Fot. Hubert Piechocki

Majonez na suficie, czyli o domu, w którym można urodzić się na nowo [REPORTAŻ]

Na poznańskich Winiarach jest miejsce, w którym od dobrych stu lat siostry pasterki zmieniają na lepsze życie młodych dziewczyn. Ich podopieczne na początku są zdystansowane, nie cieszy ich to, że będą mieszkały z zakonnicami. A potem przychodzi moment, kiedy już wiedzą, że to miejsca narodziło je na nowo.

>>> Karol Dickens wciąż zachwyca [RECENZJA]

Zosia, jak każda nastolatka, wstaje codziennie rano. Je śniadanie, a potem idzie do szkoły. Bywa że lekcje zaczyna później – wtedy przed wyjściem do szkoły zabiera się za obowiązki domowe. Czasem zamiata kuchnię, innym razem myje podłogi. Po szkole je obiad, odrabia lekcje, ma tez czas wolny. Lubi piec i gotować, ostatnio upiekła ciasto 3-bit. Jak w każdym domu. Choć ona akurat nie mieszka w zwyczajnym domu – a w miejscu, które zmieniło jej życie.

Miłość

>>> Ku przestrodze. do czego prowadzą podziały [FELIETON]

Dom Opiekuńczo-Wychowawczy dla Dziewcząt im. bł. Marii Karłowskiej znajduje się na poznańskich Winiarach. Teraz mieszka w nim 10 młodych dziewczyn. W tym miejscu siostry pasterki od dobrych stu lat prowadza działalność wychowawczą. Wpisana jest ona w charyzmat zgromadzenia. – Błogosławiona Maria Karłowska zaczynała dokładnie w tym samym miejscu, w którym my teraz jesteśmy. Jest to tzw. dom macierzysty, tu się wszystko zaczęło. To z poznańskich Winiar, dzieło wychowawcze rozprzestrzeniło się na cały kraj. Pracuję z dziewczynami już od siedmiu lat, w tym miejscu – od pięciu. Jest to dla mnie szczególne wyróżnienie, że mogę pracować właśnie w tym miejscu – opowiada s. Joanna Szczuczko, jedna z wychowawczyń. Wraz z nią pracują tez cztery świeckie wychowawczynie. I jest jeszcze s. Katarzyna Machut, dyrektorka placówki.

Fot. arch. sióstr pasterek

– Mamy tutaj miejsce z tradycją i korzystamy  z niej. Wskazówki matki Marii są nadal aktualne i cenne. Przede wszystkim matka Maria kładła nacisk na to, byśmy były wychowawcami miłości. Żeby tę miłość przekazywać dalej, rozpoczynać od niej – opowiada s. dyrektorka. Błogosławiona Maria miała w sobie szczególne pragnienie, by każdego człowieka przyprowadzić do Boga, by każdy poczuł, że jest dla Niego ważny. Dla każdego człowieka Bóg przyszedł na ten świat. Niezależnie od tego, jak bardzo źle się w życiu zadziało, jak bardzo powinęła ci się noga – to Pan Bóg na ciebie czeka – przypomina s. Joanna. To właśnie tym tropem kierują się siostry i pracownicy domu, gdy myślą o swoich podopiecznych. A te bywają bardzo różne. – Trafiają nam się różne wychowanki, z różnym podejściem. Wiadomo, że żadna z nich sama z siebie tutaj nie chce być. Nie zgłaszają i nie stwierdzają: „Chciałabym być w domu dziecka”. Początki są dla nich najtrudniejsze, wtedy trzeba okazać im najwięcej miłości. Z początki są przerażone, bo przecież nic gorszego niż dom zakonny, niż siostry zakonne nie mogło ich spotkać. Później się przekonują, że to normalny dom i miejsce pełne miłości. Myślę, że zyskujemy na tym, że jesteśmy tutaj 24 godziny na dobę. Kiedy nas potrzebują, mają trudne chwile – zawsze jesteśmy pod ręką, nigdy nie wychodzimy z pracy, jesteśmy zawsze na miejscu. To jest przecież nasz dom – opowiada s. Katarzyna, dyrektorka placówki.

Wbrew stereotypom

>>> Mąka, woda i delikatność. Przepis na najlepsze opłatki [REPORTAŻ]

Sto lat temu, w czasach bł. Marii Karłowskiej, podopieczne sióstr były trochę starsze. Maria pociągnęła za sobą dorosłe kobiety. Teraz najmłodsza mieszkanka ma 9 lat. Dziewczyny chodzą do szkoły podstawowej na Winiarach. A jak ją już skończą – to do którejś z poznańskich szkół ponadpodstawowych. – Najczęściej to sąd decyduje o tym, że dziewczyna zostaje tutaj umieszczona. Zmienił się więc charakter pracy, jest trochę trudniejszy. Niełatwo wytłumaczyć tym dziewczynom, dlaczego tutaj muszą być, dlaczego w ich życiu następuje taka zmiana, dlaczego nie mogą mieszkać w swoim domu. Najczęściej na początku jest bunt, niechęć, wrogość do nas. Wchodzi taka nastolatka i widzi siostry zakonne i od razu w jej głowie pojawiają się stereotypy. Rozumiemy to, to naturalny bunt. Cierpliwie czekamy, aż dziewczyny przekonają się, że siostry zakonne są normalne. Bardzo lubimy obalać stereotypy na temat sióstr zakonnych i pokazywać dziewczynom, że nie tylko modlimy się i klęczymy przez cała dobę – opowiada ze śmiechem s. Joanna. – Trafiają tu dziewczyny, które w swoim życiu trochę już przeskrobały, a ten dom ma być dla nich szansą na nowe życie. To jest dom, który ma być dla nich azylem, miejscem spotkania z samą sobą, z drugim człowiekiem i z Panem Bogiem. Mają tu przemyśleć swoje życie, stanąć na nogi i podjąć działania dobre dla siebie i swojej przyszłości – dopowiada zakonnica.

>>> Książki pod choinkę

Słowa s. Joanny potwierdza Zosia, która w domu mieszka już od prawie trzech lat. – To są dobre trzy lata mojego życia. To miejsce bardzo mi pomogło. Tak, to miejsce na pewno narodziło mnie na nowo. Jestem zupełnie innym człowiekiem niż wcześniej, bardziej otworzyłam się na ludzi. Odkąd tutaj trafiłam – wiele się poprawiło w moim życiu, zwłaszcza wyniki w nauce. Co najbardziej lubię w szkole? Chyba przedmioty zawodowe. Jestem w klasie, w której uczę się na sprzedawcę. Będę pracowała w handlu i tam mam też praktyki. Rozkładam towar, fejsuje sklep – opowiada nastolatka. A ja dopytuję, o co chodzi z tym fejsowaniem sklepu. – Chodzi o to, że towar z tyłu półki przekładam tam, by był z przodu. Wtedy półki wyglądają, jakby były pełne – wyjaśnia Zosia.

Fot. arch. sióstr pasterek

Z czerwonym paskiem

– Bywa że wychodząc stąd dziewczyny stwierdzają, że nadal chciałyby z nami mieszkać. Choć wyjścia przeważnie mają miejsce wtedy, gdy one są już dorosłe. Mają 18 lat i chcą rozpocząć właściwe życie. Naszym zadaniem jest wyposażenie ich na to życie – żeby miały ekwipunek, z którego będą mogły korzystać. Wielu ludzi pomaga im rozpoznać talenty, możliwości, predyspozycje. One to potem dalej zabiorą w życie – opowiada s. Katarzyna.

>>> Prezenty last minute. Polecamy kilka książek

– Często te dziewczyny przychodzą tu bardzo zahukane. Była raz jedna nastolatka, która przez trzy lata była w jednej klasie. Myślałam, że będzie trzeba skupić się na pomocy w nauce, bo jest taka słaba. Okazało się, że jest wręcz przeciwnie! Była nieprzeciętnie zdolna! W pół roku nadrobiła dwie klasy, miała w sobie niesamowity potencjał. Potem tylko na czwórkach, piątkach i szóstkach jechała, średnia 5,4. Dla nas było niewyobrażalne, że ktoś tak ją zaniedbał. Ktoś nie zwrócił uwagi na nią i na jej talenty, nie poświęcił jej czasu. Każda z tych dziewczyn niesie z sobą inną historię. Ważne jest, by do każdej podejść odrębnie, by każdej z nich pokazać, jak jest ważna – kontynuuje dyrektorka domu. – One tutaj rozkwitają, rodzą się na nowo. Dużo się tutaj o sobie dowiadują. Jest zwyczaj, że przygotowują dla siebie prezenty urodzinowe. Musiałam je najpierw do tego zachęcać, a teraz same się za to zabierają. Bo widzą, że to komuś sprawia radość. To fajny wstęp w życie, w które wejdą już jako dorosłe kobiety.

Jak w domu

Siostra Joanna podkreśla, że starają się przekonać dziewczyny, by tę placówkę traktowały rzeczywiście jak dom. Stąd choćby te domowe obowiązki. Nie ma to jednak być odzwierciedlenie domu rodzinnego. – Nie chcemy im zastępować rodziców, ani domu rodzinnego, to nie o to chodzi. Ale chcemy, by poczuły się odpowiedzialne za naszą wspólną przestrzeń. By dbały o nasz wspólny dom. By dbały jedna o drugą. Uczulamy je, by nie myślały tylko o sobie, ale by spoglądały też na drugiego człowieka i były szczere wobec nas. Chcemy, by wiedziały, że kłamanie, kręcenie, niemówienie prawdy obróci się w końcu przeciw nim – opowiada wychowawczyni. – Chcemy, by poznawały prawdę, starały się żyć w prawdzie, uczyły się, czym jest dobro i piękno. To są narzędzia, w które możemy je wyposażyć i które na pewno przydadzą im się w dorosłym i samodzielnym życiu – dopowiada s. Joanna.

Skoro jest tu jak w domu – to nie zawsze jest łatwo. Bywa że kumulują się jakieś problemy. Dziewczyny jednak wiedzą, że zawsze mogą porozmawiać z wychowawcami i wspólnie rozwiązać trudną sprawę. – Często przychodzą tu z nawykiem kłamstwa, nicniemówienia, z podejściem, że lepiej przemilczeć problemy. Dlatego jest tu sporo sytuacji trudnych, kiedy dziewczyny się ze sobą kłócą. Bez naszych interwencji mogłoby dojść do rękoczynów. Uczymy je dyskutować, uczymy je rozwiazywania problemów. Siadamy razem i pokazujemy im, że należy rozmawiać o problemach. Dzięczyny same już potrafią przyjść i powiedzieć: „Siostro, musimy porozmawiać, bo jest grubo. Jest problem i chcemy go rozwiązać”. Pytały też raz, czy im ufam. I potem, powiedziały, że nie chcą mówić o pewnym problemie, ale chcą same go rozwiązać. Bardzo mnie zaskoczyły. Były na tyle dojrzałe, że faktycznie potrafiły rozmawiać. My byłyśmy w pogotowiu, bo wiedziałyśmy, że coś się za drzwiami będzie działo. Ale zostawiłyśmy im przestrzeń wolną i faktycznie poradziły sobie bardzo dobrze. Dojrzewają, to mnie najbardziej cieszy. Starsze, dłużej mieszkające tu dziewczyny uczą te młodsze, że warto być szczerym, warto rozwiązywać problemy na bieżąco, warto mieć do kogoś zaufanie.

Fot. arch. sióstr pasterek

Tatar i stek

Pytam moje rozmówczynie o wzruszenia i o takie momenty chwytające za serce. Siostra Joanna: „Wzruszenia? Najczęściej wtedy, kiedy dziewczyna dochodzi do jakiejś prawdy o sobie. Kiedy mówi, że to co siostra mówiła mi przez tyle miesięcy, a ja nie chciałam tego przyjąć – jednak jest prawdą. Wzrusza mnie ten moment, gdy ona przychodzi i mówi o tym. Ja wtedy wiem, że w jej życiu otwiera się nowy rozdział. Poznanie prawdy o sobie, poznanie prawdy o relacji z drugim człowiekiem – to jest bardzo wyzwalające i otwierające. Dla siostry Joanny bardzo ważne i piękne są też Spotkania Lednickie. Dziewczyny w ich trakcie tańczą pod Bramą-Rybą.

Siostra Katarzyna wspomina za to niedawne warsztaty kulinarne z Patrykiem Galewskim, bohaterem filmu „Johnny”, którego na ludzi wyciągnął ks. Jan Kaczkowski. – Uczył dziewczyny gotować, były zachwycone. To był kryminalista. Chłopak, który stanął na nogi – dzięki miłości, której doświadczył potrafił całkowicie zmienić swoje życie. Teraz jest człowiekiem, który przemienia innych swoją postawą i miłością, którą dalej daje. Był tu z całą swoją rodzina. I dziewczyny mogły zobaczyć, jak ta miłość teraz wygląda. Jak kocha swoją żonę, swoje dzieci. Jest wspaniałym ojcem. Było wykwintne menu. Był tatar, razem z Patrykiem dziewczyny kręciły majonez, który znalazł się prawie na suficie. Był również dobrze wypieczony stek, ziemniaki w ziołach. Dziewczyny stwierdziły, że to był niesamowity obiad. Udało im się stworzyć razem niesamowity zespół. 

Tak samo jak u sióstr

Na koniec każdą z moich rozmówczyń pytam o święta w tym domu. Dziewczyny na wigilię i czas świąteczny dostają przepustki i jada do domów. Ale wcześniej mają też wspólne świętowanie w domu – z koleżankami, z siostrami, z wychowawcami. Zosia: „Bardzo lubię tu święta. Jutro będzie wielkie sprzątanie, a potem ozdabianie domu. Dzień później mamy wspólną wigilie. Przygotowujemy prezenty – najczęściej same coś robimy. I my też dostajemy prezenty – w tym roku robią je dla nas pracownicy jednej z wielkich korporacji. Rok temu wybrałam sobie zestaw do paznokci. W tym roku zestaw do makijażu, pędzelki do makijażu itd. Myślę, że dostanę wszystko! Gwiazdor na pewno będzie bogaty”.

Siostra Joanna przyznaje, że święta rzeczywiście niosą ze sobą duży ładunek emocjonalny. – Wtedy myślimy o tym, ile nawzajem sobie zawdzięczamy, jak ważne jest to, że mamy siebie. Dla niektórych dziewcząt święta u nas to pierwszy moment, kiedy maja choinkę, prezenty, kiedy są z ludźmi, którzy się nimi interesują. To jest moment szczególny.

A siostra Katarzyna dzieli się w świątecznym klimacie niezwykłą opowieścią. – Kiedyś zadzwoniła do mnie wychowanka sprzed lat. I mówi: „Siostro, jestem już mamą, mam dwójkę dzieci, jestem żoną. I chciałam siostrze powiedzieć, że moja pierwsza własna wigilia była taka jak u sióstr. Tak samo poskładane serwetki, stroik, cztery świece. Dzięki wam wiem, jak to powinno wyglądać i mogę dalej pokazywać, że to święto to coś szczególnego. Dzięki wam wkładam serce w to, by moja rodzina miała piękne święta” – opowiada s. Joanna. Historii takich narodzin dom przy ulicy Piątkowskiej w Poznaniu zna wiele.

*imię jednej z bohaterek zostało zmienione

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze