Fot. youtube/werbiści

Polski werbista z Ameryki Środkowej: po 145. latach nasza misja wciąż jest aktualna [ROZMOWA]

8 września przypada 145. rocznica utworzenia Zgromadzenie Słowa Bożego, zwanego potocznie zgromadzeniem misjonarzy werbistów. O tym, czy założenia pracy misyjnej, nakreślone w II poł. XIX w., są aktualne także w kontekście dzisiejszych wyzwań, opowiada w rozmowie z KAI polski werbista z Ameryki Środkowej, ks. Józef Gwóźdź SVD.

Dorota Abdelmoula (KAI): O werbistach mówi się często, że są „komandosami” Pana Boga, ze względu na to, że wyruszają na najtrudniejsze tereny misyjne, które „przygotowują” dla lokalnego Kościoła. Czym charakteryzuje się Wasza działalność w Kościele?

Ks. Józef Gwóźdź SVD: Bardzo dziękuję za to pytanie, ponieważ słowo „komandos” jest dla mnie szczególnie ważne. Zanim wstąpiłem do werbistów, czyli Zgromadzenia Słowa Bożego, służyłem w Bieszczadzkim Oddziale Straży Granicznej, więc może od tego zacznę. Komandos to ktoś, kto dzięki wyszkoleniu bojowemu i wsparciu zabezpieczenia, podejmuje się misji, która według normalnych zasad jest bardzo trudna do realizacji. Takim komandosem na gruncie wiary i struktur Kościoła wieku XIX był św. Arnold Janssen (1837-1909), nasz założyciel. Kiedy był młodym duszpasterzem oraz nauczycielem w katolickim liceum, kiedy w Niemczech, jego ojczyźnie, szalał Kulturkampf i toczyła się rywalizacja pomiędzy katolikami a protestantami, podjął się tworzenia nowego stowarzyszenia misjonarzy, którzy byliby gotowi wyjechać w świat i głosić Ewangelię. Warto dodać, że katolicy w ówczesnych Niemczech byli mocno dyskryminowani i mieli bardzo ograniczone pole działania.

Odwołując się do obecnej sytuacji, to trochę tak, jakby w czasie pandemii koronawirusa ktoś otwierał zupełnie nową instytucję i przy wszystkich utrudnieniach komunikacyjnych, restrykcjach i obostrzeniach chciał tworzyć duże grupy ludzi rozsiane po całym świecie. Każdy wie, że takie działanie z góry skazane jest na niepowodzenie. Podobnie było z Arnoldem. Miejscowy biskup Roermondu mówił o nim, że jest albo wariatem, albo świętym. Arnold bez wątpienia był duchowym „komandosem”. Jego misja dotyczyła zbawienia ofiarowanego przez Jezusa Chrystusa, a siła tkwiła w głębokiej wierze i duchowości opartej na mocy Ducha Świętego. Zafascynowany był tajemnicą Trójcy Świętej, Jezusem, Słowem Wcielonym (verbum – słowo, dlatego w języku polskim werbiści). Pragnął, aby wszystkie ludy i narody poznały Jego miłość. Powierzał się wstawiennictwu Maryi, stąd też święto Narodzin Matki Bożej jest dniem założenia zgromadzenia. Jego „zabezpieczeniem” i wsparciem w tych wysiłkach była opieka archaniołów i aniołów oraz nieustanna kontemplacja Serca Jezusowego. Tak „uzbrojony” ruszył do działania. Fascynował nie tyle własną osobą, co głębokim zaufaniem i wiarą, że to Pan Bóg prowadzi swoje misyjne dzieło, a on jest jedynie narzędziem w Jego ręku. Arnold Janssen przekazał swój charyzmat i duchowość kolejnym pokoleniom i w ten sposób działamy już od 145 lat.

Fot. youtube/werbiści

Jak przez te 145 lat rozwinęło się Wasze zgromadzenie? Czy wyzwania, nakreślone przez założyciela, pozostają wciąż aktualne?

Obecnie jest nas 6 tysięcy i pracujemy w 84 krajach świata. Współpracujemy z innymi zgromadzeniami misyjnym oraz lokalnymi diecezjami. Staramy się żyć w taki sposób, by ludzie poznali, że we własnym życiu doświadczyliśmy Królestwa Bożego, a teraz głosimy je innym. Przede wszystkim pracujemy w miejscach, gdzie Kościół jest jeszcze tak młody, że słaby lub już tak stary, że słaby. Głosimy Ewangelię tam, gdzie ludzie albo jeszcze nie wierzą, albo już nie wierzą. We współczesnym świecie wszystko dzieje się tak szybko, rzeczywistość zmienia się tak dynamicznie, że stale powstają nowe miejsca, w których trzeba głosić. Dlatego wizja zgromadzenia, które powstało 145 lat temu, ciągle jest aktualna.

Słuchając słowa Bożego i żyjąc w Jego świetle – mam nadzieję – stajemy się Jego współpracownikami. Staramy się być blisko Boga i blisko ludzi wszędzie tam, gdzie zostaliśmy posłani. Przykład Jezusa wskazuje, w jaki sposób mamy uczestniczyć w Jego posłannictwie. Żyjemy i pracujemy we wspólnotach międzynarodowych, wielokulturowych, zatem dostosowujemy się do konkretnych sytuacji, staramy się być otwarci i pełni szacunku dla religijnych tradycji. Dążymy do dialogu ze wszystkimi i niesiemy im Dobrą Nowinę o miłości Bożej, zarówno na innych kontynentach, jak i w Europie. W niektórych miejscach świata prowadzimy duszpasterstwa i zajmujemy się edukacją. Gdzie indziej formujemy ludzi świeckich do pracy katechetycznej i pastoralnej. Poprzez różne projekty pomagamy biednym. Pracujemy wśród emigrantów i uchodźców, broniąc często podstawowych praw człowieka, ponadto angażujemy się w działalność mass mediów. Jak widać, nasza działalność obejmuje wiele dziedzin, ale zawsze w centrum jest głoszenie słowa Boga. A aby głosić z mocą, trzeba Nim żyć.

>>> Wolontariat misyjny. Od robotyki po misje [MISYJNE DROGI]

Pracował Ksiądz zarówno w krajach Ameryki Środkowej, jak Panama, Nikaragua i Kostaryka, jak i w Rzymie, gdzie jest Ksiądz obecnie. Co jest dziś większym wyzwaniem i potrzebą? Ewangelizacja terenów misyjnych czy nowa ewangelizacja „starego świata”, który odchodzi od chrześcijańskich korzeni?

Moje wieloletnie doświadczenie wskazuje, że wyzwania są podobne, niezależnie od szerokości geograficznej. Zarówno w Ameryce Środkowej, jak tutaj w Rzymie spotykam ludzi, którzy szczerze szukają Pana Boga i poważnie traktują swoją wiarę. Potrzebują oni duszpasterzy i kierowników duchowych. Jednocześnie we wszystkich miejscach pojawiały się podobne trudności – ludzie w krajach misyjnych ulegają manipulacji i odchodzą do sekt, natomiast tutaj w Europie młodzi (i nie tylko) odchodzą od wiary pociągnięci przez wartości materialne, skupieni na sobie i na tym, co tu i teraz.

Czasy nie są łatwe, ale przecież nie o to chodzi, aby było łatwo. Dużo ważniejsza jest współpraca z łaską Bożą. Wtedy dzieją się piękne misyjne dzieła bez względu na szerokość geograficzną. Myślę, że największym naszym wyzwaniem zarówno misjonarzy, jak i całych wspólnot jest szukanie woli Boga i niezwykle cierpliwe podążanie Jego drogami, nawet jeśli nie od razu widać efekty. Często długo ich nie widać. Jednak tylko, gdy Jezus jest w centrum działania, wszelkie zmagania mają swoją wartość.

W Rzymie przygotowuje Ksiądz doktorat o werbistowskim biskupie, słudze Bożym bp. Jorge Novaku, męczenniku XX w., który posługiwał w Argentynie. To inspirująca postać, czy odległa historia z drugiego końca świata?

Tytuł mojej pracy zaczyna się słowami: „Kontemplatywny w działaniu…”. To człowiek, który jako misjonarz werbista i biskup w Quilmes (część Buenos Aires), dał swoim życiem piękne świadectwo wiary. Zafascynowała mnie jego tożsamość kapłańska, duchowość, bliskość, którą budował z ludźmi i wrażliwość na ich sprawy. Jako ich pasterz, był gotów oddać za nich swoje życie podczas prześladowań. Był na to gotowy, ponieważ kontemplował stale Pana Jezusa i trwał w Jego obecności. On właśnie, podobnie jak założyciel naszego zgromadzenia, był prawdziwym Bożym „komandosem”. W tym tkwił sekret i siła jego misji. Podobnie jak Arnold Janssen w Europie w XIX wieku, tak bp Jorge Novak w Ameryce Południowej w XX w. zaczynał budować swoją diecezję właściwie od zera i to w czasach dyktatury. Był prawdziwym pasterzem na wzór Jezusa – Dobrego Pasterza. Dlatego to postać niezwykle ważna dla współczesnego Kościoła.

>>> Panama oczami polskiego misjonarza [WIDEO]

Fot. youtube/werbiści

Czy tematy także dyskutowane dziś w różnych środowiskach kościelnych, jak nawrócenie ekologiczne, możliwe zmiany nauki Kościoła w kwestii np. udzielenia święceń kapłańskich kobietom – o których mówi się, że inspirowane są m.in. rzeczywistością Kościoła na peryferiach – to potrzeby, z którymi zetknął się Ksiądz podczas kilkunastu lat pracy misyjnej?

Pracowałem w Nikaragui i Panamie. Jako misjonarze walczyliśmy w Nikaragui z cala mafią, która wycinała tam lasy. Do tego stopnia, że byliśmy już poważnie zastraszani. Podobnie, jeśli chodzi o czystą wodę. W jednej z tych parafii ludzie tę wodę pili, gotowali i jeśli ktoś ją zanieczyścił, to wtedy chorowali. Zajmowaliśmy się też projektami związanymi z agrokulturą. Kopaliśmy studnie i zorganizowaliśmy cały system wodny dla dosyć dużej miejscowości. Problemy dotyczące ekologii były i są częścią integralną tamtej rzeczywistości i nie ma powodu do oddzielania jej od życia codziennego i tworzenia z niej czegoś „nowego”.

W każdej parafii prowadziliśmy stałą formację katechistów, szafarzy komunii świętej, „delegados de la Palabra”, czyli świeckich, którzy prowadzili w swoich miejscowościach liturgię Słowa. U nas to działało bardzo dobrze. Ale Nikaragua, to nie na przykład Brazylia. Tam jest inaczej. Ameryka Łacińska jest bardzo zróżnicowanym kontynentem i każdy region żyje swoją własną specyfiką. Mój kolega pracuje na parafii, której terytorium to jedna trzecia Polski i jest ich tam trzech kapłanów. Dlatego nie chcę wypowiadać się na ten temat. W tych kwestiach mam całkowite zaufanie do Kościoła i wierzę, że Duch Święty poprowadzi go przez te trudne zagadnienia i rzeczywistość w sposób właściwy.

Mówiąc o wyzwaniach, chciałbym też zaapelować do młodych ludzi. Żyjemy w czasach, kiedy w Europie bardzo trudno o powołania. Nasze zgromadzenie ma na tym kontynencie tylko jednego nowicjusza. Zapewne niełatwo oderwać się od tego, co światowe i tak pociągające. Głos Boga słyszy i idzie za nim wielu młodych ludzi w Azji czy Afryce. Tam mamy stale nowe powołania. A przecież wydaje się, że teraz nie mniej niż przed laty potrzebujemy również w Europie „komandosów” Pana Boga. Ludzi, którzy nie będą się bali powierzyć swojej drogi Jezusowi i z Nim odważnie wędrować przez życie. To może być najbardziej fascynujące doświadczenie… Wiem, co mówię.

>>> Potrzebna modlitwa za misjonarza w Indonezji 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze