Fot. Emilia Bąk Wszystkie Strony Światła

Wciągająca historia, ważne pytania i religijny patos, czyli słów kilka o filmie „Wyszyński – zemsta cz …

Sam w sali kinowej obejrzałem w piątek film „Wyszyński – zemsta czy przebaczenie”. Od razu zadałem sobie pytanie, czy na kolejnych seansach frekwencja będzie jednak nieco wyższa. A do obejrzenia filmu zachęcają między innymi spoty reklamowe wyświetlane w warszawskim metrze.

Film Tadeusza Syki miał premierę w miniony piątek. Dla całości obrazu muszę dodać, że był to seans o bardzo wczesnej godzinie popołudniowej. W całym kinie było jeszcze mało ludzi, może późniejsze seanse przyciągnęły więcej niż jedną osobę. Ta sytuacja, już w czasie filmu, skłoniła mnie jednak do refleksji, czy film o historii porucznika Stefana Wyszyńskiego może przyciągnąć widzów, których interesuje zarówno historia samego prymasa, jak i szerzej – powstania warszawskiego i wojennych losów Polaków. O powstaniu niejeden film już opowiadał. Tu jednak na pierwszym planie jest historia człowieka, a nie całego okupowanego przez Niemców kraju. To historia dojrzałego, choć jeszcze młodego księdza, który w czasie II wojny światowej w podwarszawskich Laskach został kapelanem Zakładu dla Niewidomych. W czasie powstania warszawskiego pod pseudonimem „Radwan III” był kapelanem Armii Krajowej w grupie „Kampinos” i w szpitalu powstańczym (także w Laskach). To właśnie tam rozgrywa się akcja filmu.

>>> Joanna Kaźmierczyk: Społeczna Krucjata Miłości. Wyszyński przed nami [FELIETON]

fot. PAP/Piotr Wittman

Wracając do pytania, które chodziło mi po głowie od momentu wejścia do pustej, kinowej sali, pomyślałem, że w tym przypadku odpowiedź brzmi twierdząco. Tak. To historia człowieka, który wpada w wir wojny, zaprzyjaźnia się z matką Różą Czacką (gra ją Małgorzata Kożuchowska) i członkami grupy „Kampinos”. Chce być dla nich pomocą i oparciem, choć jednocześnie sam w wielu momentach czuje się słaby, wątpiący, przerażony. Chociażby wtedy, gdy jako jeden z grupy dwudziestu kilku mężczyzn uchodzi z życiem spod nazistowskiej egzekucji. Niemiecki żołnierz stwierdza, że „klecha” (Wyszyński) ma szczęście, „bo on sam jest wierzący”, dlatego go oszczędzi. Wyszyński błaga, by nie zabijać innych. Zwraca uwagę, że to cywile, że nie walczą w powstaniu. „Wierzącego” Niemca to jednak nie przekonuje. Wyszyński klęka wtedy przed ciałami pomordowanych i z ostatkiem sił prosi Boga, by dał mu siły, by był w stanie to przetrzymać. Ksawery Szlenkier (odtwórca głównej roli) w bardzo przejmujący i autentyczny sposób oddaje emocje księdza – porucznika. Jego twarz (oczy, mięśnie twarzy) mówią często więcej niż słowa.

Do tej pory skupiałem się na chorych i ociemniałych. Nowe obowiązki kapelana rodzą we mnie wiele pytań. Jak mam być żołnierzem? Księdzem w mundurze? Którego ze zrozumiałych względów nie mogę włożyć? (ks. porucznik Stefan Wyszyński)

Religijny patos

Na postawione przez siebie pytanie w innych momentach filmu musiałem jednak odpowiedzieć przecząco. To momenty, w których bohaterowie filmu przechodzili na tematy stricte religijne. Nie wiem dlaczego (nie czuję się specjalistą, by odpowiadać na to pytanie), ale mam wrażenie, że tematy religijne na ekranach polskich kin przeważnie trącą sztucznością i patosem. W rozmowach między ks. Wyszyńskim a matką Czacką bardzo często padają nabożne i skądinąd bardzo kulturalne „droga matko”, „księże…”. Twórcy filmu odpowiadają – za wiedzą sióstr z Lasek – że takie one właśnie były. Zauważyć też trzeba obecność na planie nieprofesjonalnych aktorów (np. ks. Dominika Chmielewskiego). Ich gra wygląda dość sztucznie i trąci produkcją niskobudżetową (a przecież po licznych sponsorach filmu można przypuszczać, że budżet mały nie był). Choć może taka ocena ich gry to tylko odczucie widzów, którzy tych aktorów znają z innych – niefilmowych – ról. Wracając do odpowiedzi na pytanie… Warstwa religijna (podrasowana patetyczną muzyką) może być dla widzów (szczególnie tych młodszych) niezbyt strawna.

>>> Ksawery Szlenkier: porucznik Wyszyński to człowiek poszukujący, zadający pytania

Ksawery Szlenkier i Małgorzata Kożuchowska, fot. Tadeusz Syka

Najważniejsze – pytać

Generalnie jednak, po kilku wątpliwościach i zastrzeżeniach (których nie muszą przecież podzielać inni odbiorcy filmu), stwierdzam z pełnym przekonaniem, że czas spędzony w kinie nie był czasem zmarnowanym. Wręcz przeciwnie. Historia porucznika i kapelana Wyszyńskiego nie była do tej pory szerzej znana. Czas tuż po jego beatyfikacji jest do tego dobrą okazją. Ksawery Szlenkier w bardzo konsekwentny i przekonujący sposób buduje postać Wyszyńskiego. Dialogi, które w swojej głowie toczy Wyszyński są przejmujące. Codziennie wieczorem w pamiętnikach i w modlitwie pyta samego siebie i Boga, czy dobrze wypełnia powierzoną mu misję. Codziennie zastanawia się, czy dobrze radził powstańcom, czy dobrze towarzyszy im w tym trudnym czasie. To ksiądz, który chce być podporą dla innych, sam jednak nie uważa się za ostateczną wyrocznię. Potrafi stawiać pytania, na które nie zna od razu odpowiedzi. Jednocześnie umie stawiać granice, gdy na coś się nie zgadza (np. gdy jeden z powstańców prosi go, by pobłogosławił broń). Sam jednak analizuje, czy i on jakichś granic nie przekracza. Czy kłamiąc, by ochronić życie innych wykazuje się sprytem czy jednak przebiegłością? Myślę, że największą siłą tego filmu są właśnie te pytania. Często bardzo uniwersalne; takie, które są aktualne nie tylko w czasie wojny. Film przypomniał mi, że warto je sobie stawiać. I nie zawsze od razu oczekiwać odpowiedzi. „Wyszyński. Zemsta czy przebaczenie” to obraz o formacji księdza w bardzo trudnych i niesprzyjających wojennych warunkach. Ale może to właśnie w takich chwilach formacja może przynieść najpiękniejsze owoce? Wszak Ignacy Chigier w książce „Świat w mroku. Pamiętnik ojca dziewczynki w zielonym sweterku” napisał: „Stal hartuje się w ogniu, a człowiek w walce z trudnościami”. Nie bez przyczyny pewnie film poświęcono obecnym i przyszłym kapłanom. Wielu duchowych przewodników powtarza przecież, że wiara to nie zestaw odpowiedzi na wszystkie pytania, i że ta prawdziwa wiara nie boi się stawiać pytań – a nawet wątpić.

>>> Ewa Czaczkowska: Prymas Wyszyński miał dobrą intuicję [ROZMOWA]

Fot. Flickr/EpiskopatNews

Film ma również dedykację generalną, której adresatem może być każdy z nas. To słowa „Będziesz miłował”, które trafiają do rąk ks. Wyszyńskiego na kartce, która do Lasek przyfrunęła wraz z dymem z płonącej Warszawy.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze