Ukryte Życie. Niesprawiedliwość lepiej znosić niż ją wyrządzać
W swojej wsi tylko on sprzeciwił się ślubowaniu wierności Hitlerowi. Zapłacił za to życiem. Podczas jego beatyfikacji obecna była… jego żona Franziska i czwórka ich dzieci. Filmowy hołd Terrence Malicka złożony Franciszkowi Jägerstätterowi okazał się podczas 10. AFF we Wrocławiu arcydziełem, po którym sala kinowa zaczęła klaskać.
W ostatnim czasie powstaje dużo filmów, które moglibyśmy określić jako „religijne”. Nie wszystkie z nich są udane, czasem pojawia się w nich niepotrzebny kicz. Na filmach Terrenca Malicka nigdy się jednak nie zawiodłam. Po obejrzeniu „Ukrytego Życia” o bł. Franciszku Jägerstätterze powiedziałam sobie: to jest to! To właśnie to, czego oczekuje od kina filozoficznego, traktującego o transcendencji, wierze, metafizyce i Bogu. Wszystko wskazuje na to, że amerykański reżyser ucząc się na własnych błędach (nawet krytyce „Drzewa Życia”), wreszcie stworzył film, który spodobał się europejskim filmowym krytykom.
Powracające problemy XXI wieku
„Ukryte Życie” to nie jest opowiastka historyczna o czymś, co było dawno i nie jest już prawdą. Terrence Malick posłużył się historią bł. Jägerstättera po to, żeby przede wszystkim ostrzec nas przed sobą nawzajem. W małej, austriackiej wiosce Sankt Radegund żyje dobrze zżyta ze sobą społeczność. Burmistrz, kościół, wspólne sianokosy. Gdy do władzy dochodzi Hitler, a wojna staje przed kolejnymi zakrętami, to ma to wpływ nawet na odciętą od świata górską mieścinę. Sankt Radegund dało się zastraszyć opowiastkami o imigrantach, którzy kradną pracę Austriakom. „Trzeba walczyć w imię dobra ojczyzny i iść na hitlerowski front”. Sprzeciwia się temu Franciszek Jägerstätter, który nie chce ślubować wierności Hitlerowi. Zostaje za to skazany na śmierć, przez ścięcie. Zanim jednak do tego dochodzi, od sprzeciwu tego próbują go odwieść wszyscy, nawet lokalny proboszcz.
Każdy dotychczasowy film Malicka miał w jakimś sensie wymiar religijny („Cienka, czerwona linia”, „Niebiańskie dni” czy „Drzewo życia”). Malick jest filozofem, dlatego refleksja nad konsekwencją wyboru dobra lub zła zawsze pojawia się w jego produkcjach. „Ukryte życie” nie jest więc opowieścią o dobrym chrześcijaninie i złych nazistach (co zresztą filmowy Jägerstätter przyznaje wprost w jednej ze scen). Parafrazując myśl Jerzego Lieberta „uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę” można powiedzieć, że jest to historia o ciągłym wybieraniu dobra, nawet jeśli wszyscy mówią ci, że tym „dobrem” jest coś innego.
>>> Kraina wielkiego nieba. O pewnym kryzysie
Trzecia kwestia, która w perspektywie ponadczasowości tego filmu (jak i żywej historii błogosławionego Franciszka) jest niezwykle istotna, to przedstawienie II wojny światowej w zupełnie nowej optyce. Jako Polacy przyzwyczailiśmy się do swojej roli ofiar tego dramatu. Ale ta tragedia rozgrywała się nie tylko na naszym terenie. Działa się wszędzie, nawet jeśli mniej krwawa, to bardziej perfidna, ponieważ była to walka o świadomość i sumienie.
Deszcz spada na złych i dobrych
„Trzeba wierzyć w triumf dobra” – powtarzała żona Jägerstättera, Franziska, w chwili, gdy wybór dobra okazywał się „bezskuteczny”. Jägerstätter był zupełnie sam w miasteczku, w którym każdy uważał służbę Hitlerowi za oczywistość. Aż ciśnie się na usta historia Abrahama, który negocjował z Panem Bogiem, chcąc ocalić Sodomę i Gomorę. Wydaje się, że Jägerstätter był jedynym sprawiedliwym w Sankt Radegund.
>>> Święty, który szukał prawdy mimo wszystko
Porównań do historii świętych jest w tej opowieści oczywiście więcej. Najbardziej uderzająca pod tym względem była dla mnie scena przed śmiercią głównego bohatera, gdy wymienia z innym więźniem osculum pacis, a więc pocałunek pokoju. Zwyczaj ten zapoczątkowali pierwsi prześladowani chrześcijanie, którzy szykowali się na śmierć męczeńska na rzymskich arenach. „Ukryte życie” przepełnione jest wieloma biblijnymi (a wręcz pasyjnymi) symbolami, na które warto zwrócić uwagę.
Metafizyka Pärta i kadry Malicka
Gdy podczas jednej z pierwszych scen pojawił się motyw muzyczny Arvo Pärta (Silentium) wiedziałam już, że czeka mnie prawdziwa uczta artystyczna (Arvo Pärt zawsze przyprawia mnie o gęsią skórkę!). Usłyszałam także symfonie żałobne Góreckiego czy nawet Kilara (Agnus Dei). Ale technicznie najwięcej film ten zyskał dzięki szerokokątnym, kolorowym i bliskim kadrom, jakimi Malick wprost uwielbia operować. W „Drzewie życia” te kadry pokochałam po raz pierwszy i w tym przypadku również mogłam się nimi zachwycać.
Warstwę dźwiękową przez cały film dopełniały również różnego rodzaju szepty, modlitwy „zza kadru” (znów tak charakterystyczne dla Malicka) czy zwykłe odgłosy natury, nadające oddechu całej, w gruncie rzeczy ciężkiej historii.
„Ukryte życie” zasługuje na naszą uwagę bardziej niż jakikolwiek inny współczesny film „religijny”. Dzieło to już zostało nagrodzone na 72. Festiwalu Filmowym w Cannes. Mam nadzieję, że jego „box office” przebije w Polsce wszystkie inne tego typu produkcje.
Zobacz pozostałe #RecenzjeZofii
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |