Poznańskie Focolare: my nie mamy nawracać, to może zrobić jedynie Jezus [ROZMOWA]
Katolicki Ruch Focolari – za jego początek możemy przyjąć datę poświęcenia się Bogu Chiary Lubich 7 grudnia 1943 roku, której proces beatyfikacyjny jest w toku. Charakterystyczne dla tego Ruchu jest dążenie do jedności. Do Focolare mogą należeć osoby z innych Kościołów, a nawet wyznawcy innych religii.
Wspólnota Focolare funkcjonuje także w Poznaniu. Rozmawiałem z Krystyną i Cordi, które jako focolariny, żyjące we wspólnocie życia konsekrowanego, od kilkudziesięciu już lat żyją duchowością Chiary Lubich.
Piotr Ewertowski (misyjne.pl): Myślę, że mała jest świadomość tego, czym jest Ruch Focolare. Jaka jest wasza historia odnalezienia się w tej duchowości? Co was w tym Ruchu zachwyciło?
Krystyna: – Zachwyciła mnie właśnie ta duchowość. Chociaż wtedy jeszcze nie było wspólnoty Focolare w Polsce, to ona mnie bardzo mocno poruszyła. Zawsze mnie pociągał radykalizm, lubiłam rzeczy ekstremalne (śmiech). Duchowością Ruchu jest życie w świecie całkowicie dla Boga. Życie z Bogiem i nasza codzienność w pracy i wśród przyjaciół to nie są rzeczy oddzielne. Jak nas uczyła założycielka – mamy być zaczynem dobra, być Jezusem na ziemi. To brzmi mocno i to oczywiście duże wyzwanie, ale – jak wspomniałam – zawsze pociągał mnie radykalizm.
Postanowiłam z takim samym radykalizmem i gestem powiedzieć Bogu „tak”, choć po latach sobie uświadomiłam, że „to nie wyście Mnie wybrali, ale Ja was wybrałem”. To typowe dla młodego wieku, ta wspaniałomyślność. Skończyłam germanistykę w Poznaniu i pojechałam do Krakowa, gdzie wszystko zaczęło się jeszcze w czasach kardynała Wojtyły. Błogosławił on Focolare, który zaczynał w Krakowie działalność za jego zezwoleniem. Jest taki zwyczaj, że kiedy otwiera się nową wspólnotę, to najpierw idzie się do biskupa albo zaczyna się ją na życzenie biskupa. Tak było właśnie w Poznaniu. Ksiądz arcybiskup wyraził życzenie, by mogła powstać wspólnota Focolare w tym mieście. Chiara przed samym wylotem na lotnisku poprosiła, żeby przekazać arcybiskupowi, że Focolare w Poznaniu będzie. I jest. Wracając do Krakowa – powstała tam pierwsza wspólnota, jeszcze na początku lat 70. Tam też się zaczęła moja przygoda z Ruchem. Ta duchowość i ten charyzmat były dla mnie ogromnym odkryciem mojego powołania, w którym spełniam się już prawie 50 lat.
Oczywiście, moja formacja ciągle trwa. Nikt nie może powiedzieć, że już osiągnął ideał. „Ta formacja kończy się trzy dni po śmierci”, jak mówił pewien ksiądz (śmiech). Cały czas trzeba pracować nad sobą. To jest fascynujące, że to zaczynanie od nowa sprawia, że jesteśmy ciągle młodzi, pomimo upływu lat.
>>> Jeśli boisz się spowiedzi, powiedz o tym w konfesjonale [ROZMOWA]
No czuć tutaj u was dużo młodzieńczej energii!
(Śmiech)
Cordi: – To właśnie mnie pociągnęło w Focolare (śmiech). Ja spotkałam ten Ruch u siebie w Brazylii, kiedy pierwsi towarzysze Chiary przybyli do naszego kraju. Oni mieli zwyczaj spotykać się w górach na rekolekcjach, pierwszych 5 focolarinów (osoby konsekrowane we wspólnotach Focolare – red.) Wtedy Ameryka wydawała się być daleko, nie wiadomo gdzie. W latach 60. przyjechała pierwsza grupa, a ich podróż trwała 30 dni z licznymi przygodami. Ja poznałam ich w wieku 16-17 lat i bardzo podobała mi się ich odwaga. Z zapartym tchem słuchałam ich historii. Fantastyczna sprawa – pomyślałam. Ja pochodzę ze skromnej rodziny – mój tata był murarzem, mama krawcową. Było nas w domu pięcioro dzieci, ja jestem najstarsza. Dla nas Bóg był codziennie obecny, zawsze i w każdej czynności. Wstawaliśmy z wdzięcznością i radością, że mamy nowy dzień, rodzinę, dom. Nie była to jakaś wielka teologia, tylko zwyczajne życie. Wszystko było, jeśli Pan Bóg da, jeśli Pan Bóg chce. Jak się wychodziło, to otrzymywało się błogosławieństwo od rodziców, jak się szło spać też. Tym bardziej mnie fascynowało, że Jezus, którego poznałam, był wrażliwy na cierpienia ludzi. Ja też tak chciałam, ale nie potrafiłam ani zaradzić bolączkom tego świata, ani nawet naśladować Go w pełni w moim najbliższym otoczeniu. I kiedy słuchałam doświadczeń duchowości tego Ruchu, zrozumiałam, jak wziąć Ewangelię bardziej na poważnie na co dzień. Gdyby każda osoba patrzyła na drugiego jak na Jezusa, kształtując swoje uczucia i wrażliwość na Jego wzór, to każdy kochałby tak, jak chce być kochany. Zrozumiałam, że z łaską Bożą ja też tak mogę. Jak się raz nie uda, to mogę zacząć od nowa. Zrozumiałam, że to życie Ewangelią jest dla mnie jak najbardziej dostępne, i to mnie pociągnęło. Dużo mnie kosztowało, gdy widziałam w Brazylii tyle niesprawiedliwości społecznej. Garstka bogatych obok biedaków, którzy umierają na ulicy z głodu, dzieci szukających jedzenia w śmietnikach. Myślałam, dlaczego tak jest, skoro to chrześcijański kraj. Skąd te ogromne nierówności i dysproporcje? Czułam, że rzeczywiście ja sama nie mogę tego rozwiązać, ale nie rozumiałam też, dlaczego nikt nie może. Usłyszałam odpowiedź, że co prawda ja nie jestem w stanie zmienić tego świata, ale mogę zacząć zmieniać świat od siebie. I nie jestem w tym sama.
Gdy nasza założycielka zaczęła pomagać biednym w Trydencie to stwierdziła, że skoro można rozwiązać problemy jednej dzielnicy, to można i całego miasta, a nawet i całego świata! Warto popatrzeć wzwyż. Zacząć proces, a potem samo to wszystko idzie. Dla Chiary nie było różnicy, czy to jeden człowiek, czy miasto, czy kraj, czy nawet kontynent. To jest ta sama miara miłości, kochamy tak jak możemy w tym momencie służyć. Całe nasze życie jest apostolstwem. Przez naszą postawę i życie wspólnotowe mamy pokazywać przedsionek nieba – jakby świat mógł wyglądać, gdybyśmy wszyscy żyli Ewangelią. My mamy tylko świadczyć, że tak można. A kogo i w jakim czasie Pan Bóg do siebie przyprowadzi to już niekoniecznie od nas zależy. W Focolare tworzą się też wspólnoty kapłańskie. Pamiętam słowa jednego księdza, który powiedział, jak dobrym doświadczeniem było spędzenie nawet tych kilku dni we wspólnocie kapłanów.
Od dawna się mówi, że Kościół przyszłości będzie Kościołem małych wspólnot. W zasadzie to już się dzieje.
Cordi: – Mamy jeden statut, ale jednocześnie też dużo gałęzi Ruchu. Księża, zakonnicy związani z Focolare, świeccy focolarini, dzieci i młodzież, rodziny, a także osoby z innych Kościołów i niewierzące! Niesamowita jest siła wspólnoty, która żyje Ewangelią. Pewien niewierzący z naszej wspólnoty dostrzegł piękno ideału, jaki daje Chrystus i stara się nim żyć. To samo jest z osobami z innych Kościołów i religii.
A czy czasem nie ma sprzeczności między dialogiem z innymi Kościołami i religiami a misyjnym nakazem Chrystusa? Jest jakieś napięcie między dialogiem a prozelityzmem.
Krystyna: – My podchodzimy z szacunkiem do wszystkich. Kiedy się z kimś spotykam, to nie chcę go za wszelką cenę przeciągnąć na swoją stronę, lecz próbuję dostrzec w nim Jezusa Chrystusa. On powiedział, że gdzie dwóch lub trzech jest w Jego Imię, tam On sam jest. Nie gdzie dwóch lub trzech katolików, muzułmanów, luteranów… Po prostu gdzie dwóch lub trzech w Imię Jego. Szukamy przede wszystkim tego, co nas łączy, nie dzieli. Ci ludzie, którzy są z innego Kościoła, innej religii, chcą dobrze. Szukamy tego co dobre oraz wzajemnej płaszczyzny współpracy. My nie mamy nawracać, to może zrobić jedynie Jezus. My możemy co najwyżej „zawrócić”. W miejscach, w których muzułmanie żyją obok katolików i ten dialog odbywa się na co dzień, zdarza się, że muzułmanie szukają fragmentów w Koranie, które mogłyby zainspirować ich do takiego życia, jakie prowadzimy na podstawie Ewangelii.
Cordi: – Nie przeciągamy nikogo – szukamy tego, co Pan Bóg chce. Czasem, kiedy ktoś chce przejść na katolicyzm, to oczywiście przyjmujemy taką osobę z otwartymi ramionami. Ale nie zmuszamy nikogo, szukamy tego, co jest dobre dla każdego – dla jednego to bycie księdzem, dla innego bycie lepszym muzułmaninem albo zielonoświątkowcem. Oczywiście, nie możemy się zgadzać na wszystko. Dobro nazywamy dobrem, a zło złem. Nie będziemy akceptować dialogowania z jakąś sektą.
My przekazujemy Prawdę, którą poznaliśmy, a którą jest Chrystus w Jego Kościele. Trzymamy się Pana Jezusa kurczowo i nie puszczamy, ale nikogo nie zmuszamy, żeby to wszystko przyjął. Są wspólnoty Focolare, w których żyją focolarini z innych Kościołów.
Chiara dostrzegła klucz do jedności wszystkich ludzi. Jest to cytat z Ewangelii – „Boże mój, czemuś mnie opuścił”. Tym kluczem okazuje się cierpienie, które jest czymś w rodzaju sakramentu. To wszystko, na co nie znamy odpowiedzi. To jest wspólne doświadczenie ludzkie, które łączy wszystkich, bez względu na wyznawaną wiarę. Pozostajemy w kontemplacji Pana, widząc w podziałach oblicze opuszczonego Jezusa. Jest zawsze dużo trudności, które każdy spotyka na swojej drodze. Chcemy dostrzec w tym wszystkim oblicze Jezusa. On nam daje siły. On zmarł z miłości, ale też zmartwychwstał, więc jest nadzieją dla nas wszystkich.
Krystyna: – Przypominam sobie jeszcze, jak pierwszy raz przyjechałam do Focolare w Berlinie. Zapytali mnie, czy już byłam na mszy. Odpowiedziałam, że nie, bo Berlin duży i jeszcze się nie odnalazłam. Usłyszałam: „To wiesz co, Monika cię zawiezie. Ona jest ewangeliczką, ale zabierze cię do kościoła katolickiego”. Jesteśmy w tramwaju i mówię do niej, choć wstyd się teraz przyznać do tego, że pierwszy raz na żywo widzę ewangeliczkę. Zapytałam, co nas różni, a ona z taką delikatnością odpowiedziała: „Wiesz, staramy się widzieć to, co nas łączy”. To była dla mnie pierwsza i najważniejsza lekcja ekumenizmu. To doświadczenie towarzyszy mi ciągle w różnych spotkaniach.
Cordi: – Wszystkich chrześcijan łączy konkretna rzecz – Ewangelia, a także pragnienie dążenia do świętości, które jest przecież nie tylko w katolikach. Szukamy nie tylko własnej, osobistej świętości, ale przede wszystkim szukamy świętości powszechnej! W Niemczech koło Kolonii jest miasteczko Focolare złożone z katolików i ewangelików, które powstało jeszcze w latach 60. XX w. Mieszka tam koło 150 osób. Jest to świadectwo, że można żyć razem w miłości. Nie byłam tam jeszcze, ale zapraszam, bo to niedaleko (śmiech). A jak to życie wygląda? Normalnie. Na pierwszy rzut oka nie można rozróżnić, kto jest katolikiem, a kto ewangelikiem.
Krystyna: – Z drugiej strony powiedziałabym, że nie ma takiej „sałatki”.. Każdy jest sobą i zachowuje własną tożsamość konfesyjną. To, co mnie zawsze uspokajało to fakt, że Chiara zawsze podkreślała jedność z Kościołem i papieżem. Nie było kroku bez Kościoła, naszej Matki. Dlatego to dla mnie tak pewne i bezpieczne. „Kto Mnie słucha, was słucha”. Chiara często dodawała tę drugą część: „Kto Mną gardzi, wami gardzi”, to jest bardzo ważne.
Zawsze uważałem, że ekumenizm będzie miał sens, jeśli zadbamy przede wszystkim o jedność w Kościele katolickim.
Cordi: – Biskupa z mojej diecezji poznałam w Ruchu. Wcześniej wiedziałam, że po prostu jest. Angażowałam się w różne działalności w Kościele lokalnym, ale nie interesowałam się tym, co pisze i czego naucza biskup mojej diecezji. Dla mnie był on dość daleko. Natomiast w duchowości Ruchu posłuszeństwo wobec Kościoła wynika z tej miłości. Jeżeli kocham Jezusa, to jak nie kochać Jego Kościoła, a ten Kościół jest reprezentowany także przez tych, których Pan wyznaczył na pasterzy i zarządców wspólnoty wiernych. Nie chodzi o przymus, lecz o miłość. Kochając Chrystusa, kocham też tę hierarchię, którą Chrystus nam zostawił. Kiedy idzie ksiądz do ambony, to modlę się o światło Ducha Świętego, aby on powiedział to, co chce Pan Bóg w tym momencie powiedzieć przez niego ludziom zgromadzonym w kościele. To taka wspólna odpowiedzialność za Kościół. Mogę służyć Kościołowi także przez modlitwę. W Polsce jest niesamowite doświadczenie Kościoła – bardzo mocno czuć głębie wiary w tym narodzie, która wydobywa się z ponad tysiącletniej historii. Oczywiście, nie idealizuję. Czasem brakuje miłości w tym Kościele, mimo że to właśnie chrześcijanie powinni o niej świadczyć. Dużo jest też trudności. Ale cierpienia Kościoła są też naszymi cierpieniami. Wczoraj spotkałam pewną panią, której syn przestał chodzić do kościoła po bierzmowaniu. Chciałoby się inaczej, ale jest jak jest, i ja to cierpienie dzielę z tą panią. Jesteśmy z tej samej wspólnoty parafialnej.
Wróćmy jeszcze do dialogu ekumenicznego i religijnego. Może pojawić się przecież sytuacja, że ktoś chce nawrócić się na katolicyzm, albo jakiś katolik z Ruchu Focolare przechodzi na protestantyzm. Co w takiej sytuacji?
Cordi: – Zdarzały się takie sytuacje, że katolik przeszedł do innego kościoła w naszym Ruchu. Nie ukrywamy, że ta osoba wybrała niewłaściwie, ale nie zrywamy z nią kontaktu, nie mijamy jej bez słowa na ulicy. Nie wykluczamy przecież z życia członków naszych rodzin, którzy na przykład się rozwiedli, ale jesteśmy z nimi w prawdzie. Oni wiedzą, co o tym sądzimy, ale musimy jakoś żyć razem i nie przestajemy ich szanować i kochać. Wiadomo, że inaczej to wygląda, kiedy robi to osoba, która składała śluby w naszym Ruchu. Wtedy jest wielki ból. Generalnie staramy się nie wchodzić w konflikty z nikim, ale nie zawsze jest to możliwe. Niektóre osoby odeszły z naszego Ruchu.
Specjalnie nie ekscytujemy się też, kiedy ktoś z Ruchu przechodzi na katolicyzm, bo wiemy, że to może wywołać konflikt. Jeśli widzimy, że ta osoba naprawdę tego chce, to nie zabraniamy i cieszymy się, jeżeli ewidentnie jest to wola Boża. Każdy ma być na swoim miejscu. Są muzułmanie, którzy chcą zostać katolikami, ale im czasem grozi też utrata życia, więc to jest decyzja bardzo trudna.
Krystyna: – Chiara była kilka razy u patriarchy Atenagorasa, który powiedział jej, że on widzi Kościół zjednoczony. Ja jestem gotów – mówił – pić z tego samego kielicha co katolicy, ale lud nie jest gotowy. Musimy robić to bardzo powoli.
Podobnie jest w apostolstwie. Jak rozumiem, Focolare podchodzi do ewangelizacji z entuzjazmem, ale też z wielkim spokojem i cierpliwością.
Krystyna: – Jak nie daje się dziecku od razu bigosu, tylko kaszkę, tak należy z delikatnością podawać innym nasze doświadczenie Ewangelii. Przede wszystkim świadczyć jednak przez miłość. Kiedyś mnie przenoszono do nowego i trudnego działu w firmie w Warszawie. W poprzednim miałam jak u Pana Boga za piecem – szefowa była rewelacyjna. Nowa szefowa z kolei była naprawdę ciężką osobą. Wiele osób pracujących z nią płakało. Mi się udało przetrwać i pracować dobrze. Gdy potem rozmawiałam z wyższą przełożoną, ona się mnie zapytała, jaką miałam metodę, że przetrwałam z tą szefową, skoro nikt nie dał z nią rady. Ja się uśmiechnęłam i odpowiedziałam, że też nieraz płakałam, ale codziennie, chodząc do pracy, starałam się przypomnieć sobie, że w tej kobiecie jest Jezus. Ona spuściła głowę zaskoczona. Później się z nią zaprzyjaźniłam, a jej córka przychodziła do nas na spotkania.
Cordi: – W apostolstwie ważna jest przyjaźń. My jesteśmy naprawdę, kiedy jesteśmy w relacji. Ja istnieję, bo ty istniejesz. W relacjach się odkrywamy i rozwijamy. Nie wystarczy mój wysiłek, to my działamy razem. Czasami trzeba wolniej, ale razem. Nie wiemy do końca, jak to ewangeliczne „jedno” będzie wyglądać. Pan Bóg wie. Może do końca będziemy podzieleni, ale możemy coś robić wspólnie. Teraz razem modlimy się o pokój w Ukrainie, ale też kochamy Rosję, nie za to co teraz robi, ale dlatego, że każdy Rosjanin został stworzony na obraz Boży.
Wszystko to ładnie wpisuje się w synodalność, o którą teraz staramy się w Kościele.
Cordi: – Synod to nic innego, jak słuchanie. Nie szukamy nowych rozwiązań, lecz chcemy posłuchać tych, którzy chcą się wypowiedzieć. Zaangażowałyśmy się z Krysią w naszej parafii w grupie synodalnej.
Krystyna: – My już w Ruchu otrzymaliśmy łaskę życia, nazwijmy to, synodalnego. Idziemy razem w naszej wspólnocie. Co możemy dać innym, to przeżyte przez nas doświadczenie. Nie my, tylko Duch Święty, nie moja mądrość tutaj się liczy, ale to, że mogę kochać. Wszyscy mogą kochać wtedy, gdy pozwalamy Duchowi Świętemu działać. To jest charyzmat jedności. To czego może świat najbardziej dziś oczekuje. I to pragnienie jedności jest powszechne, czasem może złej, ale świat jednak do niej dąży, a my posiadamy do niej klucz, i możemy, a nawet powinniśmy się nim dzielić.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |