Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Kuba pochodzi z Nigerii, rozpoczął seminarium w Kamerunie, dzisiaj studiuje w WSD w Obrze [ŚWIADECTWO]

Jacob Msughter Mgbangun poznał misjonarzy oblatów w swojej rodzinnej parafii w Nigerii. Kilka lat później wstąpił do seminarium w Kamerunie. W zeszłym roku został wybrany jako jeden z dwóch kandydatów na studia do Wyższego Seminarium Duchownego Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej w Obrze. W grudniu 2022 roku przyleciał do Polski. „Było zimno, a na ziemi leżał śnieg, który zobaczyłem po raz pierwszy w życiu” – opowiada Karolinie Binek.

Nazywam się Jacob Msughter MGBANGUN. Urodziłem się 7 października 2001 roku w monogamicznej rodzinie, w której było sześcioro dzieci. Jestem najstarszym synem moich rodziców. Pochodzę z Makurdi, stolicy stanu Benue, który leży w środkowo-wschodniej Nigerii. 

Zostałem ochrzczony 23 kwietnia 2002 roku w parafii pw. Świętej Marii w North Bank w rejonie Makurdi. Tutaj również 23 kwietnia 2011 roku przyjąłem sakrament pierwszej Komunii świętej, a sakrament bierzmowania w parafii pw. Chrystusa Króla w Ichwa, 11 marca 2018 r., z rąk bp. Wilfreda Chikpa Anagbe CMF, biskupa diecezji Makurdi w stanie Benue w Nigerii.

Naukę rozpocząłem w wieku 6 lat, w roku szkolnym 2007/2008 w szkole podstawowej przy University of Agriculture Staff School Makurdi. Świadectwo jej ukończenia (FSLC) uzyskałem w roku 2012/2013. W następnym roku rozpocząłem naukę w szkole średniej w Demonstration Secondary School Makurdi. Tutaj zdałem egzaminy i uzyskałem świadectwo edukacji podstawowej (BECE), a od 2016 do 2019 roku uczyłem się w KADNA Secondary School Naka, Gwer West, gdzie po zdaniu egzaminów uzyskałem maturę (WAEC).

Od dzieciństwa należałem do grup działających w parafii, wśród których były grupy: młodzieżowa pod nazwą Katolicka Organizacja Młodzieży Nigerii, ministranci, lektorzy, Legion Maryi oraz grupa różańcowa. Jako dziecko uwielbiałem mecze piłki nożnej i siatkówki, przebywanie z przyjaciółmi, słuchanie muzyki… oraz zabawę w księdza. Myślę, że to ucieleśniało moje pragnienie zostania księdzem. Od czasu do czasu miałem postanowienia i motywacje, by nim zostać, ale także pokusy i zniechęcenia, które mnie chciały od tego odwieść.

Moja ojczyzna chrześcijańska i muzułmańska

Nigeria to kraj leżący w Afryce Zachodniej, nad Zatoką Gwinejską, a jego nazwa pochodzi od rzeki Niger. Stolicą jest Abudża. Posiada wiele rezerwatów dzikiej przyrody. Na obszarach chronionych, takich jak Park Narodowy w Cross River i Park Narodowy w Yankari, znajdują się wodospady, gęste lasy deszczowe, sawanna i rzadkie siedliska ssaków naczelnych. Mój kraj nazywany jest często „Gigantem Afryki”, ponieważ jest on najludniejszym krajem w Afryce, żyje tu około 250 różnych grup etnicznych. W połowie roku 2023 szacowana populacja Nigerii wynosiła 223 804 632 ludzi, co odpowiada 2,78% całkowitej populacji świata. Językiem urzędowym jest język angielski, ale Nigeryjczycy porozumiewają się także w swoich miejscowych narzeczach, a jest ich ponad 500!

Nigeria składa się z 36 stanów i federalnego terytorium stołecznego. Jednym ze stanów, z którego ja pochodzę, jest Benue. Stan Benue to jeden z północno-środkowych stanów Nigerii, liczący około 4 253 641 mieszkańców. Stan wywodzi swoją nazwę od rzeki Benue, która jest drugą co do wielkości rzeką w Nigerii, po rzece Niger. Zamieszkuje go lud Tiv (do którego należę) oraz Idoma i Igede. Religią, którą tutaj wyznaje większość mieszkańców jest chrześcijaństwo, jednak mieszkają tu także wyznawcy islamu.

Targ w Lagos, Nigeria, fot. EPA / AKINTUNDE AKINLEYE

Mój kraj bardzo długo był kolonią brytyjską, a niepodległość uzyskał 1 października 1960 roku. Nigeria jako państwo powstała po różnych zamieszkach w 1976 roku, kiedy powstało siedem nowych stanów, które dołączyły do tych, które już były. Proces ten trwał aż do roku 1996 – kiedy to ostatecznie utworzono w Nigerii 36 jednostek administracyjnych.

Podstawą gospodarki Nigerii jest rolnictwo i eksploatacja złóż ropy naftowej. Dodam jeszcze, że w Nigerii bardzo rozwinięty jest przemysł filmowy, a kinematografia nigeryjska nazywana jest Nollywood i jej produkcja jest drugą na świecie, zaraz po Bollywood.

>>> Kiekrz – tutaj nad jeziorem Jezus objawił się świętej Faustynie Kowalskiej [REPORTAŻ]

Fryzjer i oblat

Pragnienie zostania księdzem było we mnie od dzieciństwa, ale nie znałem różnicy między misjonarzami a księżmi diecezjalnymi.                                                                                     

Moja droga do oblackiego życia zakonnego rozpoczęła się w 2013 roku, kiedy spotkałem pierwszych oblatów podczas uroczystości ustanowienia  mojego pierwotnego kościoła pw. Chrystusa Króla w Ichwa jako parafii. Już rok później zacząłem oficjalnie aspirować do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów Maryi Niepokalanej pod opieką ojca Gabriela Obi, który był wówczas nowym proboszczem, i Godwina Iorkyaa, który był wówczas diakonem. Mimo że starałem się przez te wszystkie lata praktyki, to list aplikacyjny pisałem dopiero w 2019 roku, ponieważ musiałem zdać najpierw maturę. Ten rok  jest dla mnie niezapominany, ponieważ 22 września napisałem prośbę o przyjęcie mnie do Zgromadzenia Misjonarzy Oblatów, a w międzyczasie uczyłem się fryzjerstwa. W kwietniu 2020 r. razem z innymi kandydatami pisałem egzamin, który był jakby konkursem, lecz jego zdanie dawało mi szansę do wstąpienia do Oblatów. Z łaską Bożą znalazłem się w gronie dwóch przyjętych do prenowicjatu i 26 czerwca oficjalnie otrzymałem list przyjęcia i list polecający od mojego proboszcza, którym był wówczas ojciec John Francis Ekpo OMI.  

Od tego momentu zaczęły pojawiać się u mnie trudności, nie pochodziły one jednak od rodziców, bo miałem ich zgodę na to, aby zostać kapłanem. Były to trudności finansowe, lecz Bóg w swojej wielkiej dobroci przyszedł nam z pomocą i nawet kilkoro ludzi dobrego serca zwróciło się do nas i ofiarowało nam swe wsparcie. Udało mi się też zdobyć paszport międzynarodowy, kupić trochę ubrań, mszał rzymski, brewiarz i wiele innych potrzebnych mi rzeczy.

Do Kamerunu pojechałem 31 sierpnia 2020 roku razem ze współbraćmi pochodzącymi ze wschodu i północy Nigerii. Niestety językiem urzędowym w Nigerii jest język angielski, więc aby nasza formacja dawała efekty w Kamerunie, gdzie językiem urzędowym jest język francuski, musieliśmy się nauczyć tego języka.

Fot. Archiwum prywatne Kuby

Oficjalny prenowicjat rozpoczął się 31 października 2020 r. mszą świętą, którą sprawował ojciec prowincjał z prowincji Kamerun. Formacja w prenowicjacie trwała dziewięć miesięcy, a składała się na nią wspólna modlitwa, praca, sport, duszpasterstwo, lekcje z oblatami, wycieczki oraz dwutygodniowy staż w parafiach.

Prenowicjat był dla mnie rokiem pełnym dobrych, a zarazem szokujących doświadczeń; był rokiem spotkania z Chrystusem, a także z braćmi pochodzącymi z różnych narodowości i kultur, rokiem wypełnionym nauką języka francuskiego i wieloma innymi rzeczami. Wypada mi podkreślić, że rok prenowicjatu charakteryzował się także serdecznością i braterstwem panującym pomiędzy współbraćmi i formatorami, krótkim czasem zajęć bożonarodzeniowych, festiwalami, wieczorami kulturalnymi, rekreacją, zajęciami duszpasterskimi i wycieczkami. Były też wizyty przyjaciół i wiele różnych ciekawych wydarzeń, ale były też i silne chwile zwątpienia, strachu i smutku, zwłaszcza w obliczu odejścia niektórych naszych kolegów na początku roku, a także reorientacji innych na jego koniec. Rok prenowicjatu oficjalnie zakończył się 21 maja 2021 roku, świętem św. Eugeniusza de Mazenoda (założyciela oblatów).

Po prenowicjacie zostałem przyjęty do nowicjatu. Przyjechałem do niego dopiero po dwóch miesiącach wakacji, czyli 1 sierpnia 2021 r. Oficjalne wstąpienie do nowicjatu odbyło się jednak dopiero 14 sierpnia, po rekolekcjach przygotowawczych.  Nowicjat był rokiem w pełni kanonicznym i obejmował także przebywanie trzy tygodnie w parafii, aby doświadczyć życia oblackiego w okresie wielkanocnym.  Podobnie jak w prenowicjacie i ten rok był naznaczony pracą fizyczną, życiem duchowym, kierownictwem duchowym, rekolekcjami, kursami oraz sesjami wewnętrznymi i między innymi nowicjuszami. Oprócz tych wydarzeń był też czas dla nas bardziej znaczący i niezapomniany, czyli moment przyjęcia sutanny na zakończenie nowicjatu. Ale były też trudne chwile, pokusy, smutki i wątpliwości. Nowicjat zakończył się 8 września złożeniem pierwszych ślubów zakonnych; odtąd moją drogą do kapłaństwa jest ubóstwo, czystość, posłuszeństwo i wytrwałość.

>>> Karol Chmiel OMI: tym, co sam przeżyłem, chcę dzielić się z innymi [ROZMOWA]

Wysłany do Polski                                                                    

Przed złożeniem ślubów dotarła do mnie wiadomość z Rady Prowincjalnej Prowincji Kamerun, że zostałem wybrany i wysłany przez prowincję jako drugi kandydat na studia do Polski. Moje pierwsze wrażenia to był przede wszystkim strach związany z poznawaniem nowej kultury i strach przed spotkaniem z nowym, dość skomplikowanym językiem, ale bez wahania zgodziłem się, licząc na łaskę Bożą. Bez zbędnych opóźnień musieliśmy ze współbratem z Kamerunu od razu zdobyć wizę. W tym celu za zgodą mistrza nowicjuszy i przełożonego prowincjalnego udałem się ze współbratem Jeanem Rostandem Hulboro do Nigerii, aby dopełnić procedur wizowych. Niestety za pierwszym razem wiz nie dostaliśmy, wróciliśmy więc do Kamerunu i pomyślałem sobie, że jeśli chodzi o wyjazd do Polski, to już  jest koniec, bo polecono nam rozpocząć filozofię w stolicy Kamerunu Jaunde. Po miesiącu i kilku tygodniach spędzonych w Jaunde, a dokładniej 30 października, zadzwonił do nas ojciec Ludwik Stryczek OMI, wikariusz prowincjalny, z prośbą, abyśmy ponownie pojechali do ambasady Nigerii, gdyż mamy wyznaczony nowy termin wizyty na 9 listopada.  Pojechaliśmy więc znowu do Nigerii i tym razem dzięki łasce Bożej i wsparciu ojca Ludwika dostaliśmy wizę. Będąc w Makurdi, skorzystałem z okazji i spotkałem się z rodziną. Nie było już czasu na wakacje, wróciliśmy więc do Kamerunu, aby przygotować się do podróży.

W sobotę, 10 grudnia 2022 r., dwa dni po święcie Niepokalanego Poczęcia NMP, nadszedł dzień wyjazdu.  Wstaliśmy już o 3:00 w nocy, żeby się przygotować i jechać na lotnisko, skąd wystartowaliśmy około 6:30 rano. Noc spędziliśmy na lotnisku w Casablance w Maroku.  Następnego dnia o godzinie pierwszej w nocy polecieliśmy dalej do Frankfurtu w Niemczech, a stamtąd innym samolotem do Polski. Wreszcie, około godziny 8:00 dotarliśmy do Krakowa. Było to w niedzielę, 11 grudnia 2022 roku. Było zimno, a na ziemi leżał śnieg, który zobaczyłem po raz pierwszy w życiu. Potem w towarzystwie współbrata Douglasa i diakona Adama, którzy przyjechali po nas z naszej obrzańskiej wspólnoty, po kilkugodzinnej jeździe samochodem dotarliśmy około 20:00 do celu naszej podróży. Obra powitała nas śnieżnym wieczorem, a obrzański klasztor ciepłym klimatem.

>>> Wyjazdy misyjne – pomoc, która się mnoży

Moje pierwsze wrażenia i strach                                                            

Jak każdy na obcej ziemi, również i ja miałem pierwsze przemyślenia i wrażenia na temat Polski i Polaków. Niezbędne jest jednak rozpoczęcie od kwestii języka, który jest pierwszym krokiem do integracji z nieznaną kulturą. Już wcześniej słyszałem, a potem sam odkryłem, że język polski jest wyjątkowo trudny w porównaniu do innych języków, których się uczyłem (angielskiego i francuskiego). Po drugie, klimat i warunki pogodowe również budziły mój strach, co wynikało z tego, skąd pochodzę. Po trzecie: jedzenie. Jako Nigeryjczyk pochodzący z tak zwanego „Koszyka Żywności Narodu” obawiałem się, że nie znajdę tu smacznych i tradycyjnych dań, które lubiłem w swoim kraju.  Po czwarte, zastanawiałem się, jak zostanę postrzegany przez ludzi w „białym kraju”.  Miałem tu na myśli kwestię koloru skóry i różnorodności kulturowej. Pomimo różnych obaw i późniejszych wrażeń bez problemu i szybko zintegrowałem się ze wspólnotą i parafianami oraz zostałem życzliwie przyjęty przez współbraci. Przyzwyczaiłem się do polskich posiłków i po kilku dniach bardzo mi one smakowały i muszę przyznać, że polska kuchnia jest wyjątkowo smaczna. W Polsce najbardziej podoba mi się ochrona kulturowa i religijna. Odkryłem też, że prawie 90% historii kraju nie da się opowiedzieć bez nawiązania do Kościoła katolickiego. Polacy są mili, wiem to po swoim doświadczeniu, jakie miałem w czasie wizyt w kilku polskich rodzinach. Jednak do tej pory, po dziesięciu miesiącach, najtrudniejszy jest dla mnie mimo wszystko język.

>>> Młodzi nie chcą zbawienia, tylko żyć tu i teraz – pokolenie Z w Kościele i w pracy

Nauka języka polskiego                                                                          

Zaczęliśmy zajęcia z języka polskiego już kilka dni po naszym przyjeździe. Zajęcia odbywały się z panią Barbarą Bajon. Razem z nami uczył się także Dominik, prenowicjusz z Kanady. Na początku mieliśmy zajęcia dwa razy w tygodniu, a po miesiącu trzy razy.        

Naukę polskiego zaczęliśmy od bardzo podstawowego poziomu, czyli alfabetu, uczenia się po polsku czytania liczb, godzin, upływającego czasu, poruszania się w przestrzeni, poznawania znaczenia różnych polskich nazw oraz wymowy trudnych polskich głosek. Prowadziliśmy krótkie dialogi, a z upływem czasu coraz dłuższe konwersacje. Powoli poznawaliśmy też tajniki polskiej koniugacji i deklinacji… Oprócz dni, w których były zajęcia, każdy miał swój czas na naukę osobistą. Organizowaliśmy także weekendowe studia ze współbratem, co przyspieszyło proces uczenia się. Na początku nic nie rozumieliśmy, kiedy mówił nasz nauczyciel, ale mieliśmy nadzieję, że pewnego dnia będzie lepiej. I tak było! Nauka ogólna była trudna, ale to, co sprawiło mi największą trudność w czasie kursu językowego, to odmiana polskich rzeczowników.                                                                           

Fot. Karolina Binek/Misyjne Drogi

Po sześciu miesiącach nauki odkryłem, że nastąpiła poprawa, ale nie byłem zadowolony, gdy porównałem swoje doświadczenia z tym, jak szybko nauczyłem się języka francuskiego.

Kurs filozofii rozpoczęliśmy 29 września już jako studenci pierwszego roku WSD, czyli po dziewięciu miesiącach kursu językowego. Nauka nigdy nie była łatwa i wciąż się uczymy, ponieważ „uczenie się to proces”.

Życie w seminarium                                                                       

W seminarium kierujemy się planem, który obejmuje czas na pobudkę, modlitwę, posiłki, rekreację, naukę, pracę, sport itp. Obecnie w seminarium pełnię funkcję pracownika parku i infirmerii. W parku chodzi o to, żeby wszędzie było czysto i schludnie. W infirmerii zaś chodzi o noszenie jedzenia i leków chorym współbraciom. Jestem bardzo zadowolony z tych prac i zadań.  Aby zachować formę, często gramy ze współbraćmi w piłkę nożną, spacerujemy lub jeździmy na rowerze. Dla naszego duchowego wzrostu mamy mszę świętą, adoracje, nabożeństwa, czytania duchowe i kierownictwo duchowe. W ramach formacji intelektualnej uczestniczymy w zajęciach z filozofii, Biblii, teologii, łaciny, języka angielskiego i wielu innych przedmiotów. A dla relaksu mamy przynajmniej jeden dzień w miesiącu przeznaczony na wycieczkę.

>>> Nasze życie pokazuje nam, że Bóg jest z nami i jest w tym wszystkim dobry [ROZMOWA]

Plany na przyszłość                                                            

„Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia  świata” (Mt 20,19). Podążając za tym zaproszeniem Chrystusa i podejmując decyzję o zostaniu misjonarzem, nie mam żadnych konkretnych planów na przyszłość. Nie oczekuję, że będę pracował w jakimś konkretnym miejscu. Jestem gotowy udać się tam, dokąd Kościół głośno wzywa swoich szafarzy, którym powierzył najdroższe sprawy swego boskiego Oblubieńca (oblackie Konstytucje i Reguły).               

Może to być Polska, może to być Kanada, a nawet Afryka…

Czytałeś? Wesprzyj nas!

Działamy także dzięki Waszej pomocy. Wesprzyj działalność ewangelizacyjną naszej redakcji!

Zobacz także
Wasze komentarze