Fot. Kasper Kaproń OFM

Niewolnica za 10 euro [MISYJNE DROGI]

– Kościół bardzo pomagał pracownikom. Sam znam przypadki, jeszcze z lat 80. XX wieku, kiedy tutejsi ojcowie uwalniali ludzi, którzy pracowali praktycznie jako niewolnicy – mówi o. Kasper Kaproń OFM, misjonarz w Boliwii. To historia podobna do wielu w Ameryce Łacińskiej, gdzie Kościół, w tym także świeccy, usiłuje wspierać rodzimą pracę i walczyć o jej godne warunki. 

Jest południe. Meksykańskie słońce mocno praży na górskich polach kukurydzianych stanu Jalisco. Kilku mężczyzn, pracujących na jednym z nich, słysząc dzwony z pobliskiego kościoła, zdejmuje swoje sombrera, pochyla głowy i odmawia Anioł Pański. Wśród nich Donato, który swoją ciężką pracą dorobił się poważnych pieniędzy. Donato ma już dzisiaj swoje lata, ale nadal jest bardzo aktywny. Wspomina, że obrazy jak wyżej były codziennością jego i wielu jego sąsiadów. Praca była przeplatana modlitwą. Mężczyzna dodaje, że dzisiaj już coraz rzadziej można spotkać rolników zatrzymujących się na modlitwę w południe. Wioska, w której mieszka, jest bezpieczna i spokojna. Mieszkańcy radzą sobie całkiem nieźle. Nieco inaczej sytuacja wygląda na północy stanu Jalisco, zwłaszcza w jego części wciśniętej pomiędzy stany Aguascalientes, Nayarit, Zacatecas i Durango. 

Wixaritari, czyli ludzie 

Wzdłuż rzeki Bolaños położone są małe miejscowości rdzennej społeczności Huiczolów. Sami jednak siebie nazywają Wixaritari, co w ich języku oznacza po prostu ludzi. Ten dumny lud spotkali po raz pierwszy franciszkanie w XVII w. Do dzisiaj zachował swoje tradycje i język. Niszczony jest jednak przez alkohol, narkotyki, bez- robocie i wojny pomiędzy kartelami. Młodzi są siłą rekrutowani do „pracy” dla mafii. Zdają się być opuszczeni przez rząd mimo hucznych deklaracji i ciągłych próśb lokalnej ludności. Nie zapomnieli o nich jednak franciszkanie. Zauważyli oni, że Wixaritari tworzą piękne, różnorodne ozdoby. Przy bazylice Matki Bożej z Zapopan zakonnicy otworzyli sklep, w którym Huiczole mogą sprzedawać swoje starannie wytwarzane rękodzieła. Zachęcają ich do zakładania małych manufaktur. 

Niektórzy franciszkanie udają się na północ stanu Jalisco, co jest dużym ryzykiem. Dzisiaj nie jeździ tam nikt, kto nie musi. Uzbrojone bandy zatrzymały w tych rejonach nawet kardynała Francisco Roblesa. Huiczolów, którzy przyjeżdżają z północy, spotkać można w różnych miejscach Guadalajary, sprzedają ręcznie robione pamiątki. Te drobne ozdoby często kosztują ich wiele godzin pracy, a bywa że to dla nich jedyna możliwość zarobku. Nie należy się dziwić, że ci lokalni sprzedawcy z ubogich górskich rejonów niechętnie patrzą na wszelkie negocjacje ze strony turystów. 

Pewien mężczyzna z tego ludu przyjeżdżał do bazyliki w Zapopan, by wykonywać tradycyjną muzykę. Nagrał nawet własną płytę. Jeszcze niedawno można było ją kupić, teraz jedynie wybrzmiewa podczas zwiedzania w muzeum wspólnoty Huiczol przy franciszkańskim klasztorze. Jak powiedziała mi pani odpowiedzialna za muzeum Wixaritari i sklep z ich rękodziełem, słuch o nim zaginął od czasów pandemii. 

Produkcja i sprzedaż tradycyjnych ozdób pomagają też utrzymać dom dziecka Florecitas del Carmen dla dziewczynek ze wspólnot Wixaritari. Instytucja ta ma na celu wyrwać je ze środowisk, w których nie ma dla nich dobrej przyszłości. Dziewczynki własnoręcznie i starannie wykonują przedmioty, które potem sprzedawane są w różnych miejscach aglomeracji Guadalajary. 

Chrześcijańscy przedsiębiorcy jednoczą się 

Tworzenie takich ozdób może być też okazją do dodatkowego zarobku. O dobrą pensję czasem naprawdę trudno. Nie tylko wśród indiańskich wspólnot, chociaż to one cierpią najbardziej. Caritas w Meksyku nie zajmuje się jedynie doraźną pomocą, lecz stara się zmieniać świat pracy tak, żeby był bardziej sprawiedliwy.

Ks. Francisco de Asís, koordynator Caritas w archidiecezji Guadalajary, widzi rolę tej instytucji kościelnej także w zwiększaniu świadomości miejscowych pracodawców, bo z korporacjami nie zawsze się da, by płacili swoim pracownikom odpowiednie pensje. Zauważył, że godna płaca to taka, która wystarcza na spokojne życie i oszczędności. Dodał, że rodzina z gromadą dzieci potrzebuje miesięcznych dochodów w wysokości 18 tys. pesos (ok. 4400 zł), by przekroczyć granicę ubóstwa. Tymczasem wielu Meksykanów zarabia zaledwie 7-8 tys. pesos. Nawet jeśli oboje rodzice pracują – to wciąż może nie udać się uzbierać odpowiedniej kwoty. 

Dążenie do wyrównywania płac, wynikające z katolickiej wiary przedsiębiorców, nie ma miejsca jedynie w Jalisco. W Meridzie, stolicy stanu Yucatan, położonym na wybrzeżu karaibskim, Eduardo, wieloletni przedsiębiorca, obok Domu Miłosierdzia, który pomaga ubogim, założył także Szkołę Katolickiej Nauki Społecznej. Mówi tam wiele również o prawach pracowniczych. Eduardo należy do Unión Social de Empresarios de Mexico. To stowarzyszenie przedsiębiorców, którzy wartości katolickiej nauki społecznej chcą wcielać w życie, w swoich własnych firmach. Uważają, że biznes ma nie tylko służyć przy- noszeniu zysku jego właścicielowi, lecz także dobru wspólnemu. Działają „w celu budowy sprawiedliwszego, bardziej wolnego i bardziej ludzkie- go społeczeństwa”. Traktują swoje przedsiębiorstwa jako wspólnotę, gdzie każdy powinien mieć możliwość podnoszenia jakości swojego życia. 

Fot. wikimediacommons/Autorstwa Autor nie został podany w rozpoznawalny automatycznie sposób. Założono, że to Kaixodude (w oparciu o szablon praw autorskich). – Źródło nie zostało podane w rozpoznawalny automatycznie sposób. Założono, że to praca własna (w oparciu o szablon praw autorskich)., CC BY 2.5, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=1952658

Niewolnica za 10 euro 

Problem niskich płac i współczesnego niewolnictwa dotyczy jednak całej Ameryki Łacińskiej. Amazonia i tereny rolnicze w krajach takich jak Brazylia czy Boliwia stanowią teren działania współczesnych handlarzy niewolnikami. Na ekrany kin wszedł właśnie film pt. „Sound of Freedom. Dźwięk wolności”, który opowiada o handlu dziećmi z Ameryki Łacińskiej. Przed dziesięciu laty słynna była historia nieletnich Indianek z rejonów brazylijskiej Amazonii, które „sprzedano” kilku mężczyznom. Można było wówczas „kupić” taką nastoletnią niewolnicę za 10 euro. Przeciw temu procederowi, ryzykując własne życie, działa włoska salezjanka, s. Giustina Zanato. 

I dziś nie jest łatwo 

Misjonarze mają i mieli swój ogromny udział w ratowaniu współczesnych niewolników w Ameryce Południowej. Uczyli też przedsiębiorczości na początku działalności misyjnej, a więc w czasach redukcji, kiedy In- dianie stawali się współwłaścicielami ziemi czy spółdzielni. – Historycznie owszem, Kościół bardzo pomagał miejscowym pracownikom – tłumaczy o. dr Kasper Mariusz Kaproń OFM. – Sam znam przypadki, jeszcze z lat 80. XX wieku, kiedy tutejsi współbracia uwalniali ludzi, którzy pracowali praktycznie jako niewolnicy (czy to 

Franciszkanin dodaje jednak, że obecnie sytuacja pracowników nie jest tak jednoznaczna. – To jest dość skomplikowana kwestia, przede wszystkim ze względu na obecne, socjalistyczne prawo pracy w Boliwii. Dzisiaj legalne zatrudnienie pracownika staje się nie lada wyzwaniem. W kraju o tak wielkich wymogach socjalnych dla pracownika, jakie obecnie panują, została ograniczona przedsiębiorczość, wzrasta strefa ubóstwa, gdyż ludzie boją się przyjąć do siebie ludzi na zatrudnienie. Konkretny przykład: wcześniej bogatsi ludzie przyjmowali do siebie ubogą młodzież, głównie dziewczyny, dając im mieszkanie i możliwość zdobycia nauki w szkole, w zamian za pomoc domową. Była to zwykła forma wzajemnej pomocy. Dzisiaj taki fakt pomocy domowej trzeba zgłosić do urzędu pracy, co wiąże się z wielkimi obciążeniami fiskalnymi. Dlatego też ludzie z tego zrezygnowali. Wzrasta poziom biedy, gdyż państwo za bardzo interweniuje w życie obywateli – mówi misjonarz. 

Wiele krajów obu Ameryk wciąż boryka się z nierównościami społecznymi i wyzyskiem. Turysta może w Meksyku z zaskoczeniem zauważyć, że ceny wcale nie są niskie, a pracownikom płaci się często bardzo mało, mimo wciąż obowiązującego sześciodniowe- go tygodnia pracy. Dlatego pozytywnie odbieram dążenia lokalnych Kościołów do zwiększania świadomości wśród chrześcijańskich pracodawców oraz zwiększania pensji czy poprawy warunków pracy. One stanowią ważny wkład w budowę bardziej chrześcijańskiego i ludzkiego społeczeństwa. Co warto zauważyć, misjonarze, szczególnie na wioskach świata andyjskiego czy w Amazonii, starają się zwiększyć świadomość Indian i ich wykształcenie, zachęcają do zakładania przez miejscowych własnych, małych biznesów, do brania spraw w swoje ręce. Wówczas mają oni realny wpływ na swoją rzeczywistość. Czy z tego skorzystają? To zależy już od nich. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze