Aleksandra Oto: świat byłby lepszy, gdyby ludzie uśmiechali się do siebie na ulicy [ROZMOWA]
Aleksandra Oto pochodzi z Krzyża Wielkopolskiego, w październiku zacznie studiować medycynę na trzecim roku. I chociaż nauki ścisłe są jej bliskie od dawna, bo już po ukończeniu gimnazjum jako najmłodsza osoba w Polsce uczestniczyła w stażu organizowanym przez Fundację Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi w Zabrzu, to pisze również prace historyczne, a także jest bohaterką książki Justyny Sucheckiej-Jadczak pt. „Young power”. Tym samym udowadnia, że młodzi nie tylko mają moc, lecz także wielkie ambicje, tylko czasami brakuje im wsparcia i upewnienia się w swoich działaniach.
Karolina Binek (misyjne.pl): Zdarza Ci się słyszeć, że młodzi to tylko siedzą w tych smartfonach i nic z nich nie będzie?
Aleksandra Oto: Oczywiście, że zdarza mi się słyszeć takie słowa. Szczególnie kiedy poruszam się po dużym mieście, bo na co dzień mieszkam w Łodzi. Bardzo często jest tak, zresztą sama jestem świadkiem tych sytuacji, a nawet przykładem na to, że w środkach komunikacji czy na przejściach dla pieszych jednak te głowy są często zatopione w telefonach. Ale wcale nie oznacza to że z tych ludzi nic nie będzie! Jestem bohaterką książki Justyny Sucheckiej-Jadczak pt. „Young power – 30 historii o tym, jak młodzi zmieniają świat”. Ta pozycja powstała, aby pokazać osobom, które tak się wypowiadają, że w Polsce jest młodzież, która ma trochę inaczej ustalone priorytety, która chce działać i pomagać innym. Sama swoją postawą staram się odczarować takie myślenie i udowadniać, że wielu młodych ma ambicje i pragnie od życia czegoś więcej.
W takim razie, Twoim zdaniem, jak możemy zmienić takie myślenie? Potrzebujemy więcej tego typu książek i mówienia o ambitnych młodych ludziach w mediach?
– Książki są fantastycznym pomysłem, aby dotrzeć do młodego pokolenia, aby pokazać im, że można fajnie się rozwijać i robić coś dla innych, szczególnie gdy mamy taką wewnętrzną potrzebę i sprawia nam to frajdę. Bo nie robi się tego dla nagród czy dla usłyszenia dobrego słowa. To musi być dla nas. Przede wszystkim trzeba więc udowadniać swoją postawą, że jest inaczej. Bardzo dobrze, że powstają tego typu książki jak „Young power” czy „Młodzież jakiej nie znacie. Wzory osobowe godne naśladowania”, której też jestem bohaterką, chociaż w nich są tylko małe urywki z naszego życia. Mimo to osobie narzekającej na młodzież chciałabym przedstawić wszystkich bohaterów takich publikacji i pokazać, że chcą zmieniać świat. Nie można wszystkich wrzucać do jednego worka, bo są osoby, które wyróżniają się na tle innych. A to, że my nie słyszymy o takich osobach, nie oznacza, że ich nie ma. Nie muszą się przecież pokazywać w mediach. Czasami właściwie wystarczy się rozejrzeć i poszukać ich wokół nas.
>>> Dlaczego ciekawi nas film, w którym właściwie nic się nie dzieje?
Sama jesteś taką osobą, która już odniosła i wciąż odnosi liczne sukcesy zarówno na polu nauk humanistycznych, jak i medycznych. Skąd u Ciebie tak wiele zainteresowań? Nie jest trudno je pogodzić?
– Miałam okazję prowadzić spotkania z młodzieżą w szkole i opowiadać im o sobie. Rozpoczynałam je zawsze prezentacją podczas której przywoływałam jedną historię i właściwie może być ona odpowiedzią na to pytanie. A więc: pewna trzyletnia dziewczynka pojechała z tatą na wycieczkę rowerową wzdłuż jeziora w małej miejscowości. Przez całą drogę coś opowiadała, wręcz nie zamykała jej się buzia. I w pewnym momencie padło takie pytanie: Tato, a jaka jest procentowa przeżywalność kijanek wśród żab? Tata był tak zdziwiony tym pytaniem, że aż zsiadł z roweru i spojrzał się na dziecko zastanawiając się skąd ono wie, czym są kijanki, czym żaba, a czym procenty. Być może gdzieś coś usłyszało wcześniej na ten temat i tylko powtórzyło. Ale nie zmienia to faktu, że ta historia jest w mojej rodzinie wspominana do dziś, bo tą dziewczynką byłam ja. Nieco później za to, kiedy miałam pięć lat, nauczyłam się wierszyka o żabie, która jest lekarzem. Wtedy dowiedziałam się również, że jest organizowany konkurs recytatorski, na którym postanowiłam wystąpić właśnie z tym utworem, a dzisiaj można powiedzieć, że sama jestem taką „żabcią” studiującą kierunek lekarski.
Takie zainteresowania miałam już więc jako młoda osoba. Później zaczęłam brać udział w wielu innych konkursach niezależnie od tego czy dotyczyły nauk humanistycznych, czy też ścisłych. Działałam także w wolontariatach, bo dzięki temu mogłam się rozwijać. Chociażby w liceum chodziłam do poznańskich szpitali, gdzie czytałam dzieciom bajki i bawiłam się z nimi. Oprócz tego występowałam z pracami medycznymi na konferencjach naukowych. A teraz działam w łódzkim oddziale Międzynarodowego Stowarzyszenia Studentów Medycyny, gdzie zajmowałam się Wampiriadą i rozpowszechniałam wiedzę o krwiodawstwie. Takie działania dodają mi sił i pojawia się we mnie radość, gdy mogę dzielić się sobą z innymi, a kiedy robię tak wiele rzeczy na raz, to tylko się bardziej „nakręcam” na kolejne. Ciągle szukam wrażeń, bo jestem człowiekiem, który lubi, gdy się dużo dzieje, a monotonia go zabija. Muszę więc nieustannie działać. Może to jest śmieszne, ale taka po prostu jestem.
>>> Największą motywację do pomagania daje mi modlitwa [PODKAST]
Pozostając jednak w obszarze nauk medycznych – już po zakończeniu gimnazjum miałaś okazję wziąć udział w ciekawym stażu…
– Zwróciłam się z prośbą o staż do Fundacji Rozwoju Kardiochirurgii im. prof. Zbigniewa Religi w Zabrzu. W związku z moimi osiągnięciami okazało się, że rozpoczynając staż zaraz po gimnazjum w 2017 roku, byłam najmłodszą stażystką. Może oczywiście teraz to się zmieniło, ale wtedy byłam najmłodsza. Pracowałam w laboratorium przy tworzeniu biologicznych zastawek serca i pozawałowych łat na serce. Udało mi się także dostać na jeden dzień do Śląskiego Centrum Chorób Serca na oddział kardiochirurgii dziecięcej. Mogłam być obecna jako obserwator przy operacjach kardiochirurgicznych u dzieci. Jeden chłopiec miał 2 miesiące. To niezapomniany widok patrzeć na niego i na tak wiele osób, które uczestniczą w przeprowadzeniu operacji. A drugi chłopak, który był operowany, to mój rówieśnik, co zrobiło na mnie jeszcze większe wrażenie. Zawsze gdy widzę swojego rówieśnika w szpitalu, to myślę, że mogłabym być na jego miejscu. Dlatego przeżywam takie spotkania dużo bardziej. Ponadto uczyłam się też pracy laboratoryjnej, mieliśmy parę wyjazdów do rzeźni, gdzie trzeba było odcinać świńskie serca. Widziałam też jak wstawiane im były sztuczne zastawki, aby sprawdzić jak reagują. W ramach Dni Przedsiębiorczości dwukrotnie byłam też w szpitalach w Poznaniu. Raz na kardiologii, a później na oddziale ginekologiczno-położniczym i miałam okazję obserwować poród. W okresie licealnym i na początku studiów (oprócz letnich praktyk) jest bardzo mało okazji, aby poznać tajniki pracy szpitala, dlatego każda możliwość, gdy jest się szczerze zafascynowanym medycyną sprawia, że chce się z niej korzystać.
Dwukrotnie byłaś finalistką Nagrody Frankiewicza, w związku z czym powstały o Tobie dwa filmy, które można obejrzeć w internecie. Opowiadasz w nich o tym, że dużo działasz na rzecz lokalnej społeczności…
– Tak, napisałam kilka prac historycznych o mojej małej ojczyźnie, które były nagradzane na wielu konkursach. Pochodzę z Krzyża Wielkopolskiego. To miejscowość położna w połowie drogi między Poznaniem a Szczecinem, przez którą przebiega ważny węzeł komunikacyjny. Tematy, którym poświęciłam swoje prace to m.in. sybiracy czy też olimpijczycy z naszego regionu, których droga do wyjazdu na igrzyska wcale nie była taka łatwa. Jeden lekkoatleta w ramach treningów biegał codziennie do pracy 20 kilometrów. Pisałam również o włoskich generałach, którzy zostali zamordowani niedaleko mojej miejscowości. Udało mi się wówczas nawiązać kontakt z Włoszką, która była córką jednego z generałów. Bardzo zapadł mi też w pamięć moment, w którym jeden z bohaterów moich tekstów otrzymał ode mnie swoją biografię na wydruku i był niesamowicie poruszony tym, że ktoś pod koniec jego życia chce dowiedzieć się o nim tak wiele. Takie spotkania uczyły mnie człowieczeństwa i sympatii. Dzięki nim mogłam pokazywać jak wiele działo i wciąż dzieje się na naszych terenach. Często bowiem nie jesteśmy świadomi, że żyjemy wśród osób, których historie są warte utrwalenia. W obecnych czasach jest to szczególnie ważne i potrzebne.
Mając już tyle sukcesów na koncie Twoje życie po wydaniu „Young power” bardzo się zmieniło czy aż tak tego nie odczułaś?
– „Young power” zostało wydane w okolicach mojego egzaminu maturalnego, który pisałam w 2020 roku. Po wydaniu tej książki zrobiło się o tyle ciekawie, że Justyna Suchecka-Jadczak dostawała zaproszenia na różne spotkania autorskie, tylko że w tamtym czasie miały one głównie formę online. Dlatego też bardzo często zapraszała na nie wybranych bohaterów. Ja też w kilku uczestniczyłam i opowiadałam o swoim życiu. To było dla mnie niesamowite przeżycie. Cieszyłam się, gdy dostawałam propozycje i zaproszenia z różnych szkół, abym pojawiła się na lekcjach wychowawczych i opowiedziała o sobie. Do tej pory mam kontakt z nauczycielkami, które mnie zapraszały. Często piszę również z uczniami, którzy przez to że mogą zwracać się do mnie po imieniu, nie traktują mnie jak panią profesor, ale jak rówieśniczkę i koleżankę, która była w tym samym momencie życia, co oni i może ich zainspirować do dalszego rozwoju. Ponadto stałam się inaczej postrzegana w mojej miejscowości, kiedy mieszkańcy dowiedzieli się, że książkę, której jestem bohaterką można znaleźć w księgarniach. To też był dla mnie wzmacniający moment.
Miałam też dwukrotnie okazję udzielić wywiadu dla TVN24, co stanowi dla mnie bardzo miłe wspomnienie. Stałam się dzięki temu oraz dzięki książce bardziej „medialna”. Kiedyś marzyłam o dziennikarstwie, ale ostatecznie wybrałam studiowanie medycyny.
Zdarzało się, że uczniowie, których spotykałaś na spotkaniach oraz w szkołach, pisali później do Ciebie wiadomości z podziękowaniem za podzielenie się swoją historią?
– Tak, bardzo często. Zauważyłam, że cenili sobie to, że nie przyszła do nich kolejna nauczycielka tylko rówieśniczka, z którą mogą być na „ty”. Podczas tych spotkań młodzież miała zawsze oczy wpatrzone we mnie i szeroko otwarte, co pokazywało mi, że rzeczywiście ci młodzi ludzie chcą od życia czegoś więcej, a nie że są „tacy czy owacy” jak mówiłyśmy na początku. Istnieją oczywiście takie jednostki, ale nie wszyscy się tak zachowują. Niestety też wiele dzieci nie wie jak się rozwijać, nie ma w sobie tak wiele odwagi i samozaparcia oraz osób, które mogłyby je pokierować. Myślę, że w tym może tkwić problem, bo mówi się, że można osiągnąć wiele, ale nie do końca pokazuje się, jak można to zrobić. Pokazują to właśnie liczne wiadomości, które otrzymałam od uczniów. Oczywiście wśród nich było wiele miłych komentarzy, za które jestem bardzo wdzięczna i które dały mi motywację do dalszego działania. Ale wielu z nich opisywało mi również swoje historie, a nawet problemy zdrowotne. Zastanawiali się na przykład do jakiego liceum pójść – czy lepiej do mniejszej czy do większej miejscowości, gdzie będą musieli dojeżdżać albo też jaki kierunek najlepiej wybrać. Zdarzało się, że dopiero po rozmowie ze mną ci młodzi ludzie uświadamiali sobie, że na przykład ukończenie profilu matematyczno-fizycznego nie musi wiązać się z podjęciem studiów tylko w tym zakresie. Przede wszystkim więc starałam się być dla tej młodzieży. Bo zauważyłam, że zarówno im, jak i nam – młodym dorosłym, w dzisiejszych czasach często brakuje wsparcia ze strony bliskich – rodziców, rodzeństwa czy przyjaciół. Niestety niezależnie od miejsca, w którym jesteśmy, spotykamy ludzi, którzy nas wspierają, ale jeszcze więcej znajdzie się osób, które z zazdrości życzą nam źle. Sama mogę powiedzieć, że dopiero teraz, od drugiego roku studiów mam przyjaciół, na których mogę bardzo polegać.
Dla młodzieży istotne jest także takie upewnianie się w swoich działaniach. Tylko kto ma im o tym powiedzieć? Nauczyciele niestety często nie rozumieją pasji młodych osób, szczególnie jeśli nie są to pasje naukowe. Dlatego pamiętajmy, że zawsze warto komuś szczerze pogratulować sukcesu, bo takie uznanie z zewnątrz może naprawdę wiele zdziałać.
Sama kiedyś byłam w tym momencie życia. Mogę się więc domyślać jak wiele dla tych młodych ludzi znaczyły i wciąż znaczą rozmowy z Tobą.
– Mam nadzieję, że tak. Niedawno dostałam wiadomość od dziewczyny, która bardzo chciała pójść na kierunek lekarski i zastanawiała się, czy poprawiać maturę. Rozważałyśmy więc jej przypadek, zastanawiałyśmy się razem jaką decyzję może podjąć. Ostatecznie dostała się na wymarzone studia do Szczecina, za co później mi podziękowała. Pamiętam, że powiedziałam jej wtedy, że przecież prawie nic dla niej nie zrobiłam, na co ona odparła, że rozmawiałyśmy przez dwie godziny, co bardzo jej pomogło. Ta sytuacja pokazuje jak wiele może dać skupienie uwagi na drugiej osobie i sama rozmowa. Staram się więc wszystkim dać wsparcie i dobre słowo, bo może się okazać, że dana osoba może usłyszeć je tylko ode mnie.
Mówiłaś, że młodzi opisują Ci swoje problemy zdrowotne. Wśród tych wiadomości pojawiają się także prośby o porady lekarskie?
– Tak, pojawiają się. Po pierwszym roku studiów niestety niewiele mogłam pomóc, teraz już trochę więcej, chociaż często jest to też tylko taka kropla w morzu potrzeb. Ale na tyle, na ile tylko jestem w stanie, to na przykład szukam leków, które są dostępne w aptekach albo też lekarzy z danej dziedziny. Pomagam, bo wiem, jak to wygląda ze strony pacjenta i personelu medycznego. Wiem, że ten system ochrony zdrowia jest bardzo nieszczelny, jest w nim masa biurokracji i pacjent się gubi, czemu zupełnie się nie dziwię. Jednak swoją postawą mogę pokazać, że mam czas i siłę, by pomóc. W przyszłości chciałabym być lekarzem, który przede wszystkim będzie w każdym pacjencie widział indywidualnego człowieka. Na tę chwilę może jestem tak wrażliwa, bo wiele nie doświadczyłam, ale mam nadzieję, że to się nie zmieni. Nigdy nie wiemy przecież jaką dana osoba ma sytuację życiową. Po to jesteśmy ludźmi, żeby się wspierać. Warto zastanowić się, co by było, gdybym to ja była na miejscu tego pacjenta, czy nie byłoby mi miło, gdyby ktoś pomógł mi w takiej samej sytuacji. Myśląc szerzej – czasami tym, którzy potrzebują naszego wsparcia wystarczy danie numeru i powiedzenie, że w razie czego – jestem. Kiedyś usłyszałam taki piękny cytat, że nikt z nas nie jest tak ważny, aby przestać być uprzejmym dla innych.
>>> Boskie Kreski: kobiety są niesamowite i mają wielką siłę [ROZMOWA]
Żałuję, że nasza rozmowa zostanie opublikowana tylko w formie pisanej, bo opowiadasz o wszystkim z wielką pasją i jesteś osobą, której aż chce się słuchać. Skąd w Tobie tak wiele uśmiechu i takie pozytywne nastawienie do życia?
– Chyba życie mnie tego nauczyło i dalej uczy, dzięki czemu nie stoję w miejscu. Poza tym – dlaczego mamy się smucić? Jestem zdrowa, mogę pomagać innym, mogę wprowadzać dobrą atmosferę. Koleżanki mówią mi czasem, że jestem ich „promyczkiem” i zupełnie nie mam nic przeciwko, by mnie tak nazywały. Bo jeśli mogę, jeśli sama nie jestem przytłoczona wieloma sytuacjami, to dlaczego mam tego nie robić? Dlaczego ten świat ma być obojętny na drugiego człowieka? Dlaczego nie sprawiać innym uśmiechu na twarzy? Oczywiście nie każdy musi się ze mną zgadzać i pewnie nie każdy będzie. Ale przecież w życiu jeszcze znajdą się sytuacje problemowe. Jednak póki czuję, że mogę działać, to dlaczego w tym momencie się smucić i dołować? Przez wiele problemów można przejść. Dlatego mam nadzieję, że ktoś się chociaż uśmiechnie czytając ten artykuł. Dużej części społeczeństwa brakuje uśmiechu, optymizmu w sercu i spojrzenia na drugiego z radością. Tego możemy sobie wszyscy nawzajem życzyć. O ile świat byłby lepszy gdyby ludzie mijający się na ulicy uśmiechaliby się do siebie? Nie bylibyśmy wtedy dla siebie obojętni. Czy to tak wiele?
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |