Wojna Kenów i Barbie [RECENZJA]
Kinomaniacy w ostatnich tygodniach oszaleli na punkcie filmu „Barbie”. Kolejne seanse opowieści o najbardziej znanej lalce świata przyciągają do kin tłumy. Widzowie nierzadko mają na sobie coś różowego, bywa że cały ich outfit jest w takim kolorze. Postanowiłem więc sprawdzić, czy to naprawdę dobry film, czy też po prostu efekt spektakularnej kampanii promocyjnej.
Chyba każdy słyszał o Barbie. Najpopularniejsza lalka na świecie powstała w 1958 r. dzięki Ruth Handler, w kolejnym roku zadebiutowała na targach zabawek w Nowym Jorku. W ciągu kilkudziesięciu lat powstały setki wersji Barbie. Popularna lalka wcielała się w wiele zawodów i przyjmowała różne role społeczne. Dobrze pokazała to zresztą zakończona niedawno wystawa „Barbie. Nieznane oblicza”, którą można było oglądać w poznańskim Muzeum Sztuk Użytkowych. Obejrzałem ją podczas tegorocznej edycji Nocy Muzeów. Muszę przyznać, że bardzo zaskoczyło mnie, jak szeroki jest świat lalek Barbie. Zdałem sobie wówczas sprawę z tego, jak mocno świat tych zabawek buduje alternatywną rzeczywistość. Lalki Barbie nie tylko wykonują bardzo klasyczne zawody, ale są też sportowczyniami, zdobywczyniami nagród Nobla, sędzinami Sądu Najwyższego, jest nawet Barbie prezydentka. Na wystawie widziałem też lalki z niepełnosprawnością i z bielactwem. W ostatnich latach zaczęto też produkować Barbie wyglądające inaczej niż „klasyczna” wersja Barbie – są wyższe, niższe, niektóre są „przy kości”, mają różne kolory włosów i karnacje. Różnorodność – to pokazała poznańska wystawa o Barbie. Ciekawostka – można było zobaczyć też polską wersje Barbie – ubraną w strój jednego z regionów naszego kraju. Barbie to społeczny i kulturowy fenomen – nie da się obok niego przejść obojętnie.
>>> Jak zrobić z życia „wow” [FELIETON]
Świat na różowo
Tę samą różnorodność świata lalek Barbie widzimy w obrazie Grety Gerwig (wcześniej wyreżyserowała „Lady Bird”, za ten film otrzymała nominację do Oscara, oraz „Małe kobietki”). Główna bohaterka, w którą wcieliła się Margot Robbie, to Stereotypowa Barbie. Mieszka w Barbie Landzie. Jej sąsiadkami i koleżankami są inne Barbie – prezydentka, fizyczka, syrena, sędzina, lekarka itd. Można tak wymieniać w nieskończoność – bo bohaterki filmu to odpowiedniczki lalek, które przez kilkadziesiąt lat udało się wypuścić na rynek firmie Mattel. Barbie Land zamieszkują również Kenowie. Ich rolą jest głównie bycie… dodatkiem do Barbie. Dlatego to tylko Barbie mają swoje domy, żadna z bohaterek nie wie, gdzie mieszkają Kenowie. Barbie Land przypomina miasteczko zrobione z mnóstwa domków dla lalek Barbie (oczywiście bez ściany zewnętrznej, jak to w domkach dla lalek Barbie – widzimy całe wnętrze) i innych akcesoriów. Świat z plastiku, sztuczny. Stereotypowa Barbie nawet gdy je i pije, to tak naprawdę niczego nie je i nie pije. Korzysta z plastikowych akcesoriów dla lalek. Muszę przyznać, że scenografia zachwyca. Owszem, wszechobecny róż na początku może trochę przerażać, ale łatwo go oswoić i się do niego przyzwyczaić. A potem też docenić, z jaką skrupulatnością odtworzono plastikowy, w gruncie rzeczy – kiczowaty, świat Barbie. I tak obserwujemy, jak Stereotypowa Barbie, i jej koleżanki, prowadzą idealne życie w świecie Barbie Landu. W świecie, co ważne, pewnej idei. Ale to życie jest idealne do czasu…
Dwa światy
Stereotypowa Barbie zaczyna mieć myśli… o śmierci. Myśli właściwie niedopuszczalne w świecie Barbie. Plastikowa lalka zaczyna rozmyślać na poważne tematy egzystencjalne – to niedopuszczalne w świecie, w którym każdy kolejny dzień wyglądać ma tak samo i ma być tak samo idealny. Świat Stereotypowej zaczyna mieć coraz więcej rys. Barbie udaje się do Dziwnej Barbie, by ta jej pomogła. Okazuje się, że rozwiązanie problemu znajduje się w prawdziwym świecie. Stereotypowa musi więc wyruszyć do Kalifornii i znaleźć dziewczynkę, która się nią bawi. Jako pasażer na gapę w podróż z nią zabiera się jeden z Kenów – zagrany przez Ryana Goslinga. Trafiają razem do prawdziwego świata i tu zaczyna się ich niesamowita przygoda. Oba światy diametralnie się od siebie różnią. W świecie Barbie rządzą Barbie, a więc kobiety. Właściwie tylko one się tam liczą, Kenowie im zwyczajnie towarzyszą, mają co najwyżej „dobrze wyglądać”. Dlatego Barbie jest tak zdziwiona, gdy w realnym świecie okazuje się, że jest odwrotnie. Kobiety mają w nim niewielkie znaczenie, a rządzą nim mężczyźni. Nawet szefowie firmy Mattel, produkującej lalki Barbie, to mężczyźni. Patriarchat bardzo zaskakuje Kena – nagle bohater ten zauważa, że jest szanowany i że nie musi być tylko dodatkiem do Barbie. Ktoś się z nim liczy! Ten fakt zechce potem wykorzystać w Barbie Landzie, gdzie stanie się przywódcą czegoś na kształt rewolucji. Gdybym miał powiedzieć o czym jest ten film, to powiedziałbym, że właśnie o walce matriarchatu z patriarchatem. O walce, z której – dopóki jest toczona – żadna ze stron nie wyjdzie zwycięsko. Dopiero znalezienie złotego środka – równości – jest w stanie zakończyć tę walkę. Bohaterowie muszą zauważyć, że mogą się różnić i mogą pełnić różne role społeczne, wykonywać różne zawody i żadna z płci nie powinna być uprzywilejowana. Bo nie ma gorszych i lepszych ludzi. Slapstickowa komedia o lalce Barbie zaskakuje tym, że można z niej wynieść naprawdę wiele wartościowych i głębokich treści! Treści podanych zresztą w bardzo humorystyczny sposób – ja się naprawdę dobrze bawiłem na tym seansie.
Nie tylko młodość
„Barbie” jest też mocnym głosem w dyskusji o kanonach piękna. Wciąż jeszcze niektórzy wyznają kult wiecznej młodości. Wydaje im się, że tylko młode jest piękne. Tymczasem jedna z najbardziej wzruszających scen rozgrywa się na przystanku autobusowym. Stereotypowa siada obok staruszki – pewnie pierwszy raz w życiu widzi osobę w wieku senioralnym. I z wyraźnym przejęciem mówi do starszej kobiety: „Jest pani piękna”. Można te scenę wziąć w nawias i o niej zapomnieć, mi jednak wydaje się, że ma ogromne znaczenie dla odczytania całego filmu. Bo obraz Grety Gerwig chce nam przede wszystkim pokazać, że ogromną wartość ma bycie zwykłym człowiekiem, bycie sobą. Nieważne, ile mamy lat, ile kilogramów nadwagi czy niedowagi, czy jesteśmy „stereotypowo” piękni i przystojni, czy też nie. „Barbie” pokazuje, że każdy z nas jest wartościowy – i każdy może być piękny. Trzeba to tylko zrozumieć – choć warto też czasem usłyszeć to od drugiej osoby. Coraz więcej mówi się o docenianiu ludzi w różnym wieku – i bardzo dobrze. Trzeba walczyć społecznie z ageizmem, czyli z dyskryminacją ze względu na wiek. Film o Barbie zresztą w kluczowych scenach też wprowadza pewną postać w wieku senioralnym – i pięknie pokazuje, że często w parze ze starością idzie też mądrość.
Bądź zwykła, zwykły
Pewnie pamiętacie disnejowską serię animacji „Toy Story”. Opowieści niby o zabawkach, ale tak naprawdę o nas, o świecie ludzi. I mam wrażenie, że „Barbie” może być w tych czasach taką nową wersją „Toy Story” (swoja drogą, w jednej z części tej serii Barbie też odegrała kluczową rolę). W różowej scenografii dostaliśmy bowiem coś w rodzaju współczesnej, baśni czy bajki dla dorosłych. Można zatrzymać się na poziomie humoru, absurdu i kiczu, których w „Barbie” nie brakuje (choć widzowie śmieją się w różnych momentach – to pokazuje, że to film dla ludzi o różnych poglądach). Ja jednak zachęcam do wejścia głębiej w świat tego obrazu. Bo można wyczytać z niego wiele mądrych treści – nie tylko tych, o których wspomniałem. Bo walka świata mężczyzn i kobiet czy negacja kultu wiecznej młodości to tylko początek szeregu kwestii społecznych, które porusza „Barbie”. Ale gdyby zapamiętać tę jedną, najważniejsza sprawę – to będzie nią jednak ta zachęta do bycia zwykłym człowiekiem. Nawet będąc dziennikarką/dziennikarzem, prezydentką/prezydentem czy też astronautką/astronautą nadal warto być przede wszystkim zwykłym człowiekiem – warto być sobą. Zaskakujące, jak wiele do powiedzenia o współczesności ma film o lalce Barbie. A dodam jeszcze, że do atutów tego obrazu dołożyć trzeba też świetną ścieżkę dźwiękową i grę aktorów. Wybijają się oczywiście Margot Robbie, jako Stereotypowa Barbie, i Ryan Gosling – jako Ken. Choć ja byłem zachwycony Americą Ferrerą, która zagrała Glorię, kobietę ze świata realnego.
„Barbie” zdecydowanie zdobywa moją rekomendację – pójdźcie do kin i zobaczcie ten film! To kawał naprawdę dobrego kina, a nie tylko efekt skutecznej kampanii promocyjnej.
Wybrane dla Ciebie
Czytałeś? Wesprzyj nas!
Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!
Zobacz także |
Wasze komentarze |