Dolina, w której zatrzymał się czas [RECENZJA]
Osiem dni drogi. Pieszo przez górskie przełęcze. I na końcu mała wioska, w której jest szkoła. Tam trafia Ugyen, młody mieszkaniec Bhutanu. Przyjeżdża ze stolicy, by uczyć dzieci mieszkające na końcu świata.
To pierwszy w życiu film z Bhutanu, który miałem okazję zobaczyć. I przyznam, że było to dla mnie zderzenie z zupełnie inną kulturą. „Lunana: szkoła na końcu świata” zaprasza nas bowiem do zwolnienia, a nawet do zatrzymania się. Do zobaczenia, że nie wszędzie ludzie żyją w pędzie i mają 24 godziny na dobę dostęp do internetu. A są przy tym bardzo szczęśliwi.
>>> Czy czas może być pułapką?
Osiem dni drogi
Bhutan często określany jest jako najszczęśliwsze państwo na świecie. I choć światowe wskaźniki niekoniecznie potwierdzają tę tezę – to pewnie sami mieszkańcu Bhutanu czują się szczęśliwi. A żyją w bardzo różnorodnym kraju. Z jednej strony mamy Thimphu – stolicę, w której życie dość mocno przypomina nam to znane z naszej rzeczywistości (choć oczywiście osadzone jest w realiach kulturowych tamtego regionu). Ale Bhutan leży w Himalajach i poza dużymi miastami (choć słowo „duży” jest tu i tak nadużyciem – stolicę zamieszkuje ok. 100 tys. ludzi, a cały kraj ok. 800 tys.), sporo jest tam małych lub bardzo małych wiosek. W dodatku – położonych daleko od cywilizacji. Taką miejscowością jest Lunana. Nie da się do niej dojechać samochodem ani żadnym innym pojazdem. Aby dotrzeć do Lunany trzeba przez osiem dni pokonywać górskie przełęcze. W końcu trafia się do miejscowości „na końcu świata”. Nie ma tu nawet elektryczności, przynajmniej stałej. Prąd jest – gdy jest słońce. I w tej niezwykłej miejscowości jest szkoła.
Inny świat
Do pracy w szkole w Lunanie zostaje wysłany Ugyen, 20-kilkuletni mieszkaniec stolicy. Praca tam jest dla niego jak zesłanie. Nauczony jest przecież innego życia, bardziej dynamicznego i zachodniego. Odechciewa mu się już służby na rzecz króla – marzy o pozytywnym rozpatrzeniu wniosku wizowego do Australii. Chciałby rozwijać tam karierę muzyczną. A tymczasem ma uczyć w miejscu, w którym czas poniekąd się zatrzymał. Życie w Lunanie pozbawione jest tempa, w jakim żyją ludzie Zachodu. Oparte jest za to o naturę, o naturalny cykl roczny. Przyznaję, że z zainteresowaniem patrzyłem na tak odległy od naszego styl życia. Tak inny styl życia. A jednocześnie uświadamiałem sobie, że nie potrafiłbym tak żyć. Czasem każdemu z nas przydaje się zwolnić, skupić na tu i teraz, dać się prowadzić naturze. Ale na chwilę – a nie na cały czas. Jednak cywilizacja i jej wytwory mają tak ogromny wpływ na nasze życie, że trudno nam bez nich żyć. Bo przecież nawet odpoczynek na sielskiej polskiej wsi nigdy do końca nie jest zerwaniem z cywilizacją. On tylko udaje takie zerwanie. Niełatwo byłoby nam odnaleźć się w takiej Lunanie. Jest coś egzotycznego w takim sposobie życia. Niby trochę pociąga nas taka inność – a jednak nie potrafię sobie człowieka Zachodu na dłuższą metę wyobrazić w takim miejscu. Nawet dla Ugyena nie było to komfortowe. Choć pobyt w Lunanie na pewno odmienił bohatera. Miesiące spędzone w szkole, tak innej niż te znane nam z europejskiego podwórka, pozwoliły mu zrozumieć, co w życiu jest najważniejsze.
Każdy ma swoją Lunanę
Ten film zachwyca pod względem wizualnym. Z rozmarzeniem patrzyłem na Lunane i jej okolice. Piękne, prawie dziewicze tereny. Człowiek niewiele zaingerował w tę przestrzeń. Zaśnieżone górskie szczyty i zielone doliny. Do tego jaki – zwierzęta hodowlane, tak ważne w tym regionie i ważne też dla tego filmu. W takiej scenerii obserwujemy zupełnie odmienną dla nas kulturowo historię. Historię, która może się trochę dłużyć, niektórzy mogą się nawet znudzić – ale mimo wszystko ta historia urzeka. Właśnie swoim spokojem, osadzeniem w zupełnie innej rzeczywistości. Poznajemy też kulturę bardzo odległą od naszej – a zarazem bardzo bogatą. Współczesny człowiek potrzebuje wielu bodźców – a mieszkańcy Lunany udowadniają, że da się żyć bez tych bodźców. I da się przy tym być szczęśliwym człowiekiem. Choć, co ważne, oni nie musza się takie życia uczyć – ono jest ich doświadczeniem od samego początku. Dobrze im tam. Ugyen na lekcji języka angielskiego przy omawianiu litery „c” pisze „car”. Jest zaskoczony, że mali mieszkańcy Lunany nigdy nie widzieli samochodu i nie wiedzą, co to jest. Nauczyciel „car” zmienia na „cow”. Krowę oczywiście uczniowie znają. Tak jest z nami zawsze, gdy mamy do czynienia z innym światem. Musimy znaleźć sposób, dzięki któremu uda się dotrzeć do jego mieszkańców. Lunana, jako miejsce na końcu świata, może pojawić się w historii każdego z nas. Warto się z tym miejscem skonfrontować. Jak Ugyen. Warto odkryć bogactwo światów, które wydają nam się tak odległe. Warto się zachwycić – filmowa Lunaną, i tą życiową również.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |