fot. EPA/DUMITRU DORU

Zostawić swój dom. Doświadczenie graniczne

Dramatyczne wieści z Ukrainy dochodzą do nas już od trzech tygodni. Przy natężeniu trudnych informacji na jeden temat zasada jest taka, że po pewnym czasie człowiek się do nich przyzwyczaja. Jakkolwiek okrutnie to zabrzmi, to dla naszego zdrowia. Mózg po prostu adaptuje się do sytuacji.

Nie można bowiem długo funkcjonować – bez uszczerbku na zdrowiu – z wysokim stężeniem kortyzolu i adrenaliny w organizmie. Nie musi to jednak oznaczać naszej obojętności wobec dramatu Ukraińców. Wręcz przeciwnie. Pozwala dostrzec to, co istotne, to co wymaga naszego zastanowienia, zatrzymania się i działania.

Ewakuowana mieszkanka Mariupola, fot. EPA/ARKADY BUDNITSKY

Dziennikarska misja

By zrozumieć sytuację, niezawodni są w tym oczywiście dziennikarze. To oni – ryzykując nie tylko zdrowie, ale i życie – przekazują światu fakty na temat tej okrutnej wojny. Dziennikarze, reporterzy, operatorzy, fotoreporterzy jadą z misją dokumentowania okrucieństw i bestialstwa. Niestety są już wśród nich pierwsze ofiary. W niedzielę zginął amerykański dziennikarz i filmowiec Brent Renaud. Został zabity w Irpieniu w obwodzie kijowskim. „Był profesjonalistą, był dziennikarzem, był przyjacielem” – tak z kolei amerykańska telewizja Fox News wspomina następną ofiarę Rosjan. To Pierre Zakrzewski, operator kamery, który został zabity podczas filmowania działań wojennych w pobliżu Kijowa. Miał 55 lat. Zakrzewski towarzyszył dziennikarzowi Benjaminowi Hallowi, który został ranny, gdy ich pojazd stał się celem ostrzału we wsi Horenka pod Kijowem. W przypadku Benjamina Halla niezbędna była amputacja nogi. W samochodzie była także ukraińska dziennikarka Ołeksandra Kuwszynowa – ona również straciła życie.

Ucieczka z Irpienia

W Ukrainie pracują też polscy dziennikarze, jednymi z najdłużej relacjonujących wojenne wydarzenia byli Mateusz Chłystun z Radia RMF oraz Wojciech Bojanowski z TVN. Z telewizji TVN w Ukrainie był też Michał Przedlacki. Dla programu „Superwizjer” przygotował przejmujący reportaż „Ucieczka z Irpienia”. To podkijowskie miasto, do którego zresztą dziennikarze (z powodów bezpieczeństwa) nie mają już wstępu. Ukraińcy wysadzili most na drodze prowadzącej z tego miasta do stolicy Ukrainy. Po to, by rosyjskim wojskom utrudnić drogę w kierunku Kijowa. Później – gdy Rosjanie z coraz większą brutalnością zaczęli atakować cywilne obiekty w Irpieniu – przez zdewastowany most ewakuowali się mieszkańcy tego miasta. Zdjęcia z tego miejsca są niezwykle przejmujące. Matki z dziećmi, starsi ludzie z niepełnosprawnościami przy pomocy żołnierzy i innych służb starali się dostać do autobusów. Te wiozły ich dalej, najczęściej do Kijowa albo na Zachód.

https://twitter.com/SUPERWIZJER_TVN/status/1503838884295282697?s=20&t=JHO7TzcEHmVRsaU1Lfim4Q

Decyzja o wyjeździe

Dziennikarz TVN też tam był, ale wybrał odwrotny kierunek. Michał Przedlacki przedostał się do Irpienia, w momencie gdy był już kontrolowany przez Rosjan. Rozmawiał z mieszkańcami, którzy widzieli momenty ataku oraz z takimi, którzy po wielu dniach spędzonych w schronach postanowili uciec. Spotkał też młodego (24-letniego) mężczyznę, który nie był z Irpienia, ale postanowił przyjechać i swoim busikiem przewozić ludzi w bezpieczniejsze miejsca. Kamera bardzo dobrze zarejestrowała emocje ludzi. Niektórzy byli skoncentrowani na ucieczce, ale gdy już wsiedli do autobusu często emocje brały górę. Mimo, że wojenne, ukraińskie doniesienia towarzyszą nam od ponad 20 dni, to dopiero te obrazy z Irpienia uświadomiły mi, jak naprawdę wygląda sytuacja uchodźców. Choć to oczywiście jedynie zbliżenie się do ich emocji i przeżyć.

Ewakuacja z terenu zagrożonego bombardowaniem, fot. EPA/ARKADY BUDNITSKY

Granica ludzkiej wytrzymałości

Oglądając reportaż zbliżyłem się do zrozumienia, co to znaczy zostawić swój dom. To znaczy zostawić większość swoich rzeczy, swój mały świat na pastwę agresora. To znaczy wziąć jedną torbę wyłącznie z najpotrzebniejszymi rzeczami. To znaczy wziąć za rękę kogoś bliskiego a z drugim się pożegnać, bo zostaje. To znaczy zostawić znajomych, szkołę, studia, pracę, ulubione miejsca. I wyruszyć setki kilometrów dalej, do innego kraju. To jest chyba swego rodzaju śmierć, śmierć a życia. Śmierć siebie samego, którą można przeżywać i jednocześnie nie umierać do końca. To na pewno coś niesamowitego, niesamowicie głębokie doświadczenie. My – Polacy – możemy się tylko im przypatrywać. A i tak tego do końca nie zrozumiemy. Oni – a jest ich w Polsce już prawie 2 miliony – to zrobili. Umierali, przeżyli, wyruszyli, przyjechali. Doświadczenie graniczne. I nie chodzi o granicę państw, które przekroczyli, ale o granicę ludzkiej wytrzymałości.

>>> Polski ksiądz z Charkowa: do końca życia będę pamiętał każdy dzień wojny

fot. EPA/STEPHANIE LECOCQ

Życie – bezcenne

Oczywiście najważniejsze jest życie (swoje i najbliższych), dlatego wyruszenie w drogę jest wyborem koniecznym. Dom to w końcu „jedynie” pomieszczenie, cenniejsze jest życie. Mimo wszystko jednak to doświadczenie niezwykle dojmujące i mające długotrwałe skutki. Najdobitniej widać to po starszych Ukrainkach, które wystąpiły w reportażu „Superwizjera”. „Mam 70 lat, nie sądziłam, że dożyję takiej chwili” – mówiła jedna. A druga w ogóle nie rozumiała, co się dzieje. Jak tłumaczyła jej córka, jest po udarze. Dezorientacja dotyka zresztą nie tylko seniorów. W oczach dzieci malowały się podobne uczucia. One z kolei ledwo co zaczynają życie a już doświadczają tak trudnych emocji jak ucieczka z własnego domu, z miejsca, które było dla nich synonimem bezpieczeństwa. Teraz wszystko runęło w gruzach, nawet jeśli mieszkanie jeszcze uniknęło fizycznego zniszczenia.

>>> W tym miejscu zaczyna się „polskie” życie uchodźców z Ukrainy 

fot. EPA/DUMITRU DORU

Piekło na ziemi

Do takich chwil odpowiednie jest określenie „to istne piekło na ziemi”. Przypomniały mi się słowa Fisz Emade Tworzywo z utworu „Kurz”: „Popatrz posłuchaj. Oni nie są równi”. I choć utwór został stworzony w innym społecznym kontekście, to dziś równie dobrze określa sytuację Ukraińców, których Putin i jego reżim odziera z godności. Sprawia, że muszą w płaczu i w wielkim stresie uciekać ze swoich domów. Nikt na to nie zasługuje. Dalej Fisz mówi: „To otchłań. To czysty gruz. I piekło. Popatrz. Posłuchaj”.

Uchodźcy na szczęście trafiają do nowej rzeczywistości, do nieco lepszego świata. Docierają do krajów, które przyjmują ich a ich obywatele starają się zaoferować im jak najlepszą opiekę. To przede wszystkim Polska, Rumunia, Mołdawia, Węgry, Czechy i Niemcy. Jednak to dobre, sąsiedzkie przyjęcie nie zmyje traumy ucieczki z domu, z ojczyzny. Może je jedynie załagodzić i sprawić, że Ukraińcy zaczną budować swoje życie od nowa.

>>> Marcin Wrzos OMI: piękni ludzie [FELIETON]

Ukraińska uchodźczyni na granicy z Rumunią, fot. EPA/AMEL PAIN

Pomoc psychologa

W kontekście wojny w Ukrainie mówimy o kryzysie migracyjnym i katastrofie humanitarnej. W tych pojęciach swoje miejsce i znaczenie ma też kryzys i katastrofa psychiczna, mentalna, która w dużej mierze dotyka albo dotknie Ukraińców. Dobrze, że coraz więcej organizacji pozarządowych i samorządów, które przyjmują uchodźców oferuje też pomoc psychologa. Przy doświadczeniach granicznych to powinien być standard.

>>> Warszawskie parafie pomagają uchodźcom, którzy na dworcach czekają na dalszą podróż

Ewakuowani mieszkańcy dbają też o swoje zwierzaki, nie zostawiają ich bez opieki, fot. EPA/ARKADY BUDNITSKY

O uchodźcach do tej pory mówiliśmy głównie w kontekście ruchów migracyjnych z Bliskiego Wschodu, północnej Afryki. Do czasu kryzysu migracyjnego na granicy z Białorusią i wojny w Ukrainie był to temat daleki. Dziś to się diametralnie zmieniło. Największa fala migracyjna w Europie od czasów II wojny światowej zaczęła się u naszych sąsiadów, tuż obok nas. Ta sytuacja pokazuje, że uchodźcą może zostać każdy człowiek. Polaków i Polki od tego scenariusza chroni (i miejmy nadzieję, że nadal będzie chronić) artykuł 5. Sojuszu NATO (który mówi o obronie każdego państwa członkowskiego). Nasze członkostwo w Pakcie Północnoatlantyckim jest jednak wynikiem pozytywnego splotu geopolitycznych zależności. Gdyby historia potoczyła się inaczej, moglibyśmy być dziś w podobnej sytuacji do naszych sąsiadów.

>>> Od środy PESEL dla Ukraińców

Jaka będzie przyszłość? Miejmy nadzieję, że bez takich doświadczeń. Miejmy też nadzieję, że większość naszych gości z Ukrainy już niedługo będzie mogło wrócić do swoich domów. Odbudować to, co zniszczone, spotkać się przy stole ze wszystkimi domownikami. A o tym, w przejmujący sposób, opowiada pieśń Sanah i Igora Herbuta:

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze