Czy właśnie „tacy jesteśmy”? [RECENZJA]
Zastanawiałem się, jaki serial warto polecić na długie, jesienne wieczory. I olśniło mnie – to dobry czas na to, by polecić „This is us” (polska nazwa „Tacy jesteśmy”). Nie dlatego, że to obraz smutny czy przygnębiający (jest wręcz odwrotnie) – ale dlatego, że przypomina nam o tym, jak ważna jest rodzina.
>>> Śmierć, która zwiastuje sen [RECENZJA]
W „This is us” jest to konkretnie rodzina Pearsonów. To serial, który zaskakuje już od samego początku, kiedy to dowiadujemy się, że każdego dnia na całym świecie 18 mln ludzi obchodzi urodziny. To punkt wyjścia – ale do czego? W pierwszym odcinku śledzimy losy czterech bohaterów, którzy mają tego samego dnia urodziny – Jacka (poznajemy też jego żonę Rebeccę), Kate, Randalla i Kevina. Wszyscy obchodzą 36. urodziny.
Pierwszy z wielu istotnych twistów (one budują ten serial i są naprawdę przemyślane) w tym serialu ma miejsce na końcu pilotażowego odcinka (od razu uprzedzam – teraz będzie spoiler). Odkrywamy wtedy, że ci bohaterowie są rodziną – rodziną Pearsonów. A my śledziliśmy przez cały odcinek nie tylko wydarzenia w teraźniejszości (urodziny Kate, Randalla i Kevina), ale też w 1980 r. Rodzice – Jack i Rebecca oraz ich „wielka trójka” to właśnie główni bohaterowie „This is us”. Rodzina niezwykła. W pilocie obserwujemy rodzącą Rebeccę, która spodziewa się trojaczków. Niestety, tylko Kate i Kevin rodzą się żywi, trzecie dziecko umiera. Skąd zatem wielka trójka? Tego samego dnia na świat przyszedł też Randall, który został podrzucony do szpitala. Jack i Rebecca decydują się zaadoptować tego chłopca.
Zwykła niezwykła rodzina
Sześć sezonów to już naprawdę saga – a widzowie wciąż chętnie śledzą losy Pearsonów. Może dlatego, że to tak bardzo zwykła, choć niezwykła, rodzina? Niezwykłość tkwi już w decyzji Jacka i Rebecci z 1980 r. Adopcja Randalla. Białe małżeństwo, któremu właśnie urodziła się dwójka dzieci, zaadoptowało bowiem czarnoskórego chłopczyka. Dlatego wątek rasowy ma ogromne znaczenie dla tego serialu. Rasizm wciąż jest bowiem sporym problemem, z którym zmaga się zresztą nie tylko Ameryka. Ale rodzina Pearsonów musiała zmierzyć się, i mierzy się wciąż, także z wieloma innymi problemami. Uzależnienia, zespół stresu pourazowego, bezdomność, nastoletnie rodzicielstwo, choroby, przemoc, depresja, kryzys małżeński, śmierć… W ostatnim czasie do tej listy można dodać też m.in. zaburzenie funkcji poznawczych (prawdopodobnie Alzheimer). Można pomyśleć, że to bardzo depresyjny serial, skoro zawiera w sobie wszystkie nieszczęścia świata. A jest dokładnie odwrotnie – jak rzadko kiedy, „This is us” pokazuje nam, że zawsze jest nadzieja. I że oparta jest na rodzinie i na wzajemnych relacjach. Pięknie widać to, gdy w jednym z sezonów małżeństwo Randalla i Beth przechodzi kryzys. Wszystko zmierza w złym kierunku. A jednak… zrozumienie drugiego człowieka potrafi zdziałać cuda.
Wczoraj, dziś i jutro
„This is us” bawi się z nami czasem. Każdy odcinek to nie tylko wydarzenia rozgrywające się „dzisiaj”, ale też te z „wczoraj”. Retrospekcje sięgają nie tylko dzieciństwa i młodości „wielkiej trójki” (tu jest kilka płaszczyzn czasowych), ale nawet młodości Jacka i Rebecci i wojny w Wietnamie (która miała ogromny wpływ na niektórych bohaterów). Linearnie (przynajmniej najczęściej) śledzimy więc tylko to, co dzieje się dzisiaj. Pozostałe przestrzenie czasowe odwiedzamy w różnych konfiguracjach i powoli uzupełniamy luki w historii Pearsonów – a to bardzo ciekawa zabawa intelektualna. To dzięki retrospekcjom odkrywamy m.in. historię Jacka. Już od początku serialu dziwi bowiem jego brak we współczesności. Co się stało z ojcem rodziny? Takich pytań będziemy sobie stawiać więcej. Pytań o przeszłość, teraźniejszość i o… przyszłość. Bo w pewnym momencie poza retrospekcjami zaczniemy dostawać też futurospekcje. A wraz z nimi rodzi się masa pytań. Co ważne, istotna dla fabuły serialu jest także pandemia koronawirusa – twórcy postanowili nie omijać tego wątku, udało im się go świetnie zazębić z rodziną Pearsonów.
Wzloty i upadki
To fakt, rodzinę Pearsonów spotkało wiele złych rzeczy. Ale czy życie jakiejkolwiek rodziny pozbawione jest nieszczęść i zła? Śmiem wątpić. Życie każdego człowieka przypomina rollercoaster – wszystko się układa, potem nagle rozlatuje się jak domek z kart, by za chwilę poukładać się na nowo. Stąd tytuł serialu – „Tacy jesteśmy” – bo takie jest właśnie nasze życie. Niepozbawione smutku, dramatów i łez – ale też radości, szczęścia i… znów łez, ale tym razem wywołanych dobrem. Widz oglądający „This is us” uroni zresztą niejedną łzę. Nie da się tego serialu obejrzeć „na sucho”. Bardzo łatwo zżyć się z bohaterami i ich losy naprawdę zaczynają nas obchodzić. Kibicujemy im (nawet, gdy wiemy już, że w perspektywie czeka ich jakiś ogromny dramat), przeżywamy ich dramaty i radości, wzruszamy się. Dotykają nas przede wszystkim pełne ciepła słowa, które słyszymy z ekranu. Bo w „This is us” wcale najważniejsze nie są wydarzenia – a relacje. Relacje, które budujemy latami, które czasem nadwyrężamy, a nawet niszczymy – ale których ostatecznie nie da się zniszczyć. Relacje niełatwe, ale piękne.
>>> Czarnobyl. Serial, który ogląda się z metalicznym smakiem w ustach
Świetna obsada
Nie da się ukryć, że tę opowieść dobrze ogląda się też dzięki aktorom, którzy fenomenalnie wcielają się w poszczególnych bohaterów. Wyróżnić trzeba fantastycznego Sterlinga K. Browna, czyli Randalla Pearsona. Aktor za tę rolę otrzymał już wiele wyróżnień. Jest świetny. Także Mandy Moore jako Rebecca i Milo Ventimiglia jako Jack stworzyli bohaterów, z którymi ciężko się rozstać (i mieli do zagrania dużo naprawdę mocnych, trudnych scen – a Mandy Moore dodatkowo ma do zagrania najszerszą przestrzeń czasową w serialu – od czasów wojny w Wietnamie aż po jakieś późne lata 20-te XXI w.). Również Chrissy Metz jako Kate i Justin Hurtley (Kevin) dobrze wypadają w swoich rolach. A to tylko główna obsada… Aktorzy drugiego planu też są godni pochwały, tak samo jak aktorzy wcielający się w dziecięce i młodociane wersje „wielkiej trójki”. „This is us” świetnym aktorstwem stoi.
Zawsze rodzina
„This is us” określany jest jako komediodramat. I to jest trafne określenie. Bo rzeczywiście – serial o wszystkich nieszczęściach tego świata pełen jest radości i humoru (żeby nie było – Pearsonów spotyka też wiele dobrych rzeczy). Bo przecież takie jest właśnie nasze życie. Dotyka nas sporo problemów – ale to nie powód do chodzenia cały czas ze skwaszoną miną. Mimo problemów żyjemy, żartujemy, ironizujemy. Staramy się, by problemy nie przytłoczyły naszej codzienności (co oczywiście nie zawsze jest możliwe – i to też udowadniają bohaterowie tego serialu). Obserwujcie bohaterów „This is us”, którzy są tacy jak Wy. Których życie może różni się od Waszego – bo każde życie jest wyjątkowe – ale których życie jest de facto takie samo jak Wasze. Trudno nie polubić rodziny Pearsonów. Bo Pearsonowie to trochę my. Dla każdego z nas znajdzie się miejsce w tej opowieści. Jeśli wcześniej nie poznaliście tej familii, to warto poznać ich właśnie teraz!
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |