Jojo Rabbit, reż. Taika Waititi (w roli Hitlera), fot. FOX Searchlight

Historia niezwykłych przyjaźni. Z Adolfem Hitlerem i z młodą Żydówką

Do kin wchodzi właśnie film „Jojo Rabbit”. To opowieść o niezwykłych przyjaźniach osadzona w czasach drugiej wojny światowej. Przyjaźnie są niezwykłe, bo przyjaciółmi Jojo są… Adolf Hitler i młoda, żydowska dziewczyna, Elsa. 

Jojo Rabbit, fot. FOX Searchlight

Małe miasteczko położone gdzieś w Niemczech. Końcówka drugiej wojny światowej. W takich okolicznościach poznajemy małego Jojo – dziesięcioletniego Niemca. Jojo zafascynowany jest postacią Adolfa Hitlera, zasila szeregi Hitlerjugend. Ma zaraz pojechać na krótki obóz szkoleniowy tej formacji. To punkt wyjścia do filmu „Jojo Rabbit”, który od piątku będzie można oglądać w polskich kinach. I choć opowieść ta odnosi się do chyba najstraszliwszego okresu w dziejach ludzkości – do konfliktu, który ogarnął cały świat – to jest to… komedia! A przynajmniej tragikomedia. I jest to film, który naprawdę warto obejrzeć!  

Przyjaciel wyimaginowany – Adolf Hitler

Rabbit to przydomek, który dostaje Jojo po wspomnianym obozie szkoleniowym (nie zdradzam szczegółów, ta kwestia wyjaśnia się już na samym początku filmu – ale nie ukrywam, że związana jest rzeczywiście z królikiem!). Cały film przedstawia perspektywę tego dziesięciolatka. Pewnie niektórych może zbulwersować to, że w opowieści o propagandzie głównym bohaterem jest młody chłopak – właściwie dziecko. Ja jednak uważam, że dzięki obraz ma sporo uroku. Jojo rzeczywiście ma klapki na oczach i jego świat zbudowany jest na myśli nazistowskiej. Nawet jego najlepszym przyjacielem jest Adolf Hitler (gra go Taika Waititi – reżyser filmu). Trzeba jednak dodać, że to przyjaciel wyimaginowany. „Towarzyszy” i „wspiera” swoim słowem małego Jojo – choć tak naprawdę go nie ma. Adolf jest bardzo przerysowany (wyobraźmy sobie choćby Hitlera z zabawką w kształcie jednorożca), dzięki czemu świetnie podkreśla satyryczny wymiar tego obrazu. A my, widzowie, choć wiemy, jak zły był prawdziwy Hitler – to mamy świadomość, że tego filmowego bać się nie trzeba. Zresztą, nawet szkolenie Hitlerjugend przypomina bardziej zabawę w wojnę, a nie prawdziwą wojnę. 

Jojo Rabbit, fot. FOX Searchlight

Dzieciństwo i brutalna wojna 

Historia Jojo zaczyna się komplikować, gdy odkrywa, że w jego domu w ścianie mieszka młoda Żydówka. Ukrywa ją tam Rosie, matka chłopca. Jojo ma kłopot – donieść władzom, że w domu jest Elsa i narazić matkę na konsekwencje, czy też przemilczeć fakt obecności Żydówki w domu. Z czasem chłopak zaprzyjaźnia się z dziewczyną i rozdarty jest pomiędzy swoimi przyjaciółmi wyimaginowanym Adolfem i prawdziwą Elsą.

Przeczytaj też >>> 1917. Wojna, która była naprawdę [RECENZJA]

Właśnie te zmagania z przyjaźnią są głównym wątkiem filmu. I choć towarzyszy im sporo humoru, także absurdalnego, to wypływa z nich też głębsze przesłanie. Często, myśląc o wojnie, automatycznie wydaje nam się, że ona dotyczy osób dorosłych – przecież dla dzieci wojny nie było… nic bardziej mylnego, wojna dotyczy zawsze całego społeczeństwa. I tak jak np. w Polsce dzieci już od małego angażowały się w Szare Szeregi – tak ich niemieccy rówieśnicy zasilali Hitlerjugend. Dopadła ich brutalność wojny – nawet, jeśli im wydawało się to zupełnie normalne. Ale normalne nie było i nigdy nie będzie – bo wojna zawsze jest złem. Uświadamiamy to sobie najmocniej wtedy, gdy widzimy jak konflikt dotyka najmłodszych. Tych, którzy są niewinni – nawet tego, że są w Hitlerjugend.  Jojo i jego koledzy znali tylko propagandę, to był ich cały świat – w swoim przekonaniu postępowali etycznie.

Jojo Rabbit, fot. FOX Searchlight

Uratować człowieczeństwo 

Jojo Rabbit” pokazuje też, że nawet w czasie wojny, będąc po stronie agresora, można postępować dobrze. Można uratować swoje człowieczeństwo. To dzięki Niemce – Rosie – młoda Żydówka Elsa ma szansę przeżyć wojnę. Kobieta sporo ryzykuje, a jednak wie, że tak właśnie trzeba postępować. Martwi ją zresztą to, że jej syn jest antysemitą. Takich postaw pozytywnych jest w filmie znacznie więcej. Nie ukrywam, że jedna z nich ma miejsce pod koniec obrazu – to bardzo wzruszająca scena – warto nawet tylko dla niej zobaczyć ten film. Dobro i zło przez długi czas rywalizują ze sobą trochę w sposób wirtualny, jednak jest moment, w którym w świecie Jojo pojawia się prawdziwa wojna, a nie tylko ta zabawa w wojnę. I choć mamy do czynienia z komedią, to właśnie wtedy najbardziej uświadamiamy sobie, co oznacza człowieczeństwo.

Statuetka Oskara, fot. flickr

Świetni aktorzy 

Rzadko kiedy nominacje do Oscarów otrzymują młodzi aktorzy, a szkoda, bo  uważam, że Roman Griffin Davis fenomenalnie zagrał Jojo. Młody aktor jest bardzo naturalny, świetnie radzi sobie z wyzwaniami, które przed nim postawiono. Jego gra w dużej mierze opiera się na mimice – a to warto docenić w kontekście właśnie jego wieku! Oscarową nominację za drugoplanową kreację aktorską otrzymała za to odtwórczyni roli Rosie – Scarlett Johansson (ma zresztą w tym roku szansę na dwie statuetki, bo nominowano ją także za pierwszoplanową rolę żeńską w filmie „Historia małżeńska”). I to bardzo zasłużone wyróżnienie – pewnie będzie jej ciężko wygrać w starciu z fenomenalną Laura Dern (nominowaną za rolę w „Historii małżeńskiej”), ale dobrze, że Akademia zauważyła jej perfekcyjne aktorstwo. I warto tez zwrócić uwagę na Sama Rockwella. Aktor, doceniony kilka lat temu za swoją rolę w „3 bilboardach za Ebbing, Missouri”, znów zachwyca na ekranie. Tym razem wciela się w kapitana Klenzendorfa, szkoleniowca Hitlerjugend. Robi to świetnie!

Przeczytaj także tę recenzję >>> Bo zdrowi chorych potrzebują

fot.

Po seansie – zatańczcie! 

Niektórzy mogą się oburzaćć – jak w ogóle można przez pryzmat śmiechu mówić o II wojnie światowej. Można, myślę nawet, że trzeba. Bo mądry dystans – i zrozumienie wydarzeń historycznych – mogą nas uratować. I mogą pomóc w uratowaniu naszego człowieczeństwa. Taika Waititi nie jest pierwszym twórcą, który podszedł do tego tematu z przymrużeniem oka. Przecież przed laty zachwycaliśmy się serialem „Allo! Allo!” – brytyjską satyrą na II wojnę światową. Humor towarzyszył też filmowi „Życie jest piękne”. Obraz Roberta Benigniego określany jest przecież jako „komedia o Holokauście”; film ten zdobył trzy Oscary. Jojo Rabbit” dopisuje kolejny rozdział do historii kina. Może nie jest to rozdział rewolucyjny, ale bardzo mądry, wartościowy i wzruszający – a przy tym niepozbawiony śmiechu. Co zrobicie po tym seansie? Poczujecie wolność. I zatańczycie.  

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze