Zdjęcie poglądowe, EPA/STR

Żona greckokatolickiego księdza: w Ukrainie naprawdę pomaga nam wiara

„Dla mnie ważnym było powiedzieć papieżowi Franciszkowi, jak cierpią ludzie pod okupacją, jak cierpią w wyzwolonych miejscowościach, jak cierpią tam, gdzie wciąż trwają ostrzały” – mówi żona greckokatolickiego księdza.

Iryna Bilska, żona greckokatolickiego kapłana z Berysławia wraz dwiema córkami znalazła się w grupie Ukraińców, z którymi Ojciec Święty spotkał się podczas Światowych Dni Młodzieży w Lizbonie. Jak zaznacza, mówiła wtedy o bólu napadniętego narodu, ale też o pomocy, jakiej udziela Kościół. Grupa młodzieży i rodzin z różnych części Ukrainy, w dużej mierze z terenów przyfrontowych, wręczyła wówczas papieżowi m.in. pieczywo zwane korowajem oraz wodę z Zarwanicy.

>>> Sakrament małżeństwa pomaga mi w posłudze kapłańskiej [ROZMOWA]

„Bóg ratował go od śmierci”

W wywiadzie dla Radia Watykańskiego Iryna Bilska podkreśla wartościowy ludzki wymiar odbytego w Lizbonie spotkania.

„Bardzo cenne było to, że papież Franciszek podzielił się z nami tym posiłkiem, wziął udział w tym wszystkim: czyli wszyscy spróbowaliśmy tego korowaja i wypiliśmy tę wodę razem z nim. To było bardzo cenne dla każdego z nas. Ale najbardziej z tego wydarzenia zapadło mi w pamięć, poruszyło moje serce, to, że papież, choć podczas całego spotkania się jakoś trzymał, jednak, już wychodząc, ocierał łzy. To było dla nas bardzo cenne, bo chyba chcieliśmy takiego wsparcia, zrozumienia i je u niego znaleźliśmy. To spotkanie było takim promykiem nadziei dla wszystkich – wskazuje kobieta. – Każdy opowiadał swoje historie, a były one wyjątkowe i słuchając ich, nie mogliśmy powstrzymać łez. Papież Franciszek bardzo uważnie wysłuchał każdego oraz starał się każdego wesprzeć i pocieszyć, zapewniając też o swojej modlitwie. Również pod koniec spotkania wszyscy razem pomodliliśmy się o pokój w Ukrainie, Ojciec Święty pobłogosławił nas wszystkich, cały nasz bardzo cierpiący naród ukraiński, a także pobłogosławił flagi podpisane przez ukraińskich żołnierzy, którzy wyzwolili nasz Berysław spod okupacji. Z tymi flagami i z wiarą w sercu wracamy do Ukrainy”.

Parafia w Berysławiu organizuje w świątyni specjalną jadłodajnię, która dla wielu stanowi jedyne miejsce, gdzie mogą dostać coś do jedzenia w tym wojennym czasie. Ponadto mąż Iryny, ks. Oleksandr Bilskyj organizuje pomoc dla okolicznych mieszkańców. To najczęściej wyzwolone tereny obwodu chersońskiego. 4 km od Berysławia, po drugiej stronie Dniepru, stacjonują wojska rosyjskie, a droga kapłana często wiedzie np. wzdłuż rzeki. Kobieta przyznaje, że niełatwo przeżywa taką sytuację.

„Naprawdę bardzo trudno jest mi puszczać tam męża, więc skłamałabym, gdybym powiedziała, że pozwalam mu jechać spokojnie, z lekkim sercem. To nie tak. Ale na pewno pomaga mi moja wiara. Ponieważ wiem, ile razy znalazł się w wielkim niebezpieczeństwie i to Bóg go uratował. Ratował go wprost od śmierci. To były takie pozornie zwyczajne rzeczy. Na przykład, raz jechał pobłogosławić wojsko i zapomniał kropidła, zostawił je w kościele. Musiało minąć około 30 sekund, zanim pobiegł i wrócił, a w międzyczasie pocisk spadł 100 metrów od miejsca, gdzie wcześniej stał. I to, że zapomniał kropidła, uratowało mu życie. Takich historii mieliśmy bez liku i za każdym razem widzę w naszym życiu Bożą obecność oraz wsparcie. Dlatego jestem pewna, że Bóg go chroni i że wróci żywy, a nasze miasto Berysław wkrótce będzie miało lepsze życie, wszystkie miejscowości zostaną wyzwolone i pokój w końcu zapanuje w całej naszej Ukrainie” – podkreśla Bilska.

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze