Taize Wrocław

Obrazek poglądowy/fot. Maciej Kluczka/Misyjne Drogi/misyjne.pl

Muszę ochłonąć po tym, co zobaczyłem i przeżyłem na Taizé

Specjalnie piszę ten tekst kilka dni po tym, jak wszyscy rozjechali się do swoich domów i krajów. Powiedziałem sobie: nie będę pisać na gorąco, w emocjach. Bo mimo, że były pozytywne, wzniosłe, ale jednak były emocjami

42. Europejskie Spotkanie Młodych przypominało mi (pod wieloma względami) festiwal wiary. Żywej wiary. Odczekałem więc, próbowałem ochłonąć, żeby z dystansem i na chłodno napisać o tym, co przeżyłem i co zobaczyłem. To, co działo się we Wrocławiu (zarówno w samym mieście, jak i w miejscach spotkań, modlitwy i warsztatów) przypominało mi życie uczestnika muzycznych festiwali. A nie jeden miałem okazję odwiedzić. Dlaczego takie skojarzenia?

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

Po pierwsze: line-up  

Na początku dostałem line-up. To pierwsza rzecz, z którą każdy festiwalowicz musi się zaprzyjaźnić. To znaczy… nie musi, ale jeśli chce dobrze zaplanować swój czas i jednocześnie nie przegapić interesujących go punktów programu, to warto żeby to zrobił. „Line-up” to słowo klucz wszystkich, którzy wybierają się na festiwale muzyczne czy filmowe. To jednocześnie pomoc, ale i wyzwanie, bo z bogatego programu trzeba wybrać to, co interesuje najbardziej. Podobnie miałem podczas spotkania we Wrocławiu. Rano modlitwa (w parafiach goszczących), później spotkania na warsztatach (pokrywające się godzinami). Wieczorem modlitwa w Hali Stulecia lub w katedrze na Ostrowie Tumskim. Trzeba wybrać priorytety, punkty programu, których nie chcemy ominąć. Flamaster, długopis w dłoń i zaznaczamy. Festiwalowicze – znamy to, prawda? 

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

A było z czego wybierać… Nie raz z ciężkim sercem trzeba było z czegoś zrezygnować. To spotkania podzielone tematycznie. W ramach duchowości – sakrament pojednania, spotkania biblijne. Sekcja „Kościół” to spotkania wokół czytania Biblii (z abp. Rysiem), świadectwa chrześcijan żyjących na Bliskim Wschodzie. Nie mogło zabraknąć tematów społecznych, które podczas tegorocznego spotkania młodych za wspólny mianownik obrały słowo „solidarność”. Tu rozmowy o uchodźcach, bezdomności, wolontariacie i ekologii. O właśnie! To był motyw, który w spotkaniach i modlitwach wrocławskich pojawiał się często i zwrócił moją uwagę. Widać, że obok troski o relacje z Bogiem, braćmi i siostrami w wierze, o drugiego człowieka, młodzi ludzie swoją wiarę chcą realizować także przez dbanie o środowisko naturalne. Tak, jak festiwale przy swoich kolejnych edycjach starają się wprowadzać pewne nowości, tak samo położenie akcentu na temat ekologii podczas spotkania Taizé jest też chyba nowością. 

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

Po drugie: komunikacja

Komunikacja między ludźmi – bardzo żywa. Komunikacja miejska – bardzo zatłoczona. Szczególnie w tramwajach. Dodam od razu: to ten rodzaj tłoku, który nikomu nie przeszkadza. Po pierwsze – bo przejazd jest dla festiwalowiczów (w tym przypadku – pielgrzymów) za darmo (tak, przemawia tu we mnie poznańska oszczędność). Po drugie – nawet jeśli spieszysz się na festiwalowe spotkanie (na koncert czy film), nie denerwujesz się tym, że jedziesz w nieco mniej komfortowych warunkach czy nieco dłużej. Widzisz przecież, że wszyscy jadą w tym samym celu i w tym samy kierunku. Zresztą… już w tramwaju można poczuć klimat festiwalu. Rozmowy o wydarzeniach, które już były i które nas czekają. Jest czas na wzajemnie poznanie się, jest i chęć na wspólne śpiewanie piosenek…

>>> Brat Alois: potrzebujemy w Europie wzajemnego zrozumienia

Taize Wrocław

Hala Stulecia, spotkanie Polaków, fot. Maciej Kluczka

Po trzecie: wspólnota  

Tłumy, masy ludzi – zawsze to w festiwalach lubiłem. Mimo że tłumy bywają męczące (są kolejki po jedzenie, po kawę, do toalety, do autobusu), to jednak w tym przypadku zastosowanie ma wyjątek od reguły. Te niedogodności nie są bardzo uciążliwe. Co więcej! Gdy widzi się ludzi, którzy podzielają podobne wartości, interesują się podobnymi sprawami, człowiek ma poczucie wspólnoty. „Ojcze nasz” czy „Chwała na wysokości Bogu”, które wybrzmiały z tysięcy gardeł podczas mszy świętej w Hali Stulecia to poczucie silnej jedności, o którą Wspólnota z Taizé przecież tak usilnie zabiega.  

Po czwarte: witalność

Młodzi nie spotykali się „tylko” w Hali Stulecia czy w goszczących parafiach. Oni, w te dni, „opanowali” miasto. To było widać na ulicach Wrocławia; plakaty informujące o spotkaniach (na uniwersytecie, w szkołach, w miejscach kultury i sztuki), informacje wyświetlane na ekranach (m.in. o komunikacji miejskiej przygotowanej dla pielgrzymów). I oczywiście sami pielgrzymi, którzy z torbami na plecach z napisem Taizé byli chodzącą tablicą informacyjną. Hasło wrocławskiego spotkania to: „Zawsze w drodze – nigdy nie wykorzenieni”. To więc naturalne, że pielgrzymi nie zamykają się w kościołach i na spotkaniach, ale wychodzą do drugiego człowieka. To kwintesencja tej Wspólnoty. Zaimponowała mi żywa wiara tych ludzi, jednocześnie głęboka (co można było usłyszeć w czasie spotkań, modlitw, które sami przygotowywali). To młodzi, którzy są świadomi kryzysów, z którymi zmaga się Kościół a jednocześnie wiedzą, że tylko w Kościele znajdą żywego Boga. To ludzie, którzy świadomi są swoich słabości, niekiedy wątpliwości czy obaw, a jednocześnie przepełnieni są radością wiary, która ich wypełnia i którą chcą dzielić się z innymi ludźmi. To wszystko sprowadza się właśnie do witalności – bo witalność to ciągły ruch, świadomość korzeni, z których się wyrasta, ale i celu, do którego się zmierza. To radość – nie powierzchowna, nie eventowa, ale taka, która nie skończyła się po zakończeniu kolejnej edycji Europejskiego Spotkania.

 
 
 
 
Wyświetl ten post na Instagramie.
 
 
 
 
 
 
 
 
 

„Dzisiaj w Betlejem” w wersji wschodniej 🙂 Tramwaj na spotkanie Taize #taize #wroclaw #taizewroclaw

Post udostępniony przez misyjne.pl (@misyjne.pl)

Po piąte: jakość  

Jadąc na festiwale mamy na uwadze to, czy obok dobrych treści, interesujących koncertów i filmów (patrz punkt pierwszy), są one również profesjonalnie przygotowane i zaprezentowane w wysokiej jakości. To bardzo ważne. Forma przekazu może przecież popsuć nasz odbiór przekazywanej treści. W festiwalach, szczególnie muzycznych, zawsze zwracałem uwagę na to, by forma nie przerastała treści. Ceniłem te, które w centrum stawiają muzykę, zespół, artystę, sztukę, a nie wszystko co dookoła tego, czyli tzw. fajerwerki (strefy relaksu, gastronomiczne i rozrywkowe). Gdy festiwal ma za dużo świecidełek, to rodzi we mnie podejrzenie, że sama treść może nie jest zbyt ważna i wartościowa

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

W spotkaniu Wspólnoty z Taizé znaleziono chyba złoty środek (a przynajmniej udało się do niego mocno zbliżyć). Najważniejsza jest modlitwa i spotkanie (z Bogiem i drugim człowiekiem). Wszystko przygotowane jest w dobrej formie (oprawa muzyczna, słowo, warsztaty – to się dobrze ogląda i dobrze się tego słucha). Jednocześnie (o co dbają też bracia w Taizé we Francji) zachowana jest prostota. Jest porządnie, a skromnie – trawestując klasyka. 

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

Spotkanie młodych w duchu Taizé to festiwal bardzo różnorodny, bo momentami głośny i rozśpiewany, a momentami niezwykle cichy – bracia z Taizé dbają przecież o to, by śpiewy i słowa były uzupełniane ciszą. Dla mnie niezwykłym przeżyciem była cisza podczas noworocznego czuwania w jednej z wrocławskich parafii, która gościła pielgrzymów. W świątyni słyszeliśmy dochodzące z zewnątrz wybuchy fajerwerków, w środku panowała za to przejmująca cisza, modlitwa o pokój na świecie i jedność chrześcijan. Doświadczenie, które zapamiętam na długo. 

Taize Wrocław

fot. Maciej Kluczka

To był dobry czas i spotkanie w dobrym miejscu, w którym spotkać można było żywą wiarę. To ona występowała na głównej scenie, to ona była zakreślona flamasterem w line-upie i to ona była headlinerem tych dni.

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze