Fot. Piotr Ewertowski/misyjne.pl

Prawdziwi macho jedzą mózg krowy. Kuchnia i wspólnota w Ameryce [MISYJNE DROGI]

Wiele krajów Ameryki Łacińskiej, w tym Meksyk, to wciąż kraje wspólnoty i silnych więzi rodzinnych. Czas bardzo chętnie spędza się razem, a chwile samotności dla wielu Meksykanów bywają męczące. Wyrazem wspólnotowości jest posiłek. Kuchnia latynoska nie wygląda jednak tak, jak sobie często wyobrażamy.

W Meksyku można doświadczyć wspólnoty przy posiłku. Widać to zwłaszcza wieczorami, kiedy całe rodziny spędzają czas w ulicznych knajpkach. Są one niemal na każdym kroku – do wyboru, do smaku. Parafialne uroczystości są okraszone stoiskami i minirestauracyjkami z jedzeniem. Sprawia to, że życie w wielu państwach latynoskich „toczy się na ulicy”, jak to powiedziała mi polska misjonarka, opisując zwyczaje w Boliwii. Dodałbym, że nie tylko na ulicy, ale też w rodzinach. Zdaje się, że nieco inaczej wygląda to w Stanach Zjednoczonych, gdzie od bardzo dawna panuje indywidualizm. Jednak USA łączy z Ameryką Łacińską nierówny dostęp do bogactwa, w tym do tak podstawowych produktów jak wartościowe pożywienie.

>>> Takich kolejek do kościoła nie widzieliście. Meksykańskie poniedziałki ze św. Mikołajem

Ubóstwo to otyłość

W 2022 roku ponad 41 mln obywateli USA było zmuszonych do korzystania z rządowego programu dożywiania (SNAP), a przecież nie wszyscy mierzący się z ubóstwem sięgają po tę pomoc. Są to głównie rodziny z dziećmi. Ta nierówność objawia się czasem nie tyle głodem i brakiem dostępu do jakiegokolwiek pożywienia, ale do tego, które byłoby pełnowartościowe. Niektórzy zmuszeni są zasypywać swój organizm pustymi kaloriami. Dlatego w Stanach Zjednoczonych ubóstwo oznacza czasem paradoksalnie… otyłość. Wynika to z konieczności jedzenia bezwartościowych i niezdrowych produktów. Prawo do zdrowego życia zależy więc od poziomu zamożności.

To może być dla Polaków szokujące. Żywność w USA bywa po prostu bardzo droga, a zarobki często wyglądają fajnie tylko po przeliczeniu na polskie warunki. W Meksyku na szczęście nie wygląda to tak źle – przynajmniej w kontekście jakości żywności. W lokalnych tanich sklepach można kupić za rozsądną cenę dobre i pełnowartościowe produkty z niedalekich farm. Akurat tutaj problemem są zarobki. W bogatych dzielnicach ludzie zamożni jedzą obiady, za które płacą równowartość kilkuset złotych od osoby. Za to w innych dzielnicach, nawet nie tych najbiedniejszych, niektóre rodziny mogą sobie pozwolić tylko na jeden pełny posiłek dla swych pociech w ciągu dnia. Na katechezy dla dzieci w niektórych pobliskich parafiach przychodzą i takie, które są głodne.

Rodzinna tradycja

Dania serwowane na ulicy są stosunkowo tanie i smaczne. Takie małe restauracyjki to często rodzinna tradycja oraz sposób budowania międzypokoleniowej wspólnoty i społeczności lokalnej. Przy rondzie Jezusa w Zapopan starsza pani od kilkudziesięciu lat sprzedaje wieczorami elote, czyli kolby kukurydzy. Przez kilka godzin zrywa z nich ziarna, dokładając zgodnie z życzeniem klienta ser, krem, majonez i różne rodzaje chili. Po otrzymaniu pieniędzy za przygotowany posiłek robi wyrazisty znak krzyża. Z wdzięcznością przyjmuje zapłatę jako dar od Pana Boga. Dzięki temu może się utrzymać.

Typowy bar z tacos/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Po drugiej stronie ronda mieści się budka z marquesitas. To rodzaj deseru pochodzącego z półwyspu Jukatan. Są to zawinięte wafle, w których umieszcza się słodkie lub słone nadzienie. Moje ulubione połączenie to truskawki i banany z nutellą lub czekoladą. Rodzeństwo pracuje w budce należącej do rodziny, w której tradycje kulinarne są bardzo duże. Nie dotyczy to tylko ich rodziców i dziadków, lecz także wujków i kuzynów, którzy w różnych lokalizacjach aglomeracji Guadalajary mają swoje knajpki.

Parafianki sprzedają po mszy św. swoje wypieki/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Tacos to prawdziwy symbol kuchni meksykańskiej. Nie znajdziemy chyba nic bardziej meksykańskiego. W Polsce o prawdziwe tacos raczej trudno, bo tortille używane w tym daniu wyrabia się przede wszystkim z mąki kukurydzianej. Do środka dodaje się różne części wołowiny lub wieprzowiny, niektóre dość egzotyczne. Prawdziwi macho w Meksyku spożywają tacos z oka lub mózgu krowy… Pewnie nigdy nie spróbowałbym ust krowy, gdybym wcześniej wiedział, co dokładnie jem. Obecnie to jeden z moich ulubionych rodzajów tacos. Te przysmaki to jednak nie najważniejsze warianty tego dania. Króluje wieprzowe taco al pastor. Przyrządzane na ruszcie jak kebaby. W Polsce jednym ze stereotypów na temat Meksyku są burritos. Od Meksykanów usłyszymy, że to raczej danie ze Stanów Zjednoczonych. Nie jada się go często w Meksyku, a te burrito, które można tutaj dostać, raczej różnią się od naszych wyobrażeń.

Świętowanie

„Odpusty”, a raczej święta patronalne, celebruje się tutaj także z jedzeniem. I nie tylko – każda okazja jest dobra, żeby cieszyć się wspólnym posiłkiem. Dlatego niektórzy parafianie, lub po prostu rodziny związane z danym kościołem, nie tylko sprzedają desery lub tzw. fast food, ale też organizują wtedy drobne restauracyjki. W Zapopan słynne są tzw. San Nico, czyli poniedziałki ze św. Mikołajem, kiedy w sanktuarium poświęconym temu świętemu odbywa się 10 mszy i wystawienie relikwii, a obok kościoła rozstawia się długi ryneczek z najróżniejszym jedzeniem. Niektórzy przyjeżdżają tam tylko zjeść, a przy okazji zbliżają się do Boga – przyjemne z pożytecznym. Oprócz tacos podczas takich przykościelnych świąt słynne jest również prekolumbijskie danie o nazwie pozole. Jest to zupa przygotowywana z kukurydzy cacahuazintle, uprzednio poddawanej procesowi tzw. nixtamalizacji (gotowanie w glinianym garnku z wodą i wapniem).

Stoiska z jedzeniem podczas poniedziałków ze św. Mikołajem/Fot. Piotr Ewertowski/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Parafie to też miejsca, w których przygotowuje się paczki z jedzeniem dla ubogich. Często przed mszą można zakupić przygotowane wcześniej paczki z żywnością, które w trakcie ofiarowania symbolicznie zanosi się przed ołtarz. To znak ofiary na rzecz biedniejszych, którą składa się Panu Bogu. Następnie ten pokarm trafia do potrzebujących. W Ameryce Łacińskiej, przez panujące tu nierówności społeczne, wśród zaangażowanych katolików istnieje stosunkowo duża świadomość potrzeby pomocy ubogim. Ten temat jest także często poruszany podczas kazań. W Kolumbii, podobnie jak w Meksyku, kultywowana jest tradycja adwentowych wyjść do ubogich, chorych czy opuszczonych. Nie ogranicza się to jednak tylko do tego okresu liturgicznego. Działają liczne grupy i fundacje docierające nawet do miejsc niebezpiecznych, gdzie z dużym poświęceniem nie tylko starają się realizować bieżące potrzeby, ale też pomagają ludziom w wyjściu z nędzy oraz przemieniają dzielnice, które – wydawałoby się – opuściła wszelka nadzieja. W Bogocie odwiedziłem z wolontariuszami katolickiej fundacji osiedla złożone z kartonów i aluminium. Udało się wysłać niektóre dzieci z tamtych rejonów na studia i na stałe polepszyć ich byt.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze