Pracownicy oczyszczający kanalizację w Indiach pochodzą z najniższej kasty. Według danych rządowych co pięć dni ginie mężczyzna wykonujący tę niebezpieczną pracę. Fot. RAJAT GUPTA/PAP/EP

Różnice zamiast równości [MISYJNE DROGI]

W Azji znajduje się 48 państw, w których mieszka niemal 4,5 mld ludzi posługujących się ponad 2300 językami. Równie zróżnicowana jak języki jest też kultura pracy na tym kontynencie.

Wpływ na kulturę pracy w Azji ma przede wszystkim historia, tradycja i ustroje polityczne. Wciąż obecny w Azji jest kult pracy, wyzysk – współczesne niewolnictwo oraz nieustanne kontrolowanie pracowników. Ale można też na tym kontynencie spotkać osoby, które mogą przerwać wykonywanie swoich obowiązków, by wyjść na dłuższy spacer. Różnice w pracy w zależności od kraju są znaczące. I raczej nie szybko to się zmieni.

Spacery i cytaty

Indie są siódmym pod względem wielkości państwem świata, a ich gospodarka znajduje się na piątym miejscu wśród tych największych. 54% PKB wytwarzane jest tam przez usługi, 29% przez przemysł, a 15% przez rolnictwo. Na pracę w tym kraju wpływa w dużej mierze klimat, historia i kultura, przez co z zaczynaniem pracy o konkretnej godzinie można się tam spotkać tylko w teorii, która zupełnie nie przekłada się na praktykę. Doświadcza tego Darpan – księgowy w jednej z większych firm, której ściany pełne są motywacyjnych cytatów. Zdarza się mu codziennie zaczynać pracę o innej porze, ale za to wyłączać służbowy komputer nawet po północy. Jak sam przyznaje, atmosfera w biurze jest bardzo swojska – wszyscy sobie pomagają, szybko się ze sobą zaprzyjaźniają i… wspólnie wychodzą w czasie pracy na dłuższe spacery. To dobry obraz.

Ale praca w Indiach ma też inny wymiar – kastowość. Praca lepiej opłacalna jest, w zasadzie, zarezerwowana dla ludzi z wyższych kast. Chociażby Dalici – to ludzie bardzo ubodzy, żyjący w domach zbudowanych z gliny i liści. Ludzie pracujący ponad swoje siły, np. czyszcząc toalety bogatszych od nich. Kościół przywraca im w Indiach godność. Misjonarze prowadzą dla ludzi z niższych kast szkoły i szpitale. Pomagają w budowie trwalszych domów i w znalezieniu lepszej pracy. Jednym z werbistów walczących o ich prawa był Marian Żelazek SVD, kandydat do pokojowej Nagrody Nobla. Budował szkoły, leczył, nawracał i udowadniał, że każde życie ma taką samą wartość.

Kobiety podczas pracy w fabryce ubrań w Wietnamie, fot. TON KOENE/PAP/DPA

Łza czy uśmiech?

96 to model pracy popularny w Chinach. 9 i 9, bo praca trwa od godziny 9 rano do 9 wieczorem i 6, bo pracuje się przez sześć dni w tygodniu. Środowisko pracy w tym kraju to skutek wielu czynników, takich jak bardzo duże zaangażowanie większości mieszkańców w wykonywanie obowiązków zawodowych, kult pracy, tradycja, wpływ procesów globalizacyjnych czy też hierarchiczne relacje pracownicze.

I chociaż tak bardzo popularny, system 996 nie zawsze się jednak sprawdza. W Chinach wciąż funkcjonują obozy pracy, w których często można spotkać Ujgurów – grupę etniczną pochodzenia tureckiego. Z ich niewolniczej pracy korzysta ponad 100 znanych na całym świecie marek, których ubrania nosimy na sobie.

W jednym z obozów pracuje Zhou – kobieta, która spędza nawet 19 godzin dziennie przy produkcji pałeczek do jedzenia ryżu oraz wykałaczek. Czasami wraz z innymi pracownikami otrzymuje też zlecenia na drukowanie książeczek dla dzieci w innym dziale firmy. Książeczek, z których uśmiechają się do Ujgurów szczęśliwe dziecięce buzie. Na twarzy pracowników podczas produkcji często jednak pojawiają się łzy, a w ich portfelach niewielka suma za cały miesiąc ciężkiej pracy.

W dokumentach Kościoła czytamy, że praca powinna być płatna na tyle, żeby pozwalała na godne życie.
Święty Jan Paweł II w Laborem exercens pisał, że sprawiedliwa płaca to taka, która pozwala też zabezpieczyć przyszłość. Zwrócił uwagę na to, że jest ona „konkretnym sprawdzianem sprawiedliwości całego ustroju społeczno-ekonomicznego”. Sprawdzianem, którego niestety państwa takie
jak Chiny wciąż nie potrafią zdać.

Matka Teresa z Tajwanu

Zdecydowanie lepiej sytuacja związana z pracą wygląda w Tajwanie – wyspiarskim państwie położonym
w pobliżu skonfliktowanych z nim Chin. Państwo to, choć uznawane jest zaledwie przez kilkanaście krajów na świecie, odgrywa znaczącą rolę w światowej gospodarce. Według danych opublikowanych przez organizację Trend Force Tajwan odpowiada za ponad 65% produkcji czipów na świecie. Wytwarza się tam też elektronikę militarną oraz laptopy i części do nich. Bez tego kraju nie byłoby komputerów, telefonów czy kuchenek mikrofalowych. W jednej z takich firm pracuje Deng Xiaoping.

Od roku dziewczyna ta jest wolontariuszką fundacji Tzu Chi, która, choć założona przez buddyjską mniszkę, powstała dzięki katolickim siostrom zakonnym. Mniszka, obserwując siostry pielęgniarki pomagające ubogim Aborygenom, poprosiła o możliwość dołączenia do nich, by nie tylko medytować i modlić się – ale także nieść pomoc. Po otrzymaniu zgody od przełożonej sióstr, zaczęła wytwarzać wkładki do butów, a pieniądze z ich sprzedaży przeznaczała na wsparcie dla najbiedniejszych mieszkańców Tajwanu. Obecnie aż 3 miliony Tajwańczyków działa w strukturach fundacji Tzu Chi. Między innymi pomoc z tej fundacji dotarła rok temu do uchodźców z Ukrainy, którzy, uciekając przed wojną, znaleźli schronienie w Polsce.

W tę akcję pomocową zaangażowana była też Deng, której niedawno udało się spotkać z polskim misjonarzem pracującym w Tajwanie. To on, gdy usłyszał historię fundacji, której dziewczyna jest wolontariuszką, nazwał jej założycielkę Matką Teresą z Tajwanu. Opowiedział Deng historię świętej zakonnicy z indyjskiej Kalkuty, co jeszcze bardziej utwierdziło dziewczynę w przekonaniu, że mimo różnic w wyznaniach – jest coś, co zawsze będzie nas łączyć. To dobre serce i chęć niesienia pomocy. Taką działalność osób różnych religii zaangażowanych w pomoc teolodzy od dialogu międzyreligijnego nazywają dialogiem dzieł miłosierdzia.

Wolontariuszka szykująca jedzenie dla osób w kryzysie bezdomności na Tajwanie, fot. DAVID CHANG/PAP/EPA

Szansa na lepsze jutro

Poniedziałek, godzina 7:30. Dwudziestoletni Choi z Korei Południowej wychodzi właśnie z mieszkania do pracy, którą rozpoczyna o 8:00. Codziennie stara się jednak być trochę wcześniej, żeby przypadkiem się nie spóźnić. Ta praca ma dla niego naprawdę duże znaczenie. Bo jeszcze kilka lat temu mógł tylko o niej pomarzyć.

Choi był dzieckiem ulicy. Ze względu na uzależnienie od alkoholu obojga rodziców oraz doświadczaną w domu przemoc zdecydował się z niego uciec. Bez żadnego planu na przyszłość. Ale za to z nadzieją, że już nigdy nikt więcej go nie uderzy. Spędził na ulicy kilka dni, aż pewnego dnia ludzie, którzy współdzielili jego los, przyprowadzili do ich miejsca pobytu Vincenzo Bordo OMI – włoskiego misjonarza oblata. „Jedliście coś dzisiaj?” – zapytał mężczyzna. W odpowiedzi usłyszał jednak, że Choi wraz z innymi nastolatkami głoduje. Vinzenzo od razu nakarmił ich oraz zaprosił do prowadzonego przez niego Domu
Świętej Anny.

Niedługo później oblat wraz z pomagającymi mu wolontariuszami zdecydował się otworzyć Czerwony
Dom tylko dla młodych – centrum długoterminowe, w którym dzieci i młodzież mają możliwość rozmów z terapeutami i psychologami. Właśnie w tym miejscu zamieszkał Choi, któremu po ukończeniu szkoły Vincenzo pomógł wynająć mieszkanie oraz znaleźć pracę w fabryce mebli. I chociaż mieszkanie znajduje się niemal dwadzieścia kilometrów od placówki oblackiej, to chłopak i tak stara się do niej codziennie dotrzeć, by wraz z innymi wolontariuszami wydawać posiłki najuboższym Koreańczykom. Jak widać – dobro wraca. „Z pewnością nie uda mi się zrobić dla innych tak wiele, jak Vincenzo zrobił dla mnie. Ale cieszę się, że mogę pomagać chociaż w taki sposób, a do tego pokazywać swoim życiem nie tylko, że nie warto się pod dawać, ale też że Bóg ma dla każdego z nas dobry plan” – pisze chłopak w internecie.

Marzenie

Historie Darpan, Zhou, Deng i Choi różnią się od siebie – co podkreśla, jak różny jest to kontynent. Pokazują jednak, że godne warunki pracy dla wszystkich mieszkańców Azji długo jeszcze mogą być tylko marzeniem, nad którego spełnieniem zdecydowanie trzeba będzie w ciągu najbliższych kilkunastu, a może i kilkudziesięciu lat… popracować. Dobrze, że w ten proces zmian zaangażowani są misjonarze.

>>>Tekst pochodzi z „Misyjnych Dróg”. Wykup prenumeratę<<<

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze