Notre Dame: wybuchł pożar, wybuchła dyskusja (refleksja i niepublikowane dotąd nagranie)
„Znaki są do tego, żeby je odczytywać. Płonie katedra Notre Dame w Paryżu. Płonie Kościół, płonie Europa. Czas zmierzchu. Jeśli się nie nawrócimy, spłoniemy wszyscy” – napisał Tomasz Terlikowski na Twitterze i podpalił… dyskusję.
Oczywiście nie on jeden. I choć często nie podpisuję się pod publicystycznymi wypowiedziami Tomasza Terlikowskiego (podkreślam – publicystycznymi), to z tym wpisem większego problemu nie mam. Dobrze, może to „spłoniemy wszyscy” idzie nieco za daleko. Rozumiem jednak, że w tamten tragiczny wieczór, w tamtych okolicznościach, publicysta może sobie na to pozwolić. Sam bym tak nie napisał, ale sam – jako dziennikarz – rozumiem. Dyskusja polityczno-religijna po poniedziałkowym pożarze w Paryżu była gorąca. Symbol gonił symbol, metafora – metaforę. Symboliczne było już to, że pożar wybuchł w poniedziałek, na początku Wielkiego Tygodnia. Nasze myśli naturalnie więc od rzeczywistości bieżącej, tej „tu i teraz”, biegły do tej wiecznej. Pytanie jednak – jak powinniśmy czytać to wydarzenie, jak je interpretować? Swoje spostrzeżenia na ten temat publikował już dziś na naszym portalu Michał Jóźwiak.
Odczytać znaczenie, nie popadając w skrajności
Przyznam, że cały czas biję się z myślami. Z jednej strony wiem, że znaki odczytywać trzeba, nie wolno ich „przegapiać”, z drugiej – szybko można popaść w przesadę, a to też dobre nie jest. Dyskusja, której sprzyjają szybkie media społecznościowe, wybuchła równie mocno co ogień na dachu katedry, była równie gorąca jak płomienie trawiące symbol europejskiego chrześcijaństwa. Ja, w tej dyskusji, staram się być… symetrystą, niewiernym Tomaszem i realizatorem zakładu Pascala. O co mi chodzi? Już tłumaczę…
W dyskusji można wyodrębnić dwie strony sporu – choć bywa ostro i mocno, to mam nadzieję, że nie jest to spór o takim kształcie, którego często jesteśmy świadkami (czyli „kto kogo do ziemi”). Mam nadzieję, że to raczej spór zaangażowany, spór o sprawę, o ideę. Jedni widzą w tym pożarze znak czasów, palec boży, symbol tego, do czego może prowadzić laicyzacja. Inni przed takim patrzeniem na tragiczny pożar przestrzegają. Najgłośniejszym echem odbiła się chyba wymiana zdań między Magdaleną Ogórek a o. Grzegorzem Kramerem SJ:
Ksiądz Andrzej Draguła na łamach „Więzi” napisał: „Kiedy płonie symbol, sam pożar nabiera symbolicznych znaczeń. Kiedy płonie symbol pewnej cywilizacji, wielka jest pokusa, by przypisać temu pożarowi siłę metafory. To wydarzenie spowodowało prawdziwy wysyp domorosłych profetów”.
Jak niewierny Tomasz i jak Pascal
Oczywiście wśród wypowiedzi osób, które w pożarze Notre Dame widzą gniew Boży, są takie nie do obrony. Między innymi Rafała Ziemkiewicza, który wyznał: „Nie wierzę, by francuskie państwo mogło zagwarantować uczciwie śledztwo co do przyczyn pożaru”. A niby dlaczego? Niektórzy już zdążyli orzec, że cywilizacja chrześcijańska ginie bezpowrotnie. A niby dlaczego? Czy aby na pewno chrześcijaństwo miałoby upaść od pożaru jednego kościoła? Nawet tak ważnego? Są wypowiedzi tak skrajne, że lepiej ich nie cytować, które winę za pożar przypisują także konkretnym osobom czy grupom etnicznym bądź religijnym. Niektórzy o taki osąd pokusili się jeszcze przed formalnym rozpoczęciem śledztwa w tej sprawie. Odrzucając tego typu opinie lub polemizując z nimi, chciałbym jednak siebie i Ciebie – Drogi Czytelniku – zapytać, czy aby na pewno możemy przejść wobec tego wydarzenia obojętnie. Myślę o przejściu obojętnie z punktu widzenia wiary. Bo oczywiście nikt nie przejdzie obojętnie koło zniszczeniu zabytku takiej klasy i o takim znaczeniu dla historii. Myślę teraz jednak o stricte religijnym znaczeniu tego wydarzenia.
Mając z tyłu głowy wszystkie głosy przestrzegające przed przypisywaniem pożarowi zbyt wielkiego znaczenia i częściowo się z nimi zgadzając, podchodzę do sprawy niczym niewierny Tomasz: „pokaż bok twój, a uwierzę”. I trochę jak Blaise Pascal. Według jego rozważań człowiek może wierzyć lub nie wierzyć w istnienie Boga. Jeśli wierzy, to „traci” życie doczesne, bo się modli i czyni dobro (a może mógłby wybrać łatwiejszą i przyjemniejszą drogę), ale w zamian otrzymuje życie wieczne. Jeśli nie wierzy, zatrzymuje życie doczesne i traci życie wieczne. Pascal wywnioskował, że wiara bardziej się opłaca, ponieważ ryzykujemy tylko czas życia, który jest zazwyczaj krótki, a nagrodą może być życie wieczne.
Wiem, to podejście dość cyniczne, bo obliczone na korzyść i na mniejsze ryzyko. Nie na tym przecież polega prawdziwa wiara. Jeśli chodzi o wiarę jako taką, to wystrzegam się tego. W przypadku tragedii paryskiej zrealizuję jednak zakład Pascala. Bo ten pożar na pewno nam coś mówi. Na pewno mówi Francuzom i mówi o sprawach typowo przyziemnych. Mówi, że mimo wielu ostrzeżeń, nie zabezpieczyli budowli w należytym stopniu. Dalej… na pewno mówi im to to, że nie zadbali o swoje kulturowe, historyczne dziedzictwo. Może mówi też to, że będąc „pierwszą córą Kościoła”, Francja zepchnęła religię do narożnika, wypchnęła ją na margines, czego skutki widać nie tylko w duchowości Francuzów (praktykujących katolików jest mniej niż 10% wszystkich obywateli Francji), ale i w materialnym aspekcie istnienia Kościoła katolickiego w tym kraju.
Iglica upada na ziemię, Francuzi na kolana
Dlaczego więc pożar ten nie ma być i znakiem, palącym znakiem dla wszystkich katolików, chrześcijan? Także nas, tu w Polsce, w której aż takich problemów z katolicyzmem jak we Francji nie ma? Nawet jeśli to zwykły pożar, a my się zmobilizujemy bardziej niż sytuacja tego by wymagała, to czy stanie się coś złego? Może przeżyjemy wewnętrzną mobilizację, może odnowienie, które każdemu jest przecież co jakiś czas potrzebne? Francji na pewno. Po prostu – nie zaszkodzi!
Nie codziennie przecież płonie kościół, a już na pewno nie symbol chrześcijańskich korzeni i wiary. „Dla chrześcijanina Notre Dame to dusza, punkt centralny, Takiego tłoku jak teraz nie ma nawet w szczycie sezonu” – mówił w rozmowie z reporterem „Wiadomości” historyk sztuki Piotr Witt. Mieszka w Paryżu od wielu lat i o Notre Dam mówi tak: „To punkt zerowy. Jestem sercem Francji. Odległości od Paryża do miast, miasteczek i wsi w tym kraju mierzy się od punktu zerowego, którym jest plac przed katedrą”. Punkt zerowy… no właśnie. Czasami trzeba wrócić do początku, do korzeni.
„Notre Dame to miejsce, gdzie wierni i niewierzący mogą się zebrać razem w najbardziej dramatycznych momentach francuskiej historii” (rzecznik Watykanu Alessandro Gisotti).
Głos ludu
W związku z ową mobilizacją i odnową religijności pewnie nie należy spodziewać się cudów. Niektórzy chcieliby je widzieć po tym, gdy zobaczyli klęczących na ulicach Paryża ludzi, śpiewających różaniec. To na pewno ciekawy znak i wydarzenie socjologiczno-religijne, ale nie można przecież już mówić o trwałym trendzie. Z drugiej strony – jeśli takiego widoku przez lata w Paryżu nie było, to dlaczego go nie doceniać? Może nawet jeśli Francja nie stanie się z dnia na dzień kipiącym religijnością katolicką krajem, to część z jej obywateli (także polityków) zauważy, że chrześcijaństwo, to część ich tożsamości. Że to zarówno zabytki, dzieła sztuki, kultura, ale także duchowość.
Jedna z młodych Paryżanek – patrząc na płonąć „Naszą Matkę” stwierdziła, że w tym pożarze płonie cześć Francji i cząstka każdego Francuza. W dziennikarskiej pracy bardzo cenię sobie wypowiedzi „zwykłych ludzi” – tych „z ulicy”. Wiemy, że politycy często mówią to, co muszą powiedzieć albo to, co im interes polityczny podpowiada. Naukowcy, eksperci? Bazują na badaniach, jeśli te nie są zbyt dokładnie, mogą nieco zniekształcać obraz rzeczywistości. Ludzie złapani na ulicy mówią to, co myślą i robią to, co uważają za słuszne.
„To ból smutek, jak odejście matki” (ks. Tadeusz Kardyś w rozmowie z reporterem Faktów TVN).
Notre Dame jak Świątynia Jerozolimska?
A pierwsze działania, nie tylko słowa, już widzimy. Oprócz modlitw na ulicach Paryża widzimy niezwykłe wzmożenie chęci odbudowy katedry. To też znak. Nawet jeśli jej los przez wiele lat nie obchodził ludzi w wystarczającym stopniu, to teraz nie machnęli na nią ręką. Od milionerów, firm i miast z całego świata płyną już potężne datki. Prezydent Francji – może nieco nazbyt optymistycznie – zadeklarował chęć odbudowy świątyni w ciągu pięciu lat. No i znowu trudno nie widzieć w tej obietnicy kolejnego symbolu. Przyznaje to sam ks. Draguła, który w „tropieniu” owych znaków i symboli jest przecież ostrożny. W cytowanym już artykule mówił: „Trudno nie czytać wczorajszego pożaru choćby w kontekście zapowiedzi zburzenia świątyni jerozolimskiej, którą sam Jezus odbuduje w trzy dni. „On zaś mówił o świątyni swego ciała” (J 2, 21). Odbudowa „Notre Dame” to projekt na lata, odbudowa autentyczności wiary – też. Może będą przebiegać równolegle?
Katolik, chrześcijanin znaków Boga powinien szukać przede wszystkim w Ewangelii. To jest nasza podstawa i tak naprawdę niczego więcej do szczęścia nam nie potrzeba. Bywają jednak w historii ludzkości i Kościoła wydarzenia przełomowe. Takim na pewno jest to, co wydarzyło się w poniedziałkowy wieczór w Paryżu. Nie przechodząc wobec tego obojętnie, na pewno nie stracimy, a może wiele zyskamy – może więcej dobrego i trwalszego niż jakakolwiek piękna i wzniosła budowla. Nasza wiara, tak jak piękna świątynia, wymaga nie tylko wzniesienia, ale też nieustannego pielęgnowania. Postawić fundamenty, nawet wysoką wieżę – to jedno, zadbać o to – to drugie. W Wielkim Poście pewnie wielu z nas postawiło rusztowania dla prac konserwatorskich, remontowych. Teraz czas na dalszy etap prac. Do dzieła!
Galeria (4 zdjęcia) |
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |