Najlepsza droga do świętości
Filip Neri często i długo siedział w konfesjonale, a zadawane przez niego pokuty i nauki były dość… nieoczywiste. Pewna kobieta dowiedziała się, że grzeszyła… nosem. „Jak to nosem? Czy można zrobić nim coś złego?” – pytała. „Ano tak, można. Wtykając go w nieswoje sprawy” – wyjaśnił, z właściwą sobie lekkością, spowiednik.
Kilka lat temu w homilii na Niedzielę Palmową papież Franciszek powiedział: „Chrześcijanin nigdy nie może chodzić smutny ze zwieszoną głową, gdyż to byłoby oznaką braku nadziei lub braku miłości do Chrystusa. Albo też oznaką choroby, którą należałoby leczyć… Niestety, bardzo wielu «pobożnych» katolików swoją postawą pełną smutku i zgryzoty bardziej przypomina uczestników konduktu żałobnego, niż szczęśliwych wyznawców i miłośników Jezusa Chrystusa. Ludzie ci straszą innowierców oraz ludzi poszukujących swoją postawą i skutecznie zniechęcają ich do religii katolickiej”.
>>> Najważniejsze ćwiczenie duchowe to poczucie humoru
Śmiejcie się!
Może to nie do końca nasza wina – można powiedzieć – że taki ideał świętości czasem, a nawet często wkładano nam do głowy. Poważny, spokojny, ze złożonymi rękami, najlepiej konsekrowany i pobożny od urodzenia, albo jeszcze wcześniej. Jak królowa Jadwiga, która już w wieku niemowlęcym miała na kolanach odmawiać Ojcze Nasz… po łacinie. Na szczęście dla nas wszystkich coraz częściej oprócz tej pobożnej strony podkreśla się, że nawet ci najbardziej znani święci byli po prostu ludźmi, ze swoimi radościami i słabościami. A w kontekście chrześcijańskiej radości – mieli całkiem niemałe poczucie humoru. O bł. Jordanie z Saksonii (XIII w.) mówiono, że „pewnego razu szedł z nowicjuszami, których przyjął w miejscowości, w której nie było klasztoru. Zdarzyło się, że w jakiejś gospodzie odmawiali wspólnie kompletę, podczas której jeden z nich zaczął się śmiać, co z kolei bardzo rozśmieszyło pozostałych. Któryś z towarzyszy zaczął im okazywać gniew, co pobudziło ich do jeszcze większego śmiechu. Po zakończeniu komplety bł. Jordan zwrócił się do niego: któż cię, bracie, mianował mistrzem naszych nowicjuszy? Czy do ciebie należy udzielanie im napomnień? A do nowicjuszy powiedział: Najdrożsi, śmiejcie się, ile możecie, i nie zważajcie na tego brata. Daję wam na to pozwolenie. Zaprawdę powinniście się śmiać i radować, bo wyszliście z diabelskiego więzienia i skruszone zostały kajdany, w których diabeł przez wiele lat trzymał was na uwięzi. Śmiejcie się więc, najdrożsi, śmiejcie się”.
Sposób na głoszenie
Ojcowie pustyni (III w.) kojarzeni są z prostą, ale głęboką mądrością i porzuceniem spraw tego świata, by w monotonnej codzienności dążyć do świętości. Wszystko wskazuje na to, że nieodzownym elementem tej drogi było poczucie humoru. Jeden z ojców miał powiedzieć: „Nie mówcie mi nigdy o mnichach, którzy nigdy się nie śmieją. To nie mogą być poważni ludzie”. Do innego przybył uczeń z pytaniem, jaka powinna być dobra homilia. „Powinna mieć dobry początek i dobre zakończenie” – usłyszał. „Następnie powinieneś się zatroszczyć o to, żeby nie były one zbytnio od siebie oddalone” – kontynuował. Innemu, który zamartwiał się swoją brzydotą, pewien starzec na pocieszenie powiedział: „Brzydota w porównaniu z pięknem ma wielką zaletę: nie przemija”. Zaś abba Antoni zwykł ponoć mówić: „Ludzie dzielą się na trzy rodzaje: na zazdrosnych, pysznych i innych. Innych prawie nigdy nie spotkałem”. Śmiech, żart, a nawet kpinę wykorzystywali ojcowie do przekazania życiowych prawd i mądrości. Ten sposób głoszenia rozwijał się przez kolejne wieki. W średniowieczu wykorzystywano śmiech i żarty jako narzędzia nauczania. Krótkie, zabawne historyjki wplatano w kazania, by w ten sposób zilustrować wykładane prawdy wiary czy zalecenia moralne – niektórzy, w mniej lub bardziej udany sposób, próbują i dzisiaj stosować te metody.
Bóg jest radością
Wspomniany na początku Filip Neri (XVI w.) ponoć zawsze miał dobry humor (choć to może przesada w drugą stronę). Biografowie podkreślali jego „serdeczność w podejściu do bliźnich, naturalność w obcowaniu towarzyskim, postawę, która rozciąga się na wszystko – osoby i rzeczy, zwłaszcza jednak na zmienne koleje losu. Na co dzień jest to wolność od trosk, zdolność do obracania w żart tego wszystkiego, z czego nie można wyciągnąć żadnej radości”. Zapamiętany został z nowoczesnej, jak na swoje czasy, działalności duszpasterskiej. Na placach i ulicach bawił się z dziećmi, by je potem gromadami prowadzić do kościoła. Dzięki temu osiągał podwójny cel – siebie wystawiał na pośmiewisko, ćwicząc pokorę, ale tym samym nawiązywał kontakt z ludźmi, których przyprowadzał do Boga. Duchowość Nereusza pełna była optymizmu i miłości do Boga i do bliźniego. Nie lubił, gdy ludzie traktowali go jak smutnego, poważnego duchownego, dlatego często przebierał się w dziwne stroje albo golił tylko jedną stronę twarzy. Jednakowo traktował kardynała i bezdomnego, pokazywał wiernym Kościół pełen radości, modlitwy, żywej wspólnoty. Jednocześnie wyróżniał się niezwykłą żarliwością religijną, prowadził głębokie życie modlitwy, bardzo często wychodził za miasto i modlił się w samotności. Jednym z najbardziej znanych powiedzeń św. Filipa są słowa: „Szczęśliwi młodzi, którzy mają czas, by czynić dobro. Dobro i radość są najlepszą drogą do świętości”. Mawiał, iż „Bóg jest pełen radości, dlatego diabeł ucieka przed prawdziwą radością”.
Niech Bóg zachowa
Znane jest poczucie humoru Teresy z Avili (XVI w.), która miłość Boga łączyła nieustannie z radością. Kiedy pewnego razu usłyszała wiadomość, że słynny ze swojej surowości graniczącej z okrucieństwem zakonnik został wybrany na prowincjała, rzekła: „Musi to być prawdą, ponieważ nikt tak doskonale jak on nie umie pomnażać męczenników”. Innego dnia, podczas podróży, ciągnięty przez woły ciężki wóz, wiozący siostry zakonne, ugrzązł w rzecznym mule. Teresa zaczęła żalić się Bogu: „Panie, zachowujesz się wobec mnie w sposób nad wyraz ekstrawagancki. Jeszcze chwila, a utopiłabym się wraz z moimi zakonnicami”. Po chwili usłyszała głos Boga: „Tak traktuję moich przyjaciół”. „Teraz rozumiem, dlaczego masz ich tak niewielu!” – podsumowała. Święta była kobietą zdecydowaną w działaniu, rozmodloną i bardzo radosną. Lubiła śpiewać hiszpańskie pieśni, tańczyła z kastanietami w ręku. A jednocześnie to ona zreformowała karmelitańskie klasztory, obdarowana została niezwykłymi łaskami mistycznymi, w sposób szczególny doświadczała obecności Boga, pisała o zamieszkiwaniu w duszy chrześcijanina Boskich Osób. To ona też mówiła; „Niech Bóg mnie zachowa od ponurych świętych!”.
Papież też człowiek
„Droga pani, konklawe to nie konkurs piękności” – miał powiedzieć Jan XXIII pewnej kobiecie, gdy ta stwierdziła, że jest gruby i brzydki. Kiedy dziennikarz zapytał go, ilu ludzi pracuje w Watykanie, usłyszał: „Mniej więcej połowa”. Podczas jednej z sesji fotograficznych papież miał za to powiedzieć: „Gdyby Bóg wiedział, że mam być papieżem, na pewno uczyniłby mnie bardziej fotogenicznym”. Kiedyś przyjmował na audiencji zwierzchniczki zakonów żeńskich. Była wśród nich siostra przełożona klasztoru pod wezwaniem Ducha Świętego. Podchodząc do papieża, przedstawiła się: „Jestem przełożoną Ducha Świętego”. „No, no, no – odpowiedział z podziwem papież – a ja tylko jego wikariuszem”. To te bardziej znane sytuacje, ale o poczuciu humoru Jana XXIII można by napisać kilkutomową opowieść.
Żyją jeszcze tacy, którzy pamiętają uśmiech Jana Pawła II. Słynne wspomnienia o wadowickich kremówkach, czy dialogi pod oknem papieskim, dla jednych są tylko anegdotkami, dla innych ciągle żywymi wspomnieniami. Podczas pierwszej konferencji prasowej zadano papieżowi pytanie, czy będzie jeździł na nartach. Powiedział wówczas: „Na to mi chyba nie pozwolą”. Kilka lat później przyjmował na audiencji jednego z narciarskich mistrzów świata, który ofiarował mu… narty. „I nie wódź nas na pokuszenie. Bo jeszcze zjadę w dolinę i co będzie? Nowe konklawe” – miał powiedzieć Jan Paweł II. Humor nie opuszczał go nawet w trudnych sytuacjach. Gdy po zamachu leżał w klinice Gemelli, lekarz zapytał go: „Jak się wasza świątobliwość czuje?”. Odpowiedział: „Nie wiem, jeszcze nie czytałem gazet”. Papież nie bał się ciętych ripost i sarkazmu – gdy po operacji wyrostka robaczkowego jeden z polskich księży powiedział do niego przymilnie, że teraz wygląda lepiej niż przedtem, papież odparł: „To też daj się zoperować”. „Kiedy przyjeżdżałem do Watykanu – wspominał śp. bp Albin Małysiak – zbierałem najnowsze żarty wśród krakowskich księży. Jan Paweł II czekał na to. A kiedy mu opowiadałem, prosił o więcej”. Ale poczucie humoru to nie tylko słowa, ale też zachowanie i gesty, swego rodzaju dystans do samego siebie. Mieli tę umiejętność obaj papieże, wydaje się, że ma i obecny. Ale ten rozdział historii jeszcze się pisze.
Mamy szansę
Człowiek jest „zwierzęciem racjonalnym, śmiertelnym, żyjącym na lądzie, dwunożnym, zdolnym do śmiechu: żadne bowiem zwierzę prócz człowieka nie śmieje się” – zauważył już w VI w przed Chrystusem Arystoteles. Ponad dwadzieścia lat temu naukowcy mieli zidentyfikować mały fragment mózgu, wielkości 2 na 2 cm, który prawdopodobnie jest odpowiedzialny za reagowanie śmiechem. Elektrostymulacji mózgu została poddana wówczas młoda pacjentka, która trafiła do szpitala z powodu napadów padaczkowych. „Za każdym razem, gdy ten fragment mózgu był stymulowany – pisano – to dziewczynka się śmiała. Jeśli był stymulowany silniej, to reagowała mocnym śmiechem, jeśli stymulacja była niska, dziewczynka się po prostu uśmiechała”. Zapewne jest to bardziej skomplikowane, ale badania pokazują, że choć poczucie humoru jest związane z różnymi cechami osobowości, nie oznacza to wcale, że humoru nie można się wyuczyć i że swojego poczucia humoru nie można zmienić. „Wręcz przeciwnie – można przeczytać tu i ówdzie – prowadzone są specjalne treningi humoru”. A jeśli tak – to każdy z nas ma jeszcze szansę, na świętość.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |