Dwie Nawy

Fot. misyjne.pl

#DwieNawy: czy wszystkie religie są równe?

Wydawałoby się, że na swój widok powinniśmy rzucać się sobie do gardeł, jednak po dwóch latach wspólnej pracy i dziesiątkach dyskusji odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że więcej nas łączy niż dzieli.

Jesteśmy właściwie na kościelnych antypodach: jeden z nas czyta „Tygodnik Powszechny”, drugi „Christianitas”. Jeden inspiruje się Tischnerem, drugi Ratzingerem. Jeden chodzi na Msze św. do parafii, drugi na trydenckie. Wydawałoby się, że na swój widok powinniśmy rzucać się sobie do gardeł, jednak po ponad dwóch latach wspólnej pracy i dziesiątkach dyskusji odkryliśmy z niemałym zdziwieniem, że więcej nas łączy niż dzieli. Jesteśmy jak dwie nawy jednego kościoła. Właśnie to doświadczenie wspólnoty pomimo dzielących nas różnic zainspirowało nas do rozpoczęcia nowej serii felietonów #DwieNawy, w których pokazywać będziemy, jak w całej kościelnej różnorodności można odnaleźć jedność.

Michał Jóźwiak

Procesy globalizacyjne powodują, że przedstawiciele różnych kultur i religii, którzy jeszcze do niedawna żyli z dala od siebie, dzisiaj są „bliskimi sąsiadami”. Stosunek do innych wyznań budzi wiele emocji. Z jednej strony pojawia się, uzasadniona zresztą, troska o chrześcijańską tożsamość, ale trzeba przyznać, że czasem miesza się ona z lękiem przed tym, co obce. Mimo obecności wielu wyznań na świecie, Kościół nie stara się widzieć w nich zagrożenia dla naszej wiary, a wręcz zachęca do dialogu i wspólnego budowania pokoju.

Zadając jednak pytanie, czy religie są równe, pytamy tak naprawdę o to, czy wszystkie wierzenia są tak samo blisko pełnej prawdy o Bogu, człowieku i świecie. I tutaj trzeba sobie powiedzieć jasno: jako katolicy wierzymy, że najbliżej pełnego poznania Boga jest Kościół. Sobór Florencki głosił, że poza Kościołem nie ma zbawienia. Nic w tym względzie się nie zmieniło, może z wyjątkiem świadomości tego, kto w nim rzeczywiście jest. W „Gaudium et spes” czytamy: „Tajemnica zbawienia dotyczy nie tylko chrześcijan, ale także wszystkich ludzi dobrej woli, w których sercu działa w sposób niewidzialny łaska”. To otwiera bramy naszej Wspólnoty na każdego człowieka szczerze poszukującego prawdy, a więc także na muzułmanina, hinduistę, żyda czy nawet ateistę.

Skąd takie otwarcie? Wynika ono z tego, że Chrystus umarł za wszystkich ludzi i trudno odmawiać prawa do zbawienia komuś, kto wychował się choćby w kulturze arabskiej i przez całe życie wyznawał islam. Jego odpowiedzialność za niepoznanie Jezusa jest mniejsza niż osób, które przyszły na świat w kraju, w którym dominującą religią jest chrześcijaństwo. Mało tego – Kościół zauważa i docenia to, co w innych religiach może służyć dobru człowieka.

– Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi. Głosi zaś i obowiązany jest głosić bez przerwy Chrystusa, w którym ludzie znajdują pełnię życia religijnego i w którym Bóg wszystko z sobą pojednał – czytamy w „Deklaracji o stosunku Kościoła do religii niechrześcijańskich”.

Nie jest to jednak czyste teoretyzowanie, które nie ma żadnego przełożenia na nasze codzienne życie. Takie patrzenie na religie niechrześcijańskie jest dla nas impulsem do dialogu. – Przeto [Kościół] wzywa synów swoich, aby z roztropnością i miłością przez rozmowy i współpracę z wyznawcami innych religii, dając świadectwo wiary i życia chrześcijańskiego, uznawali, chronili i wspierali owe dobra duchowe i moralne, a także wartości społeczno-kulturalne, które u tamtych się znajdują – czytamy dalej w „Nostra aetate”. – „Kościół spogląda z szacunkiem również na mahometan, oddających cześć jedynemu Bogu, żywemu i samoistnemu, miłosiernemu i wszechmocnemu, Stwórcy nieba i ziemi, Temu, który przemówił do ludzi. (…) Jezusowi, którego nie uznają wprawdzie za Boga, oddają cześć jako prorokowi i czczą dziewiczą Jego Matkę Maryję, a nieraz pobożnie Ją nawet wzywają” – podkreślają biskupi w dokumencie soborowym.

Bycie najbliżej prawdy nie oznacza zatem, że mamy pielęgnować w sobie poczucie wyższości. Choć wierzymy, że religie w różnym stopniu odzwierciedlają prawdę o Bogu, to jednak są równe w tym znaczeniu, że zawsze należy im się taki sam szacunek, jakiego my oczekujemy w stosunku do tej, którą wyznajemy sami. Z drugiej strony tak rozumiana równość religii nie oznacza, że mamy rezygnować z głoszenia Dobrej Nowiny. Dialog z innymi religiami wchodzi przecież w zakres misyjnej działalności Kościoła. Prowadzenie dialogu nie polega na tym, aby przyjąć rację którejś ze stron. Celem dialogu jest zawsze lepsze wzajemne poznanie i rozumienie. Do tego zachęca Kościół w swoich dokumentach i w takim duchu powinniśmy przeżywać nasze spotkania z przedstawicielami innych religii i wyznań.

Aleksander Barszczewski

Mniej więcej od czasów drugiego Soboru Watykańskiego Kościół katolicki przyjmuje wobec innych wyznać postawę dialogu. Często bywa ona w powszechnym odbiorze mylona z akceptacją i pełnym uznaniem innych religii, co prowadzi do wielu nieporozumień (z jednej strony do odrzucenia nauczania Soboru Watykańskiego II jako sprzeciwiającego się Tradycji – np. przez Bractwo św. Piusa X, z drugiej do rozmywania katolickiej doktryny i powolnego odejścia od Kościoła np. przez niektóre wspólnoty charyzmatyczne). To jak to jest – czy katolik może uważać, że wszystkie religie są równe?

Odpowiedź na to pytanie w zasadzie jest prosta: oczywiście, że nie, bo jeśli któraś z religii jest prawdziwa to oznacza, że inne mylą się, choćby w szczegółach. Nie mogą być zatem równe – i to głosił od zawsze i głosi nadal Kościół katolicki. Poprzestanie jednak na takiej odpowiedzi byłoby niewystarczające. Warto pytanie to potraktować jako przyczynek do zastanowienia nad dwiema wynikającymi z niego kwestiami.

Po pierwsze: czy to, że to Kościół katolicki jest najbliżej Prawdy oznacza, że tylko katolik może zostać zbawiony?

Sformułowana już w pierwszych wiekach chrześcijaństwa zasada: „extra Ecclesiam nulla salus”, czyli „poza Kościołem nie ma zbawienia” używana jest dziś najczęściej przez internetowych krzykaczy, bez jakiegoś głębszego nad nią zastanowienia. Bo co, jeśli gdzieś w dżungli urodzi się, będzie żył i umrze człowiek, który nigdy nie usłyszy o Chrystusie? Nie ma szans bycia zbawionym? Albo urodzony w Arabii Saudyjskiej muzułmanin, tak uformowany przez swoje otoczenie i kulturę, że przez całe życie nie ma praktycznych szans na nawrócenie nawet jeśli o Chrystusie usłyszał? Też nie może pójść do nieba? Oczywiście, że może, bo wspomniana zasada formułowana była wobec ludzi odłączających się od Kościoła, czyli takich, którzy już Chrystusa poznali, ale świadomie go odrzucili. Na marginesie warto przypomnieć, że do Kościoła w sposób pełny należą praktykujący i wierzący katolicy, ale również związani są z nim wszyscy chrześcijanie (Lumen Gentium). Dla innowierców lub ludzi, którzy w ogóle Chrystusa nie poznali „zbawienie dostępne jest mocą łaski, która choć ma tajemniczy związek z Kościołem, nie wprowadza w niego formalnie, ale oświeca ich w sposób odpowiedni do ich sytuacji wewnętrznej i środowiskowej” (Redemptoris missio).

Kwestia druga: czy sprawa równości religii jest oczywista w powszechnym obiegu? Czy Kościół nie „sprawia wrażenia” jakby wszystkie religie były równe?

I tu dochodzimy chyba do sedna problemu, czyli do formy. Teologicznie równość religii nie ma racji bytu. W powszechnym obiegu, nawet wśród katolików, jest zupełnie inaczej. Zbyt często tak potrzebny dialog z przedstawicielami innych wyznań zamieniamy w teatr wzajemnej adoracji. I tak wierni zachęcani niekiedy nawet przez hierarchów Kościoła przestają dostrzegać, że to w Kościele katolickim i jego sakramentach Prawda jest obecna najpełniej. A pamiętajmy, że wszyscy „swój uprzywilejowany stan zawdzięczają nie własnym zasługom, lecz szczególnej łasce Chrystusa, jeśli zaś z łaską tą nie współdziałają myślą, słowem i uczynkiem, nie tylko zbawieni nie będą, ale surowiej jeszcze będą sądzeni.” (Lumen Gentium).

Przeczytaj pozostałe felietony z cyklu „#Dwie Nawy”!

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze