fot. unsplash

MyśliPaschalne#3: zrób paschalne postanowienie

Trzecia Niedziela Wielkanocna. Wciąż świętujemy Paschę Chrystusa. I zewsząd dochodzi do nas równolegle wiele niepokojących pandemicznych wieści. Czy da się to jakoś ze sobą połączyć? Jesteśmy ludźmi Paschy i nie możemy zapominać, że nawet w największej trwodze mamy zawsze jeden powód do radości – Jezusa Chrystusa.  

Już dwa tygodnie dzielą nas od Wielkanocy. Trwamy w czasie paschalnym. Ale jest to chyba dla wielu trudny czas paschalny. Bo choć liturgia pełna jest alleluja, to powodów do uśmiechu i radości może nam czasami zwyczajnie brakować. Zwłaszcza, gdy docierają do nas każdego dnia kolejne statystyki covidowe. Przez pandemię chyba trochę zapominamy, że żyjemy w rzeczywistości paschalnej. I to nie przez 50 dni od Wielkanocy do Zesłania Ducha Świętego. Żyjemy w niej codziennie, bo zmartwychwstanie już się dokonało, Pascha Jezusa miała miejsce. Dlatego chrześcijanie są wezwani do radości. A tak nam trudno o tę radość…

fot. PAP/Przemysław Piątkowski

Kiedy koniec? 

Statystyki covidowe przerażają, tysiące nowych zakażeń każdego dnia, setki kolejnych zmarłych pacjentów. Jeszcze rok temu o tej porze wielu z nas nie znało nikogo zarażonego SARS-CoV-2. Koronawirus był czymś odległym od naszej codzienności, słyszeliśmy co najwyżej o „ogniskach”. Teraz co chwilę dowiadujemy się o przypadkach zarażeń wśród rodziny lub znajomych. Albo sami otrzymujemy pozytywny wynik testu. Wciąż chodzimy w maseczkach. Rok temu o tej porze mniej więcej zaczynaliśmy pierwszą turę noszenia maseczek. Pamiętam, jak po tygodniu, dwóch wszyscy zastanawiali się, kiedy wreszcie będziemy mogli ściągnąć maseczki. To nastąpiło po kilku tygodniach – a i tak wszyscy byli już tym zmęczeni i odetchnęli z ulgą. „Oby nigdy więcej” – powtarzaliśmy. Chyba nie przypuszczaliśmy, że to dopiero preludium do prawdziwych i bardzo długich obostrzeń. Wszak jesienią wszystko wróciło, z wielokrotnie spotęgowaną siłą. Co chwilę pojawiają się nowe ograniczenia i obostrzenia. Od dobrego pół roku maseczki z naszych twarzy właściwie nie znikają. I w odróżnieniu od zeszłej wiosny – teraz już prawie nikt nie pyta, kiedy się ich pozbędziemy. Chyba brakuje nam już sił na zadawanie takich pytań. Bo ta pandemia nas zwyczajnie pozbawiła tych sił, jesteśmy nią zmęczeni i tylko pragniemy, by się wreszcie skończyła. 

Buenos Aires, Argentyna, protest przeciwko obostrzeniom wprowadzonym w związku z pandemią, fot. EPA/Juan Ignacio Roncoroni

Życie to tylko etap 

Trudno w takiej atmosferze o radość i spontaniczność, które przecież nieodłącznie związane z czasem paschalnym. Zwłaszcza, że ograniczenia mają też zasadniczy wpływ na naszą mobilność i gotowość do spotkań towarzyskich. Przecież czas paschalny powinien być drugim – jeszcze radośniejszym – karnawałem! A tymczasem zastanawiamy się, czy spotkanie w kilka osób jeszcze przejdzie, czy już nie. I jakie wprowadzić zasady podczas takiego spotkania. A o tańcach to już w ogóle zapomnijmy. Tak, pandemia potrafi zabić w nas radość paschalną, radość ze zmartwychwstania. Zrobiła to rok temu, trochę znienacka, i robi to w tym roku – tym razem mogliśmy się już tego spodziewać od wielu tygodni. Czasem naprawdę o tym, że wciąż trwa czas paschalny przypominają mi jedynie czekoladowe zajączki, które w jednym ze sklepów na osiedlu sprzedawane są za 50% wartości, bo już „po świętach”. Tymczasem nie tak ma być.

Wielkanoc na Węgrzech, fot. EPA/Marton Monus

>>> MyśliPaschalne#2: potrzeba spotkania

Chcę dziś głośno wykrzyczeć: mamy się cieszyć! Mamy się cieszyć pomimo niesprzyjających warunków. Pomimo tego, że trwa pandemia, pomimo tego, że zima postanowiła zająć miejsce wiosny i pomimo tego, że nasze życia niekonieczne usłane są różami. Wykrzyczmy alleluja, bo jesteśmy ludźmi Paschy, a nie śmierci! I owszem, rzeczywistość ma prawo nas przytłaczać, bo ostatnio nie jest przyjazna. Ale spróbujmy o tym na chwilę zapomnieć i w sercu wykrzyczeć to alleluja. Nasze trudności są tylko pewnym etapem, bo życie na ziemi to tylko pewien etap. Ale jako ludzie Paschy wiemy, że docelowo nic nas nie będzie trapiło. Trzeba tylko przeżyć ten etap. 

Jesteśmy ludźmi Paschy 

Zmęczenie i znudzenie obecną sytuacją to zjawiska bardzo naturalne. I może dlatego jeszcze mocniej powinniśmy teraz od siebie wymagać troski. Na naszym portalu pisano już, że to ostatnia prosta – i warto na niej nie popełnić głupich błędów. Bardzo zgadzam się z tą myślą. Bo czasem rzeczywiście ostatnie metry biegu czy wyścigu kolarskiego mogą przynieść zadyszkę i odebrać oczekiwany triumf. Nie dajmy się temu. Poczekajmy do zaszczepienia i poluzowania obostrzeń. Jeszcze kilka miesięcy temu wizja rychłego zaszczepienia była abstrakcyjna. Brzmiała jak okrutny żart. Muszę powiedzieć, że ostatnie tygodnie dały mi jednak nadzieję, że tę szczepionkę przyjmę szybciej niż myślałem.

fot. EPA/Juan Ignacio Roncoroni

Nie znam jeszcze terminu szczepienia, ale czuję, że jest coraz bliżej. A historie osób, które już mogły się zarejestrować, i które znam, pokazują, że długo nie trzeba czekać. A czasem szczepienie możliwe jest nawet w dniu rejestracji. Traktuję zaszczepienie jak realizację przykazania miłości – to wyraz mojej troski nie tylko o swoje zdrowie, ale też o ludzi wokół mnie. A taka troska powinna charakteryzować ludzi Paschy. Bo ludzie Paschy to ci, którzy doświadczyli Boga – Pana Życia. I dlatego tym życiem mamy dzielić się teraz dalej z innymi. Można zrobić to przez oddanie krwi, przez deklarację oddania narządów do przeszczepu (wystarczy prosta kartka włożona do portfela), może przez zrobienie zakupów chorej osobie? I można to zrobić też przez szczepienie i przez trzymanie się zasad sanitarnych. Ba, nie ograniczajmy się do jednego sposobu, ludzie Paschy naprawdę powinni całym sobą głosić życie! Trochę jak w dewizie dominikanów – „wszędzie, wszystkim i na wszystkie sposoby”!

>>> Zofia Kędziora: niezauważone zbawienie 

Pora na postanowienia… paschalne! 

Jest wyraźne napięcie między zmęczeniem a świętowaniem. Wydaje nam się, że jedno drugiemu przeczy. Znamy to zresztą często z naszych rodzinnych spotkań świątecznych. Pewnie niejeden z nas tak się zmęczył przygotowaniami do Wielkanocy czy Bożego Narodzenia, że w czasie świąt potem nie miał w sobie za grosz energii. Zamiast świętować – czuł zmęczenie. Też tak nieraz miałem. Ale w pewnym momencie doszło do mnie, że to zmęczenie też może być świętowaniem. Celebracja może polegać też na dłuższym śnie czy zmarnowaniu kilku godzin przed ekranem (bo na książkę już siły nie ma). Możemy nie robić nic konkretnego, lenić się – i w ten sposób świętować. Świętowanie Paschy trwa siedem tygodni i oczywiście nie da się każdego dnia hucznie świętować. Ale myślę, że jest to czas, w którym szczególnie mocno powinniśmy skupić się na drobnych przyjemnościach. W Wielkim Poście mamy postanowienia, które często polegają na ograniczaniu się. Proponuję – wzorem postanowień wielkopostnych – zrobić sobie też postanowienie paschalne. Dwa tygodnie już za nami, ale jeszcze pięć przed nami! I niech to będzie postanowienie przyjemnościowe! Proste – żeby każdego dnia znaleźć chwilę na zrobienie czegoś dobrego i fajnego dla siebie. Na zrobienie czegoś, co przyniesie nam zwykłą frajdę. Skoro nie możemy świętować „na bogato” to pozwólmy sobie na drobne przyjemności. Nie zachęcam do egoizmu, ani nawet do egocentryzmu. Ale zachęcam do tego, żeby czasem pomyśleć też trochę o sobie. Troska o innych jest bardzo ważna – i chwilę temu to podkreślałem – ale żeby była efektywna i owocna to ważne jest też zadbanie o siebie. Odrobina relaksu, odpoczynku, jakaś przyjemnostka. Jezus przecież zmartwychwstał także po to, żebyśmy tu na ziemi też mieli trochę pozytywnego flow. Skorzystajmy z tego! 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze