Fot. arch. ks. Witold Lesner

Feliz Navidad!

Przygotowani duchowo przez rekolekcje i dziewięciodniowe Posadas, gdy wspólnotowo odwiedzaliśmy domy rodzin w parafii oraz malowaliśmy dekoracje, wreszcie doczekaliśmy się Bożego Narodzenia! Pomimo problemów przeżyliśmy je radośnie. 

W tym roku wyjątkowo trudno kubańczycy przeżywali końcówkę roku, a więc i Święta Bożego Narodzenia. Spore problemy z dostępem do podstawowej żywności trwają już kilka tygodni. W sklepach nie ma nawet jajek czy oleju, a po chleb ustawiają się długie kolejki, bo podobno popsuły się jedyne dwa młyny na Kubie. Na wielu stacjach benzynowych nie ma też paliwa, zwłaszcza ropy, której cena na czarnym rynku znowu poszła w górę, a i tak trudno ją dostać. Oczywiście zaprawione we wcześniejszych bojach gospodynie robiły co mogły, aby rodziny za bardzo nie odczuły kryzysu… ale podobno w styczniu ma być jeszcze trudniej. Władze zapowiadają podwyższenie niektórych podatków do 63% (transport, usługi, drobny handel czy prywatny sektor turystyczny) oraz wprowadzenie zupełnie nowych, np. 50% na skup materiałów odnawialnych (szklanych i plastikowych butelek czy aluminiowych puszek). 

Pomimo minorowych nastrojów staraliśmy się w parafii zorganizować wszystko najlepiej jak to tylko możliwe. W samą Wigilię zaproszony zostałem na kolację do jednej z rodzin. Kolacja była po prostu kolacją, bez choinki, prezentów (otrzymuje się je na Trzech Króli), opłatka, nawet dekoracji na stole, nie śpiewaliśmy też kolęd, których Kubańczycy za bardzo nie znają, ani nie śpiewają nawet w kościele. Na talerzach pojawiło się to, co każdego innego dnia: ryż z fasolą, boniato, sałatka z pomidorów oraz do popicia woda i napój. Jedynym odświętnym elementem było pieczone prosię. Za to atmosfera radosna… uśmialiśmy się sporo. 

Fot. arch. ks. Witold Lesner

Już małą tradycją stało się, że na Pasterkę do kościoła parafialnego zjeżdżają się wierni ze wszystkich wspólnot. Organizujemy transport dla wszystkich, w tym i nocny powrót. Kosztuje to sporo, ale warto. W tym roku było nas znowu więcej. Ponad 200 osób wzięło udział w uroczystej mszy św., a po niej w jasełkach oraz innych bożonarodzeniowych występach. Przygotowały je maluchy, starsze dzieci, młodzież i – co mnie najbardziej ucieszyło – dorośli. Panie z Duszpasterstwa Trzeciego Wieku, Caritas, a nawet nasza sekretarka przygotowały piosenkę i małą inscenizację. Od samego początku mojej obecności w Guisie staram się, aby przy każdej okazji angażowali się wszyscy „aby radość była pełna” – jak pisał św. Paweł, ale zawsze najstarszych zmobilizować jest najtrudniej. Tym razem się udało.  

U moich parafian bardzo mi się podoba dosłowność przeżywania Bożego Narodzenia. Gdy dwa lata temu „odkryliśmy”, że 25 grudnia to właściwie kolejna rocznica urodzin Jezusa, zaczęły pojawiać się kolejne akcenty zwykłego świętowania urodzin: tort ze świeczkami (mieliśmy problem z wytypowaniem osoby, która „jest godna je zdmuchnąć”), toast kapinką miejscowego wina, balony jako dekoracja czy dyskotekowa muzyka, by można było trochę potańczyć. W tym roku była dla dzieci pełna słodyczy piniata, a dla dorosłych aliniao, słodki alkohol z owoców, którym tradycyjnie w naszym regionie rodzice częstują gości z okazji urodzenia dziecka. 

Fot. arch. ks. Witold Lesner

Na Kubie bardzo szybko można przejść od fiesty do normalności szarzyzny dni. Na ulicach nie ma żadnych dekoracji bożonarodzeniowych, nie można usłyszeć kolęd (panuje wszędobylski  głośny reaggeton – w tym roku w dzień Bożego Narodzenia musieliśmy dzwonić do siedziby władz partii, bo pracownik domu kultury nie chciał ściszyć muzyki na czas mszy św., a przy głośniej nie dało się odprawiać), również w telewizji, radiu czy prasie świątecznych tematów, ani nawet akcentów nie ma. Jedynym wyjątkiem jest coroczne pięciominutowe orędzie biskupa w lokalnym radiu. W większości domów jedyną dekoracją jest plakat, pocztówka czy obrazek z małym Jezusem, Maryją i Józefem. Nie ma choinek, bo naturalnych po prostu nie ma, a te sztuczne kupić można tylko mając wielkie szczęście i sporo pieniędzy. Udało mi się jednak przeżyć kilka pięknych chwil, by choć trochę uratować z tak dobrze nam znanego świątecznego klimatu. 

Drugiego dnia Świąt spotkaliśmy się z młodzieżą u jednej rodziny – tu pojawiły się kolędy i nawet lody! Dzień później przeżywaliśmy zakonno-kapłańskie spotkanie z biskupem, goszcząc w jednej z diecezjalnych małych wspólnot. Czas wypełniła msza święta, kolędowanie, wręczanie prezentów, które przygotowaliśmy dla siebie nawzajem, gry planszowe (grałem po raz pierwszy w jakąś grę w gronie polsko-meksykańsko-kubańskim i udało mi się nawet wygrać). Całość uwieńczyliśmy obiadem na wolnym powietrzu.  

Czwarty dzień oktawy Bożego Narodzenia to znowu spotkanie z młodzieżą, tym razem w grupce osób, które wybierają się na Światowe Dni Młodzieży do Panamy. Uczestniczył również biskup, który jedzie z nami. Było to równocześnie podsumowanie naszego kilkumiesięcznego cyklu spotkań formacyjnych. Tu również ubawiliśmy się nieźle, zwłaszcza przygotowując program artystyczny. 

Fot. arch. ks. Witold Lesner

Najbardziej jednak „klimatycznym” wydarzeniem było opłatkowe spotkanie w polskim gronie, które zorganizowaliśmy krótko przez Bożym Narodzeniem. Po raz pierwszy udało nam się spotkać tak licznie. Było nas dziewięcioro: czterech księży, trzy siostry zakonne oraz goście specjalni: pani konsul z mężem z naszej ambasady w Hawanie. Wszystko było jak być powinno: fragment Pisma św., modlitwa, życzenia składane przy łamanym opłatku, śpiewanie kolęd, tradycyjne potrawy (nie liczyłem, czy dwanaście) oraz prezenty pod piękną choinką. Siostra Anna wyczarowała w kuchni istne cuda. Był barszcz i dwa rodzaje pierogów, kapusta z polskimi grzybami, ziemniaki (nie mam pojęcia, skąd je wzięła), sałatka warzywna, pierniki… cuda, cuda… Jedliśmy w niemal idealnej ciszy, delektując się polskimi smakami. Słychać było tylko… polskie kolędy. Siostra Ania jest naszą narodową bohaterką!  

To były piękne chwile… ech! 

Niech Emmanuel wszystkim Wam błogosławi, niech z mocą objawia swoją obecność, niech daje zdrowie ciała i ducha oraz codzienną wytrwałość w poszukiwaniu i odkrywaniu wciąż na nowo ścieżek do spotkania z Nim, w Bożym domu, naszym domu…  

Bóg zapłać za wszystkie modlitwy, przysłane życzenia i złożone ofiary. W intencji wszystkich przyjaciół i dobrodziejów 25 grudnia ofiarowałem mszę św. 

Wybrane dla Ciebie

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze