rękawiczkach ochronnych wykonywała gest przeżegnania się (na początku mszy i na początku czytania z Ewangelii). Wtedy lepiej wykonać go w powietrzu, w oddaleniu od twarzy, bez dotykania swojego ciała (twarzy czy ust – nawet jeśli są zakryte maseczką). Dobrze jest wrócić do kościoła, ale o epidemii nie możemy zapominać. Oprócz dobrej formacji potrzeba jeszcze dobrych rozwiązań logistycznych, jasnych, klarownych. Takie  już zaobserwowałem w warszawskim kościele dominikanów. Każda świątynia ma inne limity osób, które mogą w niej przebywać– jakkolwiek to dziwnie i niefortunnie brzmi. Są takie, do których wejdzie 200, nawet 300 osób, są takie, które nie przyjmą więcej niż 30 wiernych. Wszystko z zachowaniem zasady: 15 metrów kwadratowych na osobę. Jak sprawić, żeby weszła odpowiednia liczba wiernych i jednocześnie, żeby zachowali między sobą odpowiedni dystans? Dobry sposób: karteczki w ławkach – siadać można tylko przy nich. Nie ma miejsca przy karteczkach? Niestety nie ma też miejsca w kościele.  

>>> Abp Ryś: Kościół w czasach pandemii [ROZMOWA]

kościół oo. dominikanów, fot. Warszawa-Służew, fot. Maciej Kluczka

To wszystko nie jest łatwe. Chwilowo codzienny, choć dziwny będzie widok wiernych w przyłbicach i maskach. Dobrze, że też coraz bardziej codzienny będzie stawał się też widok wiernych w kościołach. Nie tłumnie, ale z dystansem – i jednak w kościele. W domu Boga.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze