Fot. Materiały prasowe

Szkoła pod plandeką

Znajdujący się wśród uchodźców nauczyciele stworzyli szkołę dla młodzieży z Sudanu Południowego. 

Życie uchodźców jest bardzo trudne. Kiedy liczni mieszkańcy z Kajukeji w Sudanie Południowym dotarli do Moyo w Ugandzie, byli bardzo spragnieni. Panował ogromny upał, a ziemia pokryta była kurzem. Wkrótce zaczęło padać i deszcz zaczął podtapiać namioty. Nagła powódź zabrała ich niewielki dobytek. Drogi stały się nieprzejezdne. Organizacje pozarządowe zaczęły udzielać podstawowej pomocy. Woda docierała w cysternach, jeśli tylko warunki drogowe na to pozwalały. Uruchomiono też kilka studni. Dotarła również żywność, chociaż w niewielkich ilościach, a żeby ją dostać, trzeba było czekać w niekończących się kolejkach. Równie trudny jest tam dostęp do opieki zdrowotnej. Dostanie się do ośrodka zdrowia w Moyo takimi drogami jest ciężką przeprawą. Jeśli już jakoś uda się tam dotrzeć, trzeba czekać cały dzień. Pomoc w ośrodku jest jednak bardzo ograniczona. W tak trudnych warunkach rokowania dla osób cierpiących na poważne problemy zdrowotne nie są najlepsze. 

Tak mniej więcej wyglądają podstawowe przywileje, jakie każdy człowiek powinien mieć zapewnione. A teraz przejdźmy do edukacji. „Pod koniec kwietnia 2017 r. nauczyciele nie mieli nic do roboty” – mówi Jesús Aranda, misjonarz i były proboszcz parafii Kajukeji, odnosząc się do nauczycieli z Comboni College w Lomín, którzy dotarli do Moyo. – Całe dnie spędzali pod drzewem, grając w karty i rozmawiając. Aż w końcu zaczęli się zastanawiać, co mogliby zrobić dla młodych. Ostatecznie postanowili zaoferować swoją pomoc przy otwarciu szkoły średniej. Chcieli uczyć, nie oczekując w zamian wynagrodzenia. Udało się im zdobyć trochę brezentu i pod drzewami rozpoczęli lekcje. Kiedy dowiedziałem się o tym, bardzo się wzruszyłem, dlatego z pomocą sześciu kombonianów przygotowaliśmy sześć sal lekcyjnych, jeden pokój dla nauczycieli i jedno laboratorium”. 

Fot. Kombonianie

Okumu James Alan wcześniej był dyrektorem Comboni College w Lomín, jednej z najbardziej prestiżowych szkół w Sudanie Południowym. Obecnie zajmuje się tym samym w Idiwa Parents Secondary School, gdzie w skromnych zabudowaniach z trzciny, drewna i brezentu uczy się około 600 młodych ludzi. „Życie naszych dzieci pełne było niebezpieczeństw. Całe dnie spędzały na oglądaniu filmów, piciu alkoholu, uprawianiu seksu, a nawet kradzieżach. W pewnym sensie przybywająca tu młodzież była stracona – mówi Okumu. – Na początku rodzice i nauczyciele wierzyli, że organizacje rządowe przejmą na siebie obowiązek edukacji, ale widząc, że nic nie robią w tym kierunku, zmobilizowali się, aby uzyskać pozwolenie i otworzyli lokalną szkołę. Rodzice wpłacają niewielkie kwoty na materiały dydaktyczne, budowę kolejnych skromnych obiektów i niewielkie wynagrodzenie dla nauczycieli. Niestety, niektóre dzieci przybyły do obozu same i nie mogą liczyć na pomoc rodziców. Trudno im uczęszczać do szkoły, ponieważ muszą szukać czegoś do jedzenia. Niektóre z nich przeżyły traumy. Jeszcze inne zrezygnowały, ponieważ nie mogły niczego wpłacić. Nie mamy takich możliwości, aby nauka była całkowicie bezpłatna, dlatego potrzebujemy sponsorów, dzięki którym będziemy mogli przyjąć więcej uczniów. Wdrażamy także program „Jedzenie za edukację”, którego celem jest pomoc osobom nie mającym w domu żadnej żywności” – kontynuuje dyrektor, objaśniając problemy nowej szkoły. Okumu zwraca też uwagę na „wyzwanie”, jakim jest pobyt w szkole od rana do godziny 17 bez jedzenia. Uczniowie pochodzą ze zniszczonych terenów i wielu z nich przynosi własne problemy. „Nie jest im łatwo skupić się na lekcji. Jako nauczyciele musimy być ich przewodnikami. Musimy im pomóc wychodzić z przeżytych koszmarów. W tym roku jest trudno, ponieważ budujemy jakby na skale. Ale ufamy, że w przyszłym roku będzie lepiej”. 

Przechodząc obok klas, do których łatwo zajrzeć, ponieważ znajdują się na otwartej przestrzeni, można poczuć atmosferę niczym nie różniącą się od tej panującej w klasie z młodzieżą uczącą się w innych okolicznościach. Uczniowie w większości okazują zainteresowanie, czasem ktoś łobuzersko się uśmiechnie lub ziewnie. Ich postawa, jeśli nie entuzjastyczna, to przynajmniej jest otwarta na wszystko, co mogłoby zmienić rutynę panującą w klasie. 

Fot. Kombonianie

Jednym z wyzwań, przed jakim stoi szkoła, jest zwiększenie liczby uczennic, które obecnie stanowią połowę w stosunku do liczby chłopców. „Problem ten pojawia się już w szkole podstawowej – wyjaśnia Okumu. – Wiele dziewcząt porzuca naukę. Niektóre po wystąpieniu miesiączki. Sam fakt, że urosły im piersi, daje im wrażenie, że są zbyt dorosłe na szkołę. Ponadto w kulturze południowosudańskiej rodziny wolą płacić za naukę chłopców, a nie dziewcząt. Pojawia się też ryzyko zajścia w ciążę. W naszej szkole zdarzyło się to trzy razy. Kiedy otrzymamy jakąś pomoc, odszukam te dziewczęta, ponieważ myślę, że mogłyby kontynuować naukę. Są już takie przypadki, że młodziutkie matki zostawiają dzieci w domu i idą do szkoły. Jeśli więc będą miały taką możliwość, to na pewno wrócą”. 

Różne pomysły na poprawę warunków w szkole i pomoc uczniom mnożą się w głowie dyrektora. Choć teraz wydaje się, że ich realizacja zajmie jeszcze dużo czasu. „Chcemy wrócić na naszą ziemię, ale wojna toczy się w nieskończoność i nie wiadomo, w jakim kierunku. Jeśli w drodze przedwczesnego dialogu zostanie narzucony pokój, nie będzie trwał długo. Moim zdaniem trzeba by było utworzyć rząd federalny z niezależnymi stanami: Ekwatorią, Krajem Nuerów i Krajem Dinków. Duch odwetu prowadzi do zguby, dlatego te ludy powinny żyć oddzielnie – twierdzi. – Jako uchodźcy utrzymujemy stosunki z różnymi osobami. Ludzie są ze sobą powiązani. A wy, kiedy już stąd odjedziecie, mówcie dobrze o uchodźcach, dzięki czemu może pomożecie w dialogu między zwaśnionymi stronami. Za waszym pośrednictwem przekazujemy wszystkie nasze troski i może w ten sposób przybliżymy pokój w Sudanie Południowym” – zwraca się do nas przed pożegnaniem.

tekst i wywiady: Gonzalo Gómez  

zdjęcia: Javier Sánchez Salcedo 

tłumaczenie: Aleksandra Rutyna 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze